Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Świat

 fot. Fotolia.com

Gospodarcza umowa Kanady z Unią Europejską to jedna z tych rzeczy, przy których jest sporo znaków zapytania, a niewiele klarownych odpowiedzi.

 

Jeszcze do niedawna zajmowało nas przede wszystkim wykuwające się w aurze pewnej tajemniczości Transatlantyckie porozumienie handlowo-inwestycyjne (TTIP), mające na celu utworzenie strefy wolnego handlu między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. To wciąż jeszcze odległe przedsięwzięcie zeszło jednak na dalszy plan wobec analogicznego i niemniej zagadkowego traktatu między UE a Kanadą. Kompleksowa umowa gospodarczo-handlowa (CETA) nagle stała się jednym z ważniejszych tematów debaty publicznej w Polsce, choć historia prac nad dokumentem sięga kilku lat wstecz, a negocjacje w tej sprawie zakończyły się już w 2014 r.

 

Prawie bez barier

W założeniach CETA ma stanowić ułatwienie dla europejskich przedsiębiorstw w ekspansji na kanadyjski rynek. Służyć temu ma przede wszystkim zniesienie ceł importowych. Ogromną większość towarów rolnych i przemysłowych będzie można sprzedawać bezcłowo. Jak podaje Ministerstwo Rozwoju, w zakresie artykułów przemysłowych docelowo cła mają zostać zniesione niemal całkowicie. Jeśli zaś chodzi o produkty rolne, to początkowo zlikwidowane zostaną cła dla ponad 90 proc. z nich. Na pozostałe produkty bariery celne będą znoszone sukcesywnie w ciągu kilku najbliższych lat, ale część produktów w ogóle nie zostanie objęta liberalizacją. To m.in. mięso drobiowe i jaja, a ograniczony dostęp będą miały produkty takie jak wołowina czy wieprzowina.

Porozumienie obejmuje także kwestie techniczne, odnoszące się do obrotu towarami. Chodzi tu przede wszystkim o ułatwienia w zakresie testów, certyfikacji czy potwierdzenia zgodności. Ma to na celu skrócenie czasu wprowadzenia towaru na rynek, a związana z tym redukcja kosztów powinna mieć szczególne znaczenie dla mniejszych przedsiębiorstw.

CETA obejmuje także łatwiejszy dostęp do rynku partnera w zakresie handlu usługami i realizacji innych inwestycji. Kluczowe znaczenie ma tutaj swoboda działania i niedyskryminacyjne traktowanie przedsiębiorców ze względu na kraj pochodzenia.

 

Teoretyczne szanse

Z danych, na które powołuje się Komisja Europejska, wynika, że UE jest dla Kanady drugim największym zagranicznym partnerem handlowym. Wartość obrotu towarowego w tych relacjach wynosi prawie 60 mld euro rocznie. Istotne są także wzajemne inwestycje – UE jest drugim co do wielkości inwestorem zagranicznym w Kanadzie, zaś Kanada czwartym największym zagranicznym inwestorem w Unii. CETA ma te ekonomiczne związki i zależności jeszcze bardziej zacieśnić i pogłębić.

Co według KE zyska na tej umowie Unia? Inwestorzy z krajów UE mają rocznie zaoszczędzić kilkaset euro na redukcji ceł. Rynek kanadyjski ma być szeroko otwarty na europejskie towary i inwestycje. Przedsiębiorstwa z UE będą mogły ubiegać się o zamówienia publiczne w Kanadzie. Umowa ułatwi także przemieszczanie się kluczowych pracowników. W założeniu porozumienie ma być dla wielu branż unijnej gospodarki szansą, która pobudzi handel i inwestycje, a co za tym idzie, korzystnie wpłynie na rynek pracy. Zdaniem Komisji każdy 1 mld euro eksportu z UE utrzymuje 14 tys. miejsc pracy, a takie stanowiska są też lepiej płatne.

 

Potencjalne kłopoty

CETA budzi jednak poważne obawy, zwłaszcza rolników i producentów żywności. Unijne normy w tym zakresie są nieporównanie bardziej restrykcyjne niż te, jakim podlegają hodowcy i producenci zza oceanu. To zaś stawia pod znakiem zapytania jakość produktów spożywczych, które mogą trafić na europejski rynek. Komisja Europejska twierdzi, że kanadyjskie produkty będą mogły być wwożone do UE i sprzedawane tutaj, jeżeli będą spełniały unijne przepisy. Skoro jednak procesy produkcyjne po obu stronach oceanu różnią się, to doprawdy raczej trudno wyobrazić sobie, aby nagle kanadyjscy producenci przyjęli europejskie normy w tym zakresie.

