Imieniny: Anastazji, Eugenii

Wydarzenia:

Wywiady

Czekanie, które buduje tęsknotę

wieniec adwentowy fot. Johann Jaritz / CC BY-SA 3.0 / wikimedia.org

Rozmowa z ks. Krzysztofem Piórkowskim, psychologiem i psychoterapeutą, wykładowcą w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Siedleckiej im. Jana Pawła II w Siedlcach. 

 

Adwent to czas oczekiwania. Czy wiemy na co, a raczej na Kogo czekamy?

Ciekawe pytanie. Pewnie wszyscy jesteśmy przekonani, że czekamy na Jezusa! Ale jak to jest naprawdę? Tu istotny jest chyba nasz indywidualny sposób traktowania Boga. Każdy z nas ma jakieś swoje wyobrażenie Boga Ojca, Jezusa Chrystusa czy Ducha Świętego. I to właśnie wyznacza perspektywę naszego doświadczania Adwentu, ale też każdego innego okresu liturgicznego. Bardzo łatwo stworzyć człowiekowi własny obraz Boga - subiektywny i niepodważalny. Tylko czy On w rzeczywistości jest takim Bogiem, jakim ja chcę Go oglądać? Tu potrzeba przyjęcia pewnego obiektywizmu w naszym widzeniu Boga.

 

Tylko jak rozumieć to oczekiwanie, skoro de facto Jezus jest cały czas z nami? Jak czekać na Kogoś, kto jest obecny?

Jest obecny, to prawda. Natomiast przychodzi do nas w różnorodny sposób: przez słowo Boże, przez sakramenty, przez inne znaki widzialne czy też poprzez konkretne osoby i zdarzenia z naszego życia. Adwent natomiast jest dla nas czasem oczekiwania na wydarzenie, które dokonuje się 25 grudnia. Wtedy właśnie wspominamy w Kościele cud przyjścia Boga na świat. Jednak Bóg obecny jest w naszym życiu na wiele różnych sposobów.

 

Słowo klucz w Adwencie to „czuwajcie”. Usłyszymy je wielokrotnie w tym radosnym czasie oczekiwania. Czyżby Bóg bał się, że prześpimy to wielkie wydarzenie? Czy nawoływania: miejcie się na baczności, czuwajcie, uważajcie, prostujcie drogę Panu nie są swego rodzaju zgrzytem w naszej radości oczekiwania?

Myślę, że nic tu nie zgrzyta. Oczekiwanie jest przecież elementem naszego życia: dzieci czekają na wakacje czy na swoje 18 urodziny, dorośli na spełnienie własnych planów, a ktoś, kto kocha i jest daleko, czeka na powrót ukochanej osoby. Oczekiwanie to naturalny proces obecny w życiowym doświadczeniu człowieka. Natomiast ważny jest sposób, w jaki czekamy. Czy czekanie zakłóca nasze codzienne funkcjonowanie? Czy pozwala mi się skupić na pracy, na obowiązkach? Czy w końcu wiąże się z lękiem, czy właśnie przesycone jest nutą ekscytacji i ciepła, które zapowiadają moją przyszłą radość ze spełnienia planów, marzeń lub spotkania? Dlatego w nawoływaniach „czuwajcie” czy „prostujcie drogę Panu” nie chodzi o lęk przed Bogiem ani o jakieś przestrogi, ostrzeżenia. Bardziej jest to zachęta, abym zwrócił uwagę, zatrzymał się, zastanowił. Właśnie w czasie Adwentu.

 

Wielu wierzących wchodzi w ten czas z entuzjazmem, ale później okazuje się, że trzeba posprzątać dom, kupić prezenty i w ogóle jest dużo pracy. Co zrobić, żeby nie przegapić Adwentu?

Zmęczenie może odebrać możliwość cieszenia się. To fakt. A zapędzenie się w te zewnętrzne przygotowania pochłania taką ilość energii i sił, że rzeczywiście może nam ten Adwent przelecieć w tempie niezauważonym. Dlatego tak istotny staje się punkt naszego zainteresowania: czy fiksujemy na sprzątaniu i myciu okien, czy jednak obiektem mojego zainteresowania jest zbliżające się narodzenie Jezusa? Przecież same przygotowania można uczynić jedynie elementem świętowania. Nie powinny nam zasłaniać Bożego Narodzenia, bo - co najważniejsze - nie są istotą tych świąt. I kolejna rzecz - w przygotowaniach mogą uczestniczyć wszyscy domownicy. Przecież wypiekami i przyrządzaniem potraw możemy podzielić się z innymi uczestnikami wspólnego świętowania. Nigdzie nie jest napisane, że wszystkie te czynności ma wykonać w domu tylko jedna kobieta.

