Nauczanie
Abp Jędraszewski: Bezczeszczeniu kościołów towarzyszy degradacja człowieka
- Gdzie nie ma świątyń, tam nie ma też modlących się ludzi. Gdzie ludzie się nie modlą, tam z coraz większym trudem można w ich obliczach dostrzec wzór i podobieństwo ich Stwórcy. Gdzie ludzie odwracają się od Boga, tam coraz bardziej agresywnie są głoszone idee i hasła wymierzone w godność kobiety i mężczyzny, w nierozerwalność i świętość małżeństwa oraz w rodzinę jako najbardziej podstawową komórkę społeczną - mówił w piątek 24 listopada metropolita krakowski.
W Sanktuarium Bożego Miłosierdzia abp Marek Jędraszewski przewodniczył Mszy św. w ramach 25-lecia Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. Dziękował podczas niej za ten jubileusz oraz za „wszelkie dobro, które członkowie stowarzyszenia czynią dla rodzin w naszej archidiecezji i ojczyźnie".
W wygłoszonej homilii zwrócił uwagę m.in. na powszechne dziś bezczeszczenie kościołów, które nieraz przemieniane są w bary lub sale koncertowe. Na samym początku odwołał się jednak do czytania z Pierwszej Księgi Machabejskiej, w którym jest mowa o poświęceniu świątyni w Jerozolimie. Jak przypomniał, wydarzyło się to w 164 roku przed narodzeniem Chrystusa. - Oto po zwycięskich wojnach Machabeuszów z dowódcami wojsk króla Antiocha Żydzi poczuli wreszcie smak prawdziwej wolności. Ustały prześladowania ze strony pogan, którzy przemocą usiłowali narzucić im swoje obyczaje i zwyczaje, stojące w wyraźnej sprzeczności z Mojżeszowym Prawem. Zakończył się czas konieczności heroicznego trwania przy Bogu Abrahama, Izaaka i Jakuba - opowiadał.
Dodał też, że nie były już potrzebne męczeńskie świadectwa Eleazara czy siedmiu synów mordowanych po kolei na oczach ich matki, zachęcającej ich do mężnego trwania przy wierze ojców, która na koniec sama została umęczona. Następnie metropolita przytoczył biblijny opis poświęcenia świątyni i dodał, że uroczystości te trwały przez osiem dni.
- Jednakże Żydom to nie wystarczało. Ich radość była tak wielka, a poczucie znaczenia tego wydarzenia tak ogromne, że jego pamiątkę postanowiono odtąd obchodzić każdego kolejnego roku jako uroczystość Poświęcenia Świątyni - zaznaczył arcybiskup.
Kontynuując opowieść o Świątyni jerozolimskiej zauważył, że ponad półtora wieku później, właśnie w uroczystość jej poświęcenia, na jej środku stanął Jezus Chrystus. Zdaniem metropolity chwila ta powinna wywołać u Izraelitów trudne do wyobrażenia szczęście i radość nieporównanie większą niż wówczas, gdy ich przodkowie świętowali poświęcenie nowego ołtarza.
- Przecież pośród Ludu Wybranego znalazł się w świątyni tak bardzo oczekiwany przez wszystkich Mesjasz, Boży Syn. Tymczasem zamiast radości ludu i składanych Mu należnych hołdów spotkały Go pełne podejrzliwości żądania Żydów, ażeby otwarcie powiedział im, że jest Mesjaszem. Jednak kiedy wyznał swoją istotową jedność z Bogiem Ojcem, Żydzi „porwali za kamienie, aby Go ukamienować". Dużo łatwiej przyszło im uznać Chrystusa jako bluźniercę, niż uwierzyć w Jego posłannictwo Zbawiciela świata i Odkupiciela człowieka - przyznał.
Jak tłumaczył, nie można się więc dziwić, że jeżeli Żydzi nie chcieli uznać w Jezusie Mesjasza, to tym bardziej nie byli w stanie uszanować świętości samej świątyni. Zdaniem metropolity, doszło pod tym względem do szczególnego paradoksu. - Z jednej strony co rok obchodzili oni uroczystość jej poświęcenia, natomiast z drugiej - jak słyszeliśmy w czytanym dzisiaj fragmencie Ewangelii według św. Łukasza - uczynili z niej targowisko. Pan Jezus widząc to swoiste zbezczeszczenie Świątyni, zapałał świętym gniewem. Nie mógł zgodzić się na to, żeby w miejscu przeznaczonym na kult Najwyższego, sprawowano w gruncie rzeczy pogański kult pieniądza i zysku - wyjaśnił.
Arcybiskup przypomniał też, że kiedy Jezus wszedł do Świątyni, „zaczął wyrzucać sprzedających w niej [i] mówił do nich: «Napisane jest: Mój dom będzie domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców»". - Sekwencja wydarzeń jest tutaj bardzo wyraźna - najpierw odrzuca się Boga, później bezcześci się Jego świątynię. Fundamentalną przyczyną tej sekwencji jest brak wiary, a konsekwencji brak tej miłości, jakiej Chrystus domagał się od ludzi: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą" - nauczał.
Następnie arcybiskup zwrócił uwagę uczestników Mszy św. na to, że omawiane wydarzenia biblijne mają bardzo wyraźne odniesienie do czasów współczesnych. Nawiązał przy tym do adhortacji apostolskiej „Ecclesia in Europa", w której Jan Paweł II pisał: „europejska kultura sprawia wrażenie «milczącej apostazji» człowieka sytego, który żyje tak, jakby Bóg nie istniał".
- Czyż możemy się dziwić, że wyraźną dla wszystkich konsekwencją tej apostazji, tego cichego odejścia całych społeczności od Boga, jest los licznych kościołów chrześcijańskich w Zachodniej Europie, które - sprzedawane w imię praw wolnego rynku i przemieniane w bary, kluby czy sale widowiskowe lub koncertowe - są po prostu bezczeszczone? - zastanawiał się.
Jak ocenił, temu bezczeszczeniu chrześcijańskich kościołów towarzyszy dalsza degradacja samego człowieka. - Gdzie nie ma świątyń, tam nie ma też modlących się ludzi. Gdzie ludzie się nie modlą, tam z coraz większym trudem można w ich obliczach dostrzec wzór i podobieństwo ich Stwórcy. Gdzie ludzie odwracają się od Boga, tam coraz bardziej agresywnie są głoszone idee i hasła wymierzone w godność kobiety i mężczyzny, w nierozerwalność i świętość małżeństwa oraz w rodzinę jako najbardziej podstawową komórkę społeczną. Tam też niezrozumiałe, a dla niektórych po prostu śmieszne jest mówienie o rodzinie jako o Ecclesia domestica - o „Kościele domowym" - głosił.
Zwracając się do wiernych zauważył, że św. Jan Paweł II chciał być przede wszystkim papieżem rodzin. Metropolita zachęcił też, aby za przyczyną Ojca Świętego modlić się do Boga o łaskę wielkiej radości, wypływającej z obecności w świątyni. - Następnie módlmy się o to, abyśmy z odwagą mogli iść dalej przez całe nasze życie, głosząc wszędzie Ewangelię, czyli Dobrą Nowinę o Zbawieniu, jakie stało się dla nas w Jezusie Synu Bożym - zakończył.