Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Wywiady

kapłan fot. pixabay.com

O posłudze ojca duchownego w seminarium opowiada ks. dr Mirosław Smyrak z Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej.

 

Na czym polega praca ojca duchownego w seminarium?

Zasadniczo nie jest to praca, tylko bycie ojcem. Ojciec – to bardzo ważne i wielkie słowo, ale w kontekście seminaryjnym przekłada się ono na uczestnictwo w powstawaniu życia, życia łaską powołania. Ojciec duchowny to ktoś taki, kto – zawsze dzięki łasce – staje się towarzyszem rodzenia i wzrastania w powołaniu; dotykania tej tajemnicy życia, która nie jest ani czymś własnym powołanego, ani tym bardziej ojca duchownego, tylko darem z wysoka, darem łaski, która ma w sobie taki potencjał rozwoju, który uszczęśliwia człowieka.

 

To może odwrócę pytanie i zapytam w jaki sposób klerycy, kandydaci do kapłaństwa korzystają z posługi ojca duchownego?

Ojciec duchowny posługuje na tak zwanym forum wewnętrznym, które związane jest z sakramentalną posługą spowiednika, a także kierownika duchowego, czyli taką, która daje klerykowi możliwość rozmowy objętej klauzulą tajemnicy. Ojciec duchowny posługuje również poprzez konferencje, które są głoszone zarówno dla całej wspólnoty seminaryjnej jak i dla poszczególnych roczników. W krakowskim seminarium zasadniczo każdy rocznik ma swojego ojca duchownego.

 

To znaczy, że klerycy danego rocznika są skazani na konkretnego ojca duchownego. Nie mają wyboru?

Słowo „skazani” zamieniłbym na „obdarowani” – wtedy doświadczenie wolności, która jest bardzo ważna w seminarium, zostaje wzmocnione i obronione. Bardzo istotne jest to, aby młody człowiek miał przeświadczenie, że wszystko, co proponuje mu seminarium służy jego wolności. Rzeczywiście jest tak, że klerycy mają ojca duchownego, który jest przyporządkowany do określonego rocznika i tutaj nie można mówić o demokratycznym wyborze.

 

A co ze spowiednikiem?

Każdy z kandydatów do kapłaństwa wybiera spowiednika w sposób całkowicie dobrowolny i tego wyboru dokonuje między kapłanami, którzy są zapraszani do posługi w konfesjonale w seminarium. To są w pierwszym rzędzie ojcowie duchowni, ale także spowiednicy zewnętrzni, których wybiera się ze względu na szczególne kompetencje i doświadczenie w posługiwaniu tym, którzy przygotowują się do kapłaństwa.

 

Ksiądz wspomniał o tym, że posługa ojca duchownego odbywa się na poziomie forum wewnętrznego. W czym ta funkcja w seminarium różni się od tych, które pełni chociażby ksiądz rektor?

Ojcowie duchowni, którzy przyglądają się współpracy kleryka z łaską powołania najczęściej mają okazję widzieć, jak ta współpraca się pięknie układa, jak człowiek odpowiada na głos powołania. Bywa, że stają się jednak świadkami zaniedbań w tym względzie; czasami zaniedbań tak dużych, że ktoś tę łaskę powołania może w jakimś sensie zakopać, jak biblijny talent. Zarówno ta wiedza, która napawa radością, jak i ta, która zasmuca zostaje zawsze w sercu ojca duchownego. Jedynym, któremu o tej radości czy o tym smutku można powiedzieć jest sam alumn. Oczywiście ta wiedza staje się także przedmiotem rozmowy z Bogiem. Natomiast ojciec duchowny nie ma możliwości, aby swoje zastrzeżenia w stosunku do kandydata do kapłaństwa wyrażać na zewnątrz – czy to do przełożonych zewnętrznych, czy do biskupa.

 

To rektor podejmuje te decyzje.

Tak, to ksiądz rektor i współpracujący z nim księża z tzw. forum zewnętrznego podejmują decyzje, które są wiążące dla alumna. Na każdym etapie formacji właśnie na forum zewnętrznym toczą się rozmowy i głosowania dotyczące zdatności kandydata do święceń. Ojciec duchowny w tych rozmowach nie uczestniczy. To rozdzielenie forum zewnętrznego od wewnętrznego daje przejrzystość w relacjach i jest w służbie powołanemu.

