Nauczanie
Chrześcijanin jest wezwany by budzić nadzieję
Drugi dzień kaukaskiej podróży Ojciec Święty rozpoczął od celebracji Mszy na stadionie Meskhi w Tbilisi. Jednak jeszcze przed liturgią przejechał małym elektrycznym pojazdem pośród zgromadzonych wiernych. W Eucharystii uczestniczyli przedstawiciele różnych wyznań i religii.
W homilii Papież mówił o pocieszeniu, roli wspólnoty i potrzebie uniżania się. Rozpoczął jednak od przywołania postaci św. Teresy od Dzieciątka Jezus, której wspomnienie liturgiczne Kościół obchodzi tego dnia. Nawiązał też do fragmentu z czytania z Księgi Izajasza: „Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę” (Iz 66, 13). Tak jak matka bierze na siebie ciężary i trudy swoich dzieci, tak też i Bóg chce wziąć na siebie nasze grzechy i nasze niepokoje. Jest wrażliwy na naszą modlitwę i potrafi otrzeć nasze łzy. Patrząc na nas, za każdym razem się wzrusza i lituje głęboką miłością.
Franciszek podkreślił, że pocieszenie, jakiego potrzebujemy pośród burzliwych wydarzeń życia, to właśnie obecność Boga w naszym sercu. To ona jest źródłem prawdziwego pocieszenia, które trwa, wyzwala od zła, a także niesie pokój i powiększa radość. „Jeśli chcemy żyć jako ludzie pocieszeni, musimy w swym życiu uczynić miejsce dla Pana. I żeby Pan stale w nas przebywał, trzeba otworzyć Mu drzwi, a nie trzymać Go na zewnątrz. Istnieją bramy pocieszenia, które zawsze muszą być otwarte, ponieważ Jezus lubi przez nie wchodzić: Ewangelia czytana codziennie i którą zawsze mamy przy sobie, milcząca i adorująca modlitwa, spowiedź, Eucharystia. Przez te bramy Pan przychodzi i nadaje rzeczom nowy smak. Ale kiedy brama serca się zamyka, wówczas Jego światło nie dociera i pozostajemy w ciemności. Wtedy przyzwyczajamy się do pesymizmu, do tego, co nie funkcjonuje, do rzeczywistości, które nigdy się nie zmienia. W końcu zamykamy się w smutku, w otchłaniach udręki, sami w sobie. Jeśli natomiast otworzymy na oścież drzwi pociechy, wówczas wkracza światło Pana!” - powiedział Papież.
Bóg jednak pociesza nas nie tylko w sercu. Odnosząc się ponownie do słów z Księgi Izajasza Franciszek wskazał na słowa: „w Jerozolimie doznacie pociechy” (Iz 66, 13). W Jerozolimie oznacza tu: w mieście Boga, we wspólnocie. „Kiedy jesteśmy zjednoczeni, kiedy jest między nami komunia, to wówczas działa pocieszenie Boga” - mówił Ojciec Święty. „W Kościele znajdujemy pocieszenie, on jest domem pocieszenia: w tym miejscu Bóg chce pocieszać. Możemy zadać sobie pytanie: czy ja, który jestem w Kościele, niosę pocieszenie Boga? Czy potrafię przyjąć drugiego jako gościa oraz pocieszyć tych, których postrzegam jako zmęczonych i rozczarowanych? Chrześcijanin, nawet wtedy, gdy znosi utrapienia i zamknięcia jest zawsze wezwany by rozbudzać nadzieję w ludziach zrezygnowanych, ożywiać zniechęconych, nieść światło Chrystusa, ciepło Jego obecności, pokrzepienie Jego przebaczenia” - mówił Franciszek.
Ojciec Święty dodał, że przyjmowanie i niesienie pocieszenia Boga jest pilną misją Kościoła. Nie powinniśmy zatrzymywać się na tym, co nam się wokół nas nie podoba, ani też zasmucać pewnym brakiem zgody, jaki między nami istnieje. Dobrze jest, gdy podzielamy szerokie i otwarte perspektywy nadziei, żyjąc pokorną odwagą otwierania drzwi i wychodzenia z naszych ograniczeń. Papież odwołując się do słów Ewangelii św. Mateusza podkreśla, że istnieje jednak pewien warunek: musimy stać się maluczkimi jak dzieci. „«Kto się uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim» (Mt 18,4) - mówi nam Jezus. Prawdziwa wielkość człowieka polega na uniżeniu się przed Bogiem. Boga bowiem nie poznaje się za pomocą wzniosłych myśli i długich studiów, ale małością serca pokornego i ufnego. Aby być wielkimi wobec Najwyższego nie trzeba gromadzić zaszczytów i prestiżu, dóbr i sukcesów ziemskich, ale ogołocić się z siebie. Dziecko jest właśnie tym, które nie ma nic do dania, a wszystko do otrzymania. Jest kruche, zależne od ojca i matki. Kto się umniejsza, jak dziecko staje się ubogim w siebie, ale bogatym w Boga” - powiedział Ojciec Święty.
Papież zauważył, iż powinniśmy pamiętać, że jesteśmy zawsze, i przede wszystkim, dziećmi Boga. Nie jesteśmy panami życia, ale dziećmi Ojca; nie autonomicznymi i samowystarczalnymi dorosłymi, ale dziećmi zawsze potrzebującymi, żeby je wziąć w ramiona, aby zyskać miłość i przebaczenie. „Szczęśliwe te wspólnoty chrześcijańskie, które żyją tą autentyczną prostotą ewangeliczną! Ubogie w środki, bogate są Bogiem. Szczęśliwi pasterze, którzy nie gonią za logiką sukcesu doczesnego, ale idą za prawem miłości: gościnność, słuchanie, służba. Szczęśliwy ów Kościół, który nie polega na kryteriach funkcjonalności i skuteczności organizacyjnej i nie zwraca uwagi na to, jaki będzie postrzegany. Mała umiłowana trzódko Gruzji, która tak bardzo poświęcasz się działalności charytatywnej i wychowawczej, przyjmij zachętę Dobrego Pasterza, powierz się Jemu, który bierze Ciebie na ramiona i pociesza!” - powiedział Papież.
Podsumowując swoje rozważanie Franciszek ponownie przywołał patronkę dnia, św. Teresę od Dzieciątka Jezu i zacytował kilka jej myśli. „Ona ukazuje nam swoją «małą drogę» ku Bogu, «ufność małego dziecka, co bez obawy zasypia w ramionach Ojca” (Rękopisy, Kraków 1997, s. 191), bo «Jezus nie domaga się wielkich czynów, lecz jedynie tego, by zdać się na Niego i być wdzięcznym» (s. 192). Niestety jednak – pisała wówczas, ale jest to prawdą również dzisiaj – «Bóg mało znajduje serc, które oddają Mu się bez reszty, które pojmują jak czuła jest jego nieskończona Miłość» – (tamże). Młoda święta i doktor Kościoła była natomiast ekspertem w «wiedzy Miłości» (tamże), i uczy nas, że «miłość doskonała polega na tym, by znosić wady innych, by nie dziwić się wcale ich słabościom, by budować się najdrobniejszym dobrym czynem, który się u nich dostrzeże» (s. 242). Przypomina nam również, że «miłości nie można pozostawić zamkniętej na dnie serca»” - powiedział Franciszek.