Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Wywiady

„Staram się łamać stereotypy na każdym kroku”

 fot. Arch. Bartosza Bierowca

Uprawianie sportu, nawet ekstremalnego, przez osoby niepełnosprawne nie dziwi już tak, jak jeszcze kilka lat temu, a jednak co jakiś czas łapiemy się na tym, że trudno nam uwierzyć w brak ograniczeń. Jeśli są, to tylko w naszych głowach i w niewłaściwym, stereotypowym postrzeganiu niepełnosprawności - powiedział w rozmowie z Bogdanem Ingerslebenem krakowianin, Bartosz Bierowiec, niewidomy uczestnik 40. jubileuszowego Biegu Piastów.



Bartosz Bierowiec:  W tym roku postanowiliśmy zrobić eksperyment, który przed rokiem nie mógł dojść do skutku ze względów zdrowotnych - czyli: w piątek 4 marca, razem z synem, który jest moim przewodnikiem w biegach narciarskich, biegniemy dystans 25 km. To będzie wyzwanie, zarówno dla mnie jak i dla syna, ponieważ on ma dopiero 11 lat.

Bogdan Ingersleben: Powiedziałeś, że syn jest twoim przewodnikiem, bo bieganie na nartach nie jest dla Ciebie proste.

B.B.: W moim przypadku mało rzeczy jest prostych i dosłownych.  Można powiedzieć, że jestem osobą niewidomą. Ja sam staram się używać określenia  "niedowidzący", "słabo widzący", jednak z medycznego punktu widzenia jestem osobą niewidomą. Zacząłem tracić wzrok w wieku 15 lat. Będąc bardzo aktywnym, sportowo usposobionym człowiekiem,  poczułem  nagle, że coś zaczęło się psuć. Nie załamałem się, nastawiłem się do tego tak, by minimalizować ograniczenia i robić wszystko, co sprawia satysfakcję. Właściwie do dziś nie rezygnuje z niczego, co mogłoby mi  sprawiać przyjemność i pomóc w normalnym funkcjonowaniu, w normalnym życiu. Aktywność fizyczna jest dla mnie formą rehabilitacji, utrzymania takiej sprawności całego organizmu, żeby te niedostatki we wzroku uzupełnić i móc normalnie funkcjonować.

B.I.: Jak wiele jeszcze widzisz?

B.B.: Przedstawię to obrazowo, bo człowiekowi, który normalnie widzi, albo nosi tylko okulary, trudno to zrozumieć.  Mam uszkodzone nerwy wzrokowe. Jest więc problem z transferem informacji z oczu do odbiornika, czyli do mózgu.  Moje widzenie to są takie rozmazane kolorowe plamy w bardzo ograniczonym polu widzenia. Z tym, że kolory też nie są specjalnie wyraźne. Czyli tak obrazowo, dla kogoś, kto uprawia sporty zimowe: jeżeli założy gogle, większość tych gogli zaklei czarnym papierem, zostawi tylko niewielkie koło z doklejona na środku czarną plamką, następnie zaparuje te gogle,  to zobaczy mniej więcej to, co ja widzę na co dzień.  

B.I.:  Nie poddajesz się, jesteś uśmiechnięty, mało tego, bieganie na nartach to nie jedyna twoja aktywność sportowa.

B.B.:  Bo ograniczenia są tylko w naszych głowach.  Ja rozpoczynałem w sporcie bardziej wyczynowym, od wspinaczki, od wspinania sportowego, które na początku lat dziewięćdziesiątych rodziło się w Polsce.  Powstawały kluby sportowe, które zaczęły się zajmować tą dyscypliną. Powstała  sztuczna ściana na Koronie w Krakowie, w starym basenie wioślarskim, o ironio! Ja od tego wyszedłem, a jak zacząłem tracić wzrok, musiałem się wycofać z aktywności wysokogórskiej, przynajmniej z tej ekstremalnej, wyczynowej i wróciłem do swych korzeni, czyli do żeglarstwa.
Dane mi było jeszcze zdążyć zrobić uprawnienia żeglarskie i potem instruktorskie. Z tą dziedziną aktywności dość dużo wiązałem swojej pracy i przyjemności.  Nie rezygnowałem z gór, czyli z wędrówek po górach, ze zjazdów na nartach zjazdowych, z jeżdżenia na rowerze. Musiałem zrezygnować z latania, ponieważ zmieniły się przepisy i doszły dodatkowe badania lekarskie. Nie przeszedłem kolejnych badań na licencje paralotniowe i lotniowe. Nie mniej, w piwnicy jeszcze paralotnia leży i może przyjdzie taki moment, że będzie można ją wyciągnąć i z niej skorzystać. Jak widzisz tych dziedzin sportu, w których ja się próbuję realizować, jest bardzo dużo.  Uczę nadal młodych adeptów żeglarstwa. Staram się z tego nie rezygnować, co, dla ludzi z mojego otoczenia, jest bardzo abstrakcyjne.