 

Czy Ksiądz towarzyszy klerykom także w momencie samych święceń? Pytam, bo słyszałem że ojcowie duchowni z tego powodu, że wiedzą więcej niż przełożeni zewnętrzni nie chcą uczestniczyć w święceniach.

Nie spotkałem się z takim faktem. Dla mnie uczestnictwo w Mszy św. ze święceniami kapłańskimi jest wydarzeniem szczególnie podniosłym i bardzo radosnym. Odpowiadając na pytanie trzeba dotknąć tajemnicy związanej z nadzieją w stosunku do człowieka powołanego. Wiedza, którą ma ojciec duchowny na temat kandydata do święceń czasami może rodzić jakieś wątpliwości czy niepokoje. Pamiętajmy jednak o tym, że to jest człowiek, który oddaje się nie tylko na służbę Kościołowi, ale także w sakramencie święceń w sposób szczególny powierza się samemu Bogu – Komuś wszechmocnemu, kto z mocą działa w życiu człowieka. Nawet jeżeli święcenia przyjmuje człowiek słaby – a któż może powiedzieć, że przyjmuje je jako mocny? – to zawsze patrzę na przyszłość tego kapłana z wielką nadzieją.

 

Są podstawy do tej nadziei?

Kiedy po latach od święceń spotykam tych księży, widzę jak łaska im towarzyszy, jak Bóg wspaniale się nimi posługuje.

 

Co do konferencji ojca duchownego można mieć jakieś wyobrażenie. A jak wygląda kwestia spotkań indywidualnych?

Ojciec duchowny proponuje pewien rytm takich spotkań – czasami jest to związane z bardzo określonymi tematami, o których przygotowanie prosi wcześniej. Cykliczność tych spotkań jest różna – w zależności chociażby od wielkości rocznika. Ojciec duchowny wyznacza konkretną datę albo ramy czasowe np. tydzień, w którym alumn na taką rozmowę powinien się umówić.

Kluczem do owocnej posługi ojca duchownego jest dyspozycyjność. To oznacza, że kleryk powinien mieć świadomość, że ojca można zastać i że on zawsze wysłucha; że można zawsze przyjść do niego z problemem, nawet takim, który pojawił się nagle, niespodziewanie – takich spotkań się nie odwleka.

 

Na jakie tematy rozmawia się z ojcem duchownym?

One wynikają z kolejnych etapów formacji. Na pierwszym roku ojciec duchowny chce poznać alumna. Aby stać się towarzyszem jego drogi musi zobaczyć etapy, które są już za nim. Wówczas rozmawiamy m.in. o historii życia i powołania. Z racji tego, że pierwszy rok jest też czasem wchodzenia w doświadczenie modlitwy kleryckiej, naturalnie pojawiają się tematy związane z praktykami pobożnościowymi. Na tym pierwszym etapie często też pojawiają się tematy związane z domem rodzinnym, który klerycy zostawili a także kwestie związane z formacją ludzką, dotyczące np. osobowości, temperamentu.

 

A na późniejszych etapach formacji?

Na późniejszych etapach podejmowane są tematy związane następującymi po sobie posługami, które podejmują alumni jak lektorat, akolitat, czy np. rozumienie i przeżywanie celibatu. W czasie rozmów indywidualnych zawsze też mogą pojawić się pytania częściej dotyczące np. pewnych znaków czasu, które są dawane Kościołowi. Jeżeli mieliśmy Rok Miłosierdzia, to naturalne były pytania o to, jak dziś być miłosiernym, jako kleryk.

W czasie spotkań z alumnami zawsze zostawiam im czas, żeby mogli wysunąć własne problemy czy wypowiedzieć się w kwestiach, które są dla nich aktualnie istotne.

 

Ksiądz wspomniał o elementach ludzkiej formacji. Jak postępuje się, gdy poza problemami duchowymi dostrzeżone zostaną u kandydata do kapłaństwa inne, np. natury psychicznej?

Ojciec duchowny, jak każdy duszpasterz, musi mieć świadomość tego, kim jest ten, który przed nim staje, tzn. świadomość złożoności obszarów, które w człowieku powołanym się przenikają. Jeżeli ojciec duchowny widzi słabość, która jest związana ze zdrowiem psychicznym, to proponuje czy zobowiązuje w sumieniu do tego, aby temu zdrowiu się przyjrzeć, to znaczy skonsultować ze specjalistami w tej dziedzinie.

 

Na czym polega duchowy rozwój kandydata do kapłaństwa?