Pewną lekcją dla UE mogą być kanadyjskie doświadczenia z działającym już od lat porozumieniem o wolnym handlu pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem. Tego typu układy sprzyjają koncentracji produkcji rolnej. Tym samym mogą prowadzić do likwidacji małych gospodarstw rolnych, które w rywalizacji z branżowymi gigantami stoją na straconej pozycji i dla nich CETA może oznaczać poważne kłopoty.

Do tego dochodzi jeszcze kwestia żywności genetycznie modyfikowanej. Kanada jest jednym z czołowych producentów GMO. Czy zatem europejski rynek zaleje tego rodzaju żywność? Komisja Europejska zapewnia, że CETA nie ma wpływu na ograniczenia UE odnoszące się do GMO, ale jak będzie, pokaże dopiero praktyka.

 

Suwerenność czy korpokracja?

Tym, co może budzić największe wątpliwości przeciwników, jest jednak nie kwestia żywności, ale mechanizm rozstrzygania sporów między zagranicznym inwestorem a państwem. Nie opiera się on na krajowym systemie sądownictwa danego kraju, ale rolę sądu pełni tu międzynarodowy arbitraż. W założeniu chodzi tu o ochronę zagranicznych przedsiębiorstw, jako strony teoretycznie słabszej, przed dyskryminującymi działaniami państwa. Okazuje się jednak, że państwa w rywalizacji z zagranicznymi inwestorami wcale nie mają tak silnej pozycji. W jednym ze swoich opracowań obywatelska organizacja Rada Kanadyjczyków przedstawia dane dotyczące sporów Kanady z inwestorami prywatnymi w ramach jej układu z USA i Meksykiem. Według tych danych Kanada zapłaciła amerykańskim przedsiębiorstwom ponad 130 mln euro w ramach odszkodowań, zagraniczni inwestorzy domagają się od niej łącznie wielokrotnie większych pieniędzy, a słono musi płacić także za obsługę prawną takich spraw.

W ramach CETA system rozstrzygania sporów został jednak nieco zreformowany. Tego typu sprawami zajmie się stały trybunał, którego członkowie wyznaczani będą przez Kanadę i UE. Komisja Europejska zapewnia, że w ramach systemu będzie funkcjonował także tryb odwoławczy, że postępowania będą przejrzyste, członkowie trybunału będą kontrolowani przez rządy, a sam trybunał nie będzie zajmował się sprawami błahymi. W ten sposób system ma być chroniony przed nadużyciami. W praktyce kluczową rolę odegra to, kto znajdzie się w trybunale i jak on rzeczywiście będzie funkcjonował. Może się bowiem okazać, że taka ścieżka prawna da gigantycznym międzynarodowym korporacjom do ręki pałkę, którą będą skutecznie okładać państwa nierealizujące ich polityki handlowej. Na wszystkim zarobią nie tylko korporacje, ale także wyspecjalizowane grupy prawników. Stracą obywatele, bo to z publicznych pieniędzy wypłacane będą ewentualne odszkodowania.

 

Przemilczany temat

Na niekorzyść CETA świadczy także poczucie, że oto kolejne kluczowe dla UE kwestie rozgrywają się ponad głowami europejskich społeczeństw. Politycy zaś sami albo niewiele wiedzą, albo niechętnie tłumaczą zawiłości opasłego dokumentu.

Czy i na jakich zasadach CETA wejdzie w życie, okaże się już niebawem. Do tego potrzebne są najpierw podpisy pod dokumentem ministrów wszystkich państw UE, a następnie decyzja Parlamentu Europejskiego. Pełen zakres umowy będzie realizowany, gdy ratyfikują ją państwach członkowskie UE. Sam ten proces może zająć kilka lat. I zapewne spotka się z dalszymi społecznymi protestami. Wszak przeciwników unijno-kanadyjskiej umowy i wątpliwości związanych z jej skutkami nie brakuje.

Oceń treść:
Źródło:
;