B.I.:  A nie obawiają się, że nie dostrzegasz tego, co robią i nie jesteś w stanie sprawdzić i wyegzekwować tego, czego uczysz?

B.B.:  Kiedyś na obozie, na którym nikt, poza jedną osobą z kadry nie wiedział, że ja nie widzę, kolega instruktor zapytał  mnie, jak ja to robię, że prowadzę zajęcia nie będąc na pokładzie? Siedzę na przykład w wejściu do kabiny.  Ja nie obserwuję wszystkiego dookoła, tak jak każdy inny instruktor.  Lata praktyki na żaglach, plus to, że nie widzę, spowodowały, że mam "czucie jachtu". Nie muszę obserwować wszystkiego tak wnikliwie, jak człowiek, który pierwszy raz, czy tylko raz w roku, siada za ster i próbuje prowadzić jacht.  Prowadzenie zajęć na wodzie zawsze opierałem na tym, że załoga musi współpracować, musi sobie przekazywać informacje, więc to wszystko zebrane razem, pomagało w prowadzeniu zajęć. Jeszcze parę lat temu nie przyznawałem się wszystkim, że nie widzę, prowadząc zajęcia. Mimo to ludzie schodzili ode mnie z załogi zadowoleni i przede wszystkim nauczeni dobrej praktyki żeglarskiej, co nieraz jest dużo ważniejsze, niż zrobienie papierka. Bo w żeglarstwie liczy się dobra praktyka, umiejętności przewidywania, natomiast umiejętności techniczne, to są rzeczy wtórne. Trzeba mieć wyobraźnię, w wielu dziedzinach, nie tylko w żeglarstwie. Ale w żeglarstwie trzeba mieć dużą wyobraźnię prowadząc jacht, żeby to było bezpieczne.

B.I.:  Łamiesz wiele stereotypów. Wielu z nas nie wyobraża sobie, jak można, z taką wadą wzroku, swobodnie się poruszać, mało tego, uczyć innych - wydaje się, że wzrok jest niezastąpiony.

B.B.:  Dobrze, że dodałeś "wydaje się" i "stereotypy". Stereotypy, w przypadku osób niepełnosprawnych i niewidomych, są bardzo ciężkie do złamania, do obejścia w naszym społeczeństwie. Ja staram się łamać te stereotypy na każdym kroku. Począwszy od liceum.  Życie, takie codzienne powoduje, że gdzieś się trzeba oprzeć o stereotyp, który w czymś  przeszkadza. I dopiero trzeba ludzi do siebie przekonać, żeby móc ten stereotyp złamać, żeby otworzyć głowę innym na to, co się dzieje wokół nich. Bo nie jest sposobem nieprzyznawanie się do tego, że jestem niepełnosprawny, bo inaczej tego nazwać nie można! Jest sposobem na życie i sposobem na funkcjonowanie, pokazanie, że taki człowiek jak ja, to jest normalny gość z sąsiedztwa, który stara się funkcjonować w tych swoich ograniczeniach całkiem normalnie. Natomiast są drobiazgi, które we współżyciu między ludźmi, mogą mi ułatwić życie, ale nie tylko mi, wbrew pozorom. Najprostsza sytuacja, która to obrazuje, to jest sposób wkładania noży po umyciu naczyń. Rzecz banalna, ale wystarczy, że jak myjemy naczynia, gdzieś na wyjeździe, w biurze - po prostu gdzieś, że odłożymy je w koszyczku ostrym do dołu. I ja już nie mam problemu. Bo zwykle mam. Jak sięgam po łyżeczkę, łyżkę widelec ranię dłoń. Taki banał. A takich banałów jest w życiu mnóstwo, takich na które normalny człowiek nie zwraca uwagi, a które pomagają nie tylko mi, jako osobie niedowidzącej, ale też normalnym ludziom.

B.I.:  Pomówmy o bieganiu na nartach. Twój syn, wspomniałeś, ma teraz 11 lat, a od jak dawna uprawiacie ten sport razem?

B.B.:  Jerzyk zaczął ze mną startować w biegach masowych w wieku 8 lat. Pierwszy nasz wspólny start był na Biegu Podhalańskim na dystansie 5 km - tak dla próby. On już biegał na nartach, bo dziadek wciągnął go do narciarstwa  biegowego, a jemu się to bardzo spodobało. Więc tak dla próby wystartowaliśmy w tym biegu, by sprawdzić, czy jemu  będzie to odpowiadało. Okazało się, że się świetnie uzupełniamy. Potem, gdy emocje opadły, postanowiliśmy, że nie można tego tak zostawić i wymyśliliśmy, że może zimy będziemy spędzać na nartach biegowych i startować w różnych biegach.   

B.I.:  Jak syn ci pomaga,  jako przewodnik?

B.B.:  Podczas biegu narciarskiego przewodnik  ma wyłącznie kontakt głosowy z osobą niewidomą - to regulują przepisy. Tak więc wydając instrukcje prowadzi osobę niewidomą po stoku, albo po trasie narciarskiej.

B.I.: Jak to w praktyce wygląda? Masz słuchawkę w uchu i słuchasz instrukcji?

B.B.:  Tak też można, to jest sprawa indywidualna, zależna od tego, jak się dogrywa przewodnik z niewidomym.  Są ludzie, którzy biegają z głośniczkiem, słuchawką, są tacy, którzy pozostają w bezpośrednim kontakcie głosowym. Z reguły przewodnik biegnie za zawodnikiem.  W naszym przypadku jest odwrotnie. Myśmy się zamienili, i to Jerzyk biegnie pierwszy, instruując mnie, mówiąc, czy są tory, jak wyglądają, czy skręcają, czy się nie kończą w którymś momencie.  Mówi, czy jest przed nim podjazd, albo zjazd - słowem - buduje mi plastyczny obraz trasy. Oprócz tego widzę, w jakiś tam swój sposób, jego narty i słyszę, jak te narty zachowują się w śniegu.  Z tych wszystkich informacji buduję sobie obraz, który pozwala mi  poruszać się za nim swobodnie po trasie.  
Ale wiele treningów odbywam sam, więc uczę się też samodzielnego biegania na nartach, po to, żeby brać udział w biegach na dłuższych dystansach, na które Jerzyk jest jeszcze za młody, by móc wystartować.

B.I.: Za kilka dni zamierzasz wystartować samodzielnie właśnie w tym 54-kilometrowym biegu.

B.B.:  Tak, to jest istota tegorocznego przedsięwzięcia - mówi Bartosz uśmiechając się -   Chcę  spróbować zrobić to bez przewodnika. Chcę udowodnić i sobie i innym, że osoba niedowidząca, czy  niewidoma może się samodzielnie poruszać w przestrzeni. Myślę, że dla mnie nie będzie to problemem, bo ja sobie na co dzień radzę, poruszam się samodzielnie.  Problem jest w postrzeganiu przez ludzi z zewnątrz. Ale udało mi się przekonać organizatorów, że to jest bezpieczne i przystali na mój start w tej formule.

***

Od końca lutego trwa  festiwal narciarstwa biegowego "Bieg Piastów". Główne zawody odbędą się na Polanie Jakuszyckiej w pierwszy weekend marca -  to biegi główne na dystansach 12,5 km, 25 km, 54 km techniką klasyczną i na 30 km techniką dowolną.

W Warszawie  grupa zapaleńców stworzyła towarzystwo narciarskie "Biegówki". Nawiązali współpracę z ośrodkiem dla  osób niewidomych w Laskach pod Warszawą i zachęcili do spróbowania narciarstwa biegowego. Udało się. Wiele osób przekonało się, że może dużo więcej, niż im samym się wydawało.  W zeszłym roku, w 39. Biegu Piastów, uczestniczyła spora grupa niedowidzących i niewidomych biegaczy z przewodnikami. Program ich aktywizacji nazywa
się "Pokonać Strach".  


Bartosz Bierowiec starał się pracować zawodowo od ukończenia liceum. Od matury, aż do końca studiów  koordynował Międzynarodowy  Rajd Turystyczny organizowany przez Centrum Młodzieży w Krakowie.  Wiele razy (począwszy od 1994 roku) organizował i brał udział w  rejsach po polskich rzekach. Wisła pod żaglami (z Krakowa do Elbląga i  Iławy), Szlak Wielkich Jezior z Giżycka przez Warszawę, aż do Gdańska, to tylko niektóre zrealizowane pomysły.  Pracował przy projektach unijnych wspierających niepełnosprawnych. Pół roku temu konieczna była jednak kolejna operacja ratowania tego, co jeszcze ze wzroku zostało. Długa nieobecność w pracy w dalszej konsekwencji przyczyniła się do utraty miejsca pracy. Czasu jednak nie marnuje. Dotarł do wielu osób niepełnosprawnych, którzy, tak jak on, są aktywni sportowo.  Trafił też do stowarzyszenia "Nie Widzę Przeszkód". Stowarzyszenie stworzone, przez  osoby niewidome i niedowidzące, aktywizuje sportowo osoby z dysfunkcjami wzroku, przykładowo:  we współpracy z ośrodkiem dla niewidomych z ul. Tynieckiej stworzyli drużynę Blind Football'u. Więcej o ich działalności na stronie  http://niewidzeprzeszkod.pl/.  



Źródło:
;