Nauczanie
Franciszek: świat chce trzymać chorych w „rezerwatach litości”
Mimo ogromu cierpienia, jakie można było zobaczyć, to było wielkie święto życia i miłości. Tak o Jubileuszu Chorych i Niepełnosprawnych, który zakończył się w Rzymie mówią jego uczestnicy. W trzydniowym spotkaniu, którego zwieńczeniem była niedzielna Eucharystia z Papieżem wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób z całego świata. Przybyli na wózkach inwalidzkich, a nawet łóżkach szpitalnych, w otoczeniu rodziny, przyjaciół, lekarzy, pielęgniarek i wolontariuszy. Słuchali katechez, pielgrzymowali przez Drzwi Święte wszystkich papieskich bazylik, trwali na modlitwie, a także zacieśniali więzy, co jak mówią w społeczeństwie, które odrzuca „innych” jest bardzo potrzebne. By wyjść naprzeciw ich potrzebom w okolicy Watykanu na czas Jubileuszu powstał polowy szpital oraz punkty zachęcające do włączenia się w wolontariat.
Wyjątkowy charakter miała papieska liturgia na placu św. Piotra. Całość tłumaczona była na język migowy. Czytania mszalne powierzono dwojgu niewidomych posługujących się alfabetem Braille'a. Ewangelię nie tylko odczytano, ale także przedstawiono w formie inscenizacji, tak by dla zebranych była bardziej zrozumiała. Zrobiła to upośledzona młodzież należąca do Wspólnot Arki. W postać Jezusa wcielił się chłopak z Zespołem Downa. Wśród ministrantów służyli mężczyźni z niepełnosprawnością intelektualną, obecny był też głuchy diakon z Niemiec.
Nad zdrowiem pielgrzymów zebranych na placu św. Piotra czuwali nie tylko watykańscy pielęgniarze, ale również członkowie włoskiej organizacji UNITALSI, zajmującej się transportem chorych do sanktuariów maryjnych.
Także choroba, cierpienie i śmierć są wszczepione w Chrystusa i w Nim odnajdują swój ostateczny sens. Na wymowne znaczenie tej prawdy Papież wskazał podczas Mszy stanowiącej kulminację Jubileuszu Chorych i Niepełnosprawnych. W liturgii na placu św. Piotra uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy osób z całego świata. Wybrzmiały na niej słowa św. Pawła: „Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”.
Franciszek podkreślił, że wcześniej czy później każdy z nas zostanie wezwany do zmierzenia się z własną kruchością i chorobami lub cierpieniem innych ludzi. Takie sytuacje w dotkliwy sposób stawiają pytania o sens naszego istnienia. Uświadamiają nam bowiem, że tylko znosząc cierpienie albo licząc na własne siły niczego się nie rozwiązuje, tak samo jak nie można całej ufności pokładać w odkryciach nauki. „Natura ludzka, zraniona przez grzech niesie wpisaną w sobie rzeczywistość ograniczenia” – podkreślił Ojciec Święty.
„Uważa się, że osoba chora lub niepełnosprawna nie może być szczęśliwa, ponieważ nie jest w stanie zrealizować stylu życia narzuconego przez kulturę przyjemności i rozrywki. W czasach, gdy przesadna troska o ciało stała się masowym mitem, a zatem interesem ekonomicznym, to co jest niedoskonałe musi być przysłonięte, ponieważ godzi w szczęście i spokój ludzi uprzywilejowanych i ponieważ podważa model dominujący – mówił Ojciec Święty. - Lepiej trzymać te osoby w separacji, w jakimś ogrodzeniu – może i złotym – czy też w «rezerwatach» litości lub opieki społecznej, aby nie przeszkadzały rytmowi fałszywego dobrobytu. W niektórych przypadkach uważa się wręcz, że lepiej jest się ich pozbyć jak najszybciej, ponieważ stają się one nieznośnym obciążeniem finansowym w czasach kryzysu. Jakąż iluzją żyje jednak dzisiejszy człowiek, gdy zamyka oczy na chorobę i niepełnosprawność! Nie rozumie prawdziwego sensu życia, który zakłada także akceptację cierpienia i ograniczeń. Świat nie staje się lepszy dlatego, że składa się wyłącznie z osób pozornie «doskonałych», czy też «poprawianych», ale kiedy wzrasta solidarność między ludźmi, wzajemna akceptacja i szacunek. Jakże prawdziwe są słowa Apostoła: «Bóg wybrał właśnie to, co niemocne, aby mocnych poniżyć»!”.
Franciszek podkreślił, że istnieje nie tylko cierpienie fizyczne. Zauważył, że współcześnie jedną z najczęściej występujących patologii jest ta, która dotyka ducha. „Jest to cierpienie, które obejmuje serce i czyni je smutnym, ponieważ brakuje w nim miłości” – mówił Franciszek.
„Prawdziwym wyzwaniem jest to, aby kochać najbardziej. Jak wielu niepełnosprawnych i cierpiących otwiera się ponownie na życie, gdy tylko odkrywają, że są kochani! Jak wiele miłości może wypływać z serca dzięki choćby jednemu uśmiechowi! Wówczas sama słabość może stać się pocieszeniem i wsparciem dla naszej samotności – mówił Papież. - Jezus w swojej męce umiłował nas aż do końca; na krzyżu objawił Miłość, która daje siebie bez granic. Cóż moglibyśmy zarzucić Bogu z powodu naszych słabości i cierpienia, czego nie byłoby już wyrytego na obliczu Jego ukrzyżowanego Syna? Do Jego cierpienia fizycznego dołączyły się wyszydzenie, usunięcie na margines i politowanie, a On odpowiada miłosierdziem, które akceptuje każdego i wybacza wszystkim, «w Jego ranach jest nasze zdrowie». Jezus jest lekarzem, który leczy lekarstwem miłości, bo bierze na siebie nasze cierpienie i zbawia. Wiemy, że Bóg potrafi zrozumieć nasze słabości, bo On sam ich doświadczył”.
Na zakończenie homilii Papież podkreślił, że „sposób, w jaki przeżywamy chorobę i niepełnosprawność, jