Solidarność
Dzień Ludzi Bezdomnych
Od 1996 roku 14 kwietnia obchodzony jest Dzień Ludzi Bezdomnych. I choć jest to święto nietypowe, bo trudno cieszyć się z faktu, że są wśród nas osoby, które nie mają domu, to warto na chwilę przystanąć i zastanowić się, co możemy dla nich zrobić.
Pan Stanisław
„Gdybym przypadkowo spotkanej osobie opowiedział historię mojego dzieciństwa i młodości pewnie nie uwierzyłaby, że dziś w wieku 56 lat jestem bezdomny. Miałem przecież rodzinę i dom. Razem z siostrą i rodzicami mieszkaliśmy w trzypokojowym mieszkaniu” – mówi pan Stanisław.
Bezdomny dodaje, że rodzice bardzo się kochali. Najpierw odszedł tata, osiemnaście miesięcy po nim zmarła także mama. Siostra założyła swoją rodzinę, a on został sam. „Nie mogłem przyzwyczaić się do widoku pustych pomieszczeń, które kiedyś tętniły życiem. Wspólnie z siostrą podjęliśmy decyzję o sprzedaniu mieszkania. Ja miałem przeprowadzić się do mniejszego lokalu. Udzieliłem siostrze pełnomocnictwa, by mogła zająć się sprawą sprzedaży, nim się obejrzałem zostałem bez mieszkania, pieniędzy i… siostry. Trafiłem do schroniska dla bezdomnych mężczyzn. Tu odkryłem kolejne oblicze samotności, samotności wśród ludzi. Wokół tylu kolegów… Do dziś chodzę na cmentarz by porozmawiać z rodzicami, to byli dobrzy ludzie” – wspomina pan Stanisław.
Do Dzieła Pomocy św. Ojca Pio trafił, bo chciałem coś zmienić. „Wysłuchali mnie, pomogli w poszukiwaniu pracy. Dziś pracuję jako spawacz. Zaraz po tym, jak dostałem pracę, przybiegłem do Dzieła – dlaczego? – wiedziałem, że tu są ludzie, którzy się z tego ucieszą. W pracy przyznałem się do swojej bezdomności. Nie odtrącili mnie, wręcz przeciwnie pomagają. Zaczynam odzyskiwać wiarę w ludzi” – mówi i dodaje, nie ma wielkich pragnień.
„Od nowa chcę zaczynać powoli i z rozwagą, brać łyżeczką, a nie chochelką. I pokazać, że bezdomny to nie zawsze człowiek bez celu. Jest wielu bezdomnych, którzy chcieliby wnieść coś do tego świata, pomimo tego, że bezdomność to wielka samotność i taka… długo trwająca nieprzyjemna chwila” – wyznaje pan Stanisław.
Na podstawie historii wielu osób bezdomnych, także pana Stanisława, w Dziele Pomocy św. Ojca Pio prowadzonym przez krakowskich kapucynów wypracowano kilka zasad pomocy osobom bezdomu.
SPRÓBUJMY ZROZUMIEĆ zanim OCENIMY
Wygląd zewnętrzny osób bezdomnych jest czasem odpychający i często wydaje nam się, że równie mało zachęcające jest wnętrze takiego zaniedbanego człowieka. Okazuje się, że nic bardziej mylnego. Każda z osób bezdomnych, ma swoją jedyną i niepowtarzalną historię, często trudną, ale zawsze jest to historia walki i zmagań o lepsze jutro.
„Zachęcam osoby bezdomne do nas przychodzące, aby dały sobie pomóc. W Dziele prowadzimy osoby bez domu metodą „małych kroków”. Chodzi o proste rzeczy: gdy ktoś przychodzi do łaźni, proszę, aby od razu zapisał się na kolejną kąpiel i dotrzymał terminu. Mówię, że czekam na niego i będę się cieszył, kiedy go znów zobaczę” – mówi brat Piotr, który posługuje od dwóch lat w dziale pomocy doraźnej Dzieła Pomocy św. Ojca Pio.
Jak przekonuje kapucyn, łaźnia jest miejscem, w którym poznajemy osobę i nawiązujemy z nią relację. „Staramy się zdobyć jej zaufanie… Nie zawsze jest to łatwe zadanie. Musimy jednak pamiętać, jaką przeszłość mają osoby, które zwracają się do nas o pomoc. Często ich rodzinne domy były pełne przemocy. One nie miały nigdy prawdziwego przyjaciela. Nigdy nie wiesz, jakie małe piekło nosi w sobie twój ubogi brat...” – zaznacza zakonnik.
Na skutek lat spędzonych na ulicy w niepewności jutra, często nawet te małe kroki stanowią wyzwanie… „Ważne, by nawet podczas krótkiego spotkania – podając ręcznik w łaźni, czy parę skarpet w garderobie – dać każdemu odczuć, że może tu wrócić. Dzięki indywidualnemu podejściu do każdej osoby bezdomnej, razem udaje się osiągać małe sukcesy. A potem kolejne i kolejne: wizyta u pracownika socjalnego, terapeuty, uczestnictwo w grupach samopomocy, pojednanie z rodziną... A przede wszystkim przywrócenie wiary w siebie i w drugiego człowieka, bo to klucz na drodze do samodzielności” – zapewnia brat Piotr.
WSPIERAJMY, ale NIE WYRĘCZAJMY
Wiele inicjatyw podejmowanych w Dziele Pomocy św. Ojca Pio z myślą o osobach bezdomnych ma w swej nazwie słowo „wspierany”. Dlaczego? Bo zadaniem Dzieła jest dawanie wędki, a nie ryby, pokazywanie możliwych dróg i zostawianie wolności wyboru, towarzyszenie, a nie wyręczenie.
Stąd też w Dziele Pomocy św. Ojca Pio prowadzone są mieszkania wspierane dla osób bez domu, grupy wsparcia czy wreszcie Centrum Integracji Społecznej, w ramach którego działa system zatrudniania wspieranego osób bezdomnych.
PAMIĘTAJMY: „Ulica nie jest miejscem do pomagania” – NIE DAWAJMY PIENIĘDZY, a KIERUJMY DO PLACÓWEK POMOCOWYCH
Ulica nie jest dobrym miejscem do pomagania. Co nie zmienia faktu, że właśnie na ulicy spotykamy najwięcej osób, które proszą o wsparcie, najczęściej w postaci przysłowiowej „złotówki”. Zanim jednak włożymy kilka monet w ręce żebrzącej osoby warto sobie odpowiedzieć na pytanie: Czy te pieniądze są w stanie zmienić życie tego człowieka na lepsze? Na co ta „złotówka” wystarczy?
„Często nie zdajemy sobie sprawy, że żebranie bywa rodzajem działalności pseudo-gospodarczej. Znam przypadek, w którym osoby żebrzące, w szczególności kobiety i dzieci, były rozwożone po różnych miejscach Krakowa, gdzie przez cały dzień zbierały pieniądze, po to by wieczorem podzielić się zyskiem z głównym „sponsorem”. Choć trudno w to uwierzyć, żebranie jest często sposobem na życie wielu osób. Zatem nasza finansowa pomoc może, wręcz paradoksalnie, sprawiać, że człowiek potrzebujący tkwi w miejscu, że nic w jego życiu się nie zmienia” – mówi Iwona Surmaj – kierownika Punktu Konsultacyjnego i działu socjalnego Dzieła Pomocy św. Ojca Pio.
Co zatem robić, gdy ktoś na ulicy prosi nas o pomoc? „Jeśli chcemy pomóc tu i teraz to wspierajmy rzeczowo – zamiast pieniędzy kupmy pieczywo, napój czy ciepłą zupę. Po przyjściu do domu poszukajmy w Internecie organizacji pozarządowych czy innych placówek, które profesjonalnie wspomagają osoby potrzebujące. Dzięki temu jeśli następnym razem spotkamy osobę żebrzącą pod kościołem czy na dworcu, będziemy mogli podać jej dokładny adres, pod którym może uzyskać pomoc. Takim miejscem w Krakowie jest na przykład Dzieło Pomocy św. Ojca Pio, w którym kieruję zespołem złożonym z pracowników socjalnych, prawników, doradcy zawodowego. Towarzyszymy osobom bezdomnym i zagrożonym bezdomnością w powrocie do samodzielności. Pamiętajmy, że pomoc to danie MOCY drugiemu człowiekowi... mocy do zmiany, a możliwość zmiany rodzi się wtedy, gdy człowiek ma czas, by przy drugim człowieku się zatrzymać, posłuchać go i spróbować zrozumieć” – mówi Surmaj.
Pani Beata
Fundusze ofiarowane przez Darczyńców Dzieła Pomocy św. Ojca Pio pozwoliły na rozpoczęcie remontu mieszkania pani Beaty – kobiety, która dzięki wyjątkowej sile ducha i pomocy Dzieła, wyszła z bezdomności na życiową prostą. Już niebawem będzie mogła znów powiedzieć: „Zapraszam do mojego domu”.
Pani Beata krok po kroku odbudowuje życie, które jeszcze niedawno było w zupełnej rozsypce. Zależy jej, by nie zmarnować już ani minuty. Na nowo nawiązała kontakt z dziećmi – dorosłym już synem oraz z nastoletnią córką, z którą chciałaby zamieszkać w przyznanym mieszkaniu.
Jeszcze kilka miesięcy temu otrzymany lokal nadawał się jedynie do gruntownego remontu. Dzięki otwartości Darczyńców Dzieła Pomocy św. Ojca Pio prace sprawnie posuwają się do przodu: wymieniono okna, podłogi, pokrycie ścian oraz kafelki w łazience. Teraz nadszedł czas, aby wyposażyć wymarzone „cztery kąty”.
Pani Beata swoją historią mogłaby obdzielić kilka osób. Prawdziwego domu – takiego, który dawałby akceptację i bezpieczeństwo – nie miała nigdy. Tam, gdzie się wychowała, był alkohol, przemoc i rodzice, którzy dla zabawy upili ośmioletnią wtedy córkę.
Nikt nie wspierał dorastającej dziewczyny. Matka i ojczym wyśmiewali ją, gdy chciała rysować albo uczyć się angielskiego. Czuła się brzydka, głupia i wiecznie przestraszona. Kilkunastoletnia Beata znalazła sposób, aby przezwyciężyć towarzyszący jej lęk – sięgnęła po wódkę i narkotyki.
Nałogi pozwalały zapomnieć o ogromnej samotności. Przez nie straciła pracę, mieszkanie, syna, córkę i trzydzieści lat życia. Trafiła do meliny. „A tam się tylko piło. No to i ja piłam. Nie interesowały mnie wtedy dzieci” – wspomina z żalem.
Po dwóch latach takiego życia, podczas jednej z imprez pani Beata poczuła ogromny ból. Pogotowie zabrało ją do szpitala. Szczęście w nieszczęściu – spędzone tam dwa tygodnie były początkiem ogromnych zmian, jakie później nastąpiły. „Po wypisie wyszłam na ulicę, rozejrzałam się wokoło i uświadomiłam sobie, że jestem sama jak palec. Stałam i stałam przed szpitalem, aż dotarło do mnie, że nie mam dokąd pójść. Wróciłam na melinę”.
Tam ktoś wspomniał o przytulisku u sióstr albertynek dla bezdomnych kobiet. Udała się do niego ostatkiem sił i została na rok. „Nikt mnie nie oceniał. Nikt nie wyzywał. Otuliła mnie serdeczność i troska” – wspomina. W tym czasie rozpoczęła terapię alkoholową – już od 5 lat nie pije. Podjęła pracę na pełen etat, a w 2013 r. przeprowadziła się do mieszkania wspieranego Dzieła Pomocy św. Ojca Pio, gdzie uczy się domu na nowo. I jest coraz bliżej tego, czego nigdy nie zaznała – normalnego życia, na które w pełni zasłużyła. „Udaje się, bo zamieniłam słowa „nie dam rady” na „dam radę”; słowa „nie ma takiej możliwości” na „jest możliwe” – mówi pan Beata.
***
W nocy z 7 na 8 lutego 2013 roku na terenie całego kraju Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przeprowadziło Ogólnopolskie badanie liczby osób bezdomnych. Zdiagnozowano 30,7 tys. osób bezdomnych, w tym ok. 22 tys. osób przebywało w placówkach instytucjonalnych, pozostałe (ok. 8,5 tys.) - "pod chmurką".
W nocy z 21 na 22 stycznia 2015 roku na terenie całego kraju zostało przeprowadzone Ogólnopolskie badanie liczby osób bezdomnych. W momencie realizacji badania zdiagnozowano 36,1 tys. osób bezdomnych, w tym ok. 25,6 tys. osób przebywało w placówkach instytucjonalnych, a ok. 10,5 tys. osób przebywało poza placówkami.