 

Ten czas kojarzy się również z postanowieniami. Jak twórczo podejść do tematu?

Przede wszystkim nie mierzmy zbyt wysoko! Zbyt wysoko postawiona poprzeczka zazwyczaj jest nie do osiągnięcia. I wtedy pojawia się frustracja. Myślę, że dorosły, dojrzały człowiek potrafi - gdzieś pomiędzy biegunami infantylizmu i olimpijskiego podium - znaleźć taki poziom własnego wyrzeczenia, którego podjęcie będzie w granicach ludzkich możliwości.

 

Adwent to dobry moment, by odzyskać życie - a zwłaszcza bliskość z najważniejszymi ludźmi w swoim życiu. Wielu z nas czuje przymus, żeby święta dobrze wypadły. Jest histeria wokół potraw, choinki, prezentów. A potem lęk: nagle siadamy obok siebie z pretensjami, niedomówieniami. Tymczasem nie można naszych ran i pretensji wkładać pod opłatek, bo on tego nie udźwignie. Jak rozpocząć drogę pojednania?

Przede wszystkim bez wygórowanych oczekiwań. Nasze rany mogły narastać przez długie lata, dlatego po prostu nie da się ich opatrzyć przez jedną kolację, nawet wigilijną. Zarówno samo jednanie się, jak i przebaczanie to proces. Potrzebuje czasu i delikatnego oddziaływania wszystkich zaangażowanych. W pojedynkę niewiele zdziałamy. I jeszcze jedno: Boże Narodzenie nie jest jedyną przyczyną, dla której mamy się jednać. Dobrze gdybyśmy rzeczywiście tego pragnęli z głębi naszych serc, a nie tylko dlatego, że tak wypada w Wigilię.

 

Ale poniekąd religia wywiera na nas presję: trzeba przebaczać i się jednać. Tymczasem to nie zawsze możliwe. Czasem jest też tak, że pojednanie totalnie nas przerasta. Co wtedy?

Jako ksiądz powiem tak: można się o gotowość do pojednania po prostu modlić. A jako człowiek odpowiem, iż dobrze jest zachować ją w sobie, bo w pewnym momencie naszego życia okazja i możliwość do pogodzenia na pewno się spotkają. Jeden z moich przyjaciół mówi, że „zawsze tak nie będzie”. To znaczy, że ja i moja sytuacja tak wyglądamy w tej chwili, ale pewnego dnia nadejdzie czas zmiany. A wtedy będzie miejsce na łzy radości, na to spotkanie i pojednanie. Czasem wystarczy po prostu czekać i być na to gotowym.

 

Jaką najważniejszą myśl powinniśmy w sobie ocalić w czasie całego przedświątecznego zamieszania?

Trudno mi mówić, co powinniśmy. Nie zamierzam nikomu nic narzucać. Ja pragnę przeżyć ten czas, wykonując swoją pracę, ale jednocześnie zachowując w sobie to czekanie, które pozwala iść dalej, buduje moją tęsknotę. Chcę, by nie był to czas jakiegoś tracenia i nerwowości, ale budowania i delikatnej mobilizacji. Dlatego nie będę go rozmieniał na drobne. Nie chcę rozpraszać go na jakieś przedświąteczne „śledziki”, które są organizowane w zakładach pracy i firmach, ponieważ nie zawsze sprzyjają naszej wierze, lecz zwykle służą innym celom. Tymczasem ja chcę inaczej. Pragnę, by był to czas wiary, a nie obserwowania chwilowych społecznych czy politycznych mobilizacji. Uroczystość Bożego Narodzenia jest świętem tych, którzy wierzą. Niestety, coraz częściej staje się tradycją utrzymywaną czy podtrzymywaną z całkowicie innych powodów. Wykorzystajmy dobrze te najbliższe cztery tygodnie. Skupmy się przede wszystkim na naszej wierze. Przeżyjmy tegoroczny Adwent z Bogiem. Ale tak naprawdę.

Oceń treść:
Źródło:
;