Kiedy przypatrujemy się biblijnym opisom powołania, to często zauważamy, że wezwanie „pójdź za mną” poprzedzone jest wezwaniem „nawróćcie się”. Mówiąc o tym, czego Bóg oczekuje od powołanego, czasami powtarzam, że w pierwszym rzędzie właśnie postawy nawrócenia, czyli odwrócenia się od grzechu, porzucenia jakichś uzależnień czy nałogów. Każdy powołany ma się z czego nawracać.

 

Nawrócenie to spojrzenie od negatywnej strony rozwoju duchowego. A co Ksiądz obserwuje od strony pozytywnej?

Od strony pozytywnej proces rozwoju związany jest z tym, że w życiu człowieka pojawiają się piękne owoce, które nazywamy cnotami. Ten okres wzrostu jest bardzo dynamiczny. W przeciągu kilku lat w życiu tych ludzi rodzi się wiele dobra; oni bardzo przeobrażają się duchowo – często z zalęknionych, niepewnych siebie, zakompleksionych – zaczynają doświadczać jak Bóg tworzy ich na nowo, uwalnia od poranionej przeszłości, od grzechu, obdarza pewnością siebie, która rodzi się z łaski. Duchowy rozwój związany z przyjmowaniem Bożych darów na płaszczyźnie ludzkiej owocuje coraz większą dojrzałością emocjonalną, a także większą świadomością swoich mocnych i słabych stron.

Seminarium to droga do kapłaństwa, więc kolejne miesiące to coraz większa świadomość tego, czym ten sakrament jest – „czego Bóg ode mnie oczekuje jako kapłana”. W drugim okresie formacji alumni podejmują posługę duszpasterską – wówczas rodzi się doświadczenie dzielenia się wiarą. Przez nabieranie umiejętności związanych z głoszeniem Słowa czy wchodzeniem w relacje duszpasterskie z ludźmi różnych grup społecznych, różnego wieku zauważalny jest wyraźny rozwój, który nadaje dynamiki drodze do kapłaństwa.

 

Bycie ojcem dla przyszłych księży wpływa na przeżywanie własnego kapłaństwa?

Doświadczenie spotkania z powołanym jest doświadczeniem spotkania z życiem samego Boga. Możliwość towarzyszenia ludziom, którzy na to życie Boga się otwierają daje mi niezwykłą możliwość przyglądania się temu cudowi. Po pierwsze doświadczam tego, że Bóg jest żywy, bo działa z mocą w życiu właśnie tych młodych ludzi. To działanie jest bardzo dynamiczne; ono nie pozostawia wątpliwości, że za tym stoi Bóg, a nie tylko ludzkie motywacje.

Praca z ludźmi młodymi przynosi też świeżość w myśleniu o wierze, o tym czym jest dzisiaj Kościół. To jest Kościół młody, rozwojowy, pełen nadziei – bo Bóg ma projekt, który dzisiaj się realizuje, ale który będzie się rozwijał w ciągu kilku kolejnych dziesięcioleci. Kiedy dzisiaj patrzę na tych młodych ludzi, to widzę ten Kościół już za kilkadziesiąt lat. Patrząc na tych ludzi widzę ich zapał, poświęcenie, oddanie i myślę sobie, że to naprawdę dobrze rokuje na przyszłość.

Patrząc na entuzjazm wiary młodych ludzi stawiam sobie pytanie o to, ile we mnie jest jeszcze tej pierwotnej miłości, którą dziś dostrzegam w nich. To jest okazja do rachunku sumienia.

 

Same pozytywy. Nie ma nic trudnego?

Tam, gdzie dotykamy tematu ojcostwa, pojawia się zawsze – taki obraz ojca szkicuje też Biblia – wielka przestrzeń radości i dumy ojcowskiego serca, ale także przestrzeń cierpienia ojcowskiego serca. Jeśli ktoś na serio traktuje tę posługę, to musi liczyć się także z tym, że będzie cierpiał patrząc na tych, którzy z jakichś powodów sami zadają sobie cierpienie, którzy nie wykorzystują łaski, którzy hojnie obdarowani marnotrawią to, co jest tak piękne. To rodzi też ból, ale wierzę, że ten ból oddany Bogu może być owocny dla tych, którym się posługuje. Żeby nie kończyć jednak pesymistycznie zapewniam, że więcej jest radości niż bólu, więcej nadziei niż tego, co niepokoi.

 

Rozmawiał Przemysław Radzyński

Oceń treść:
Źródło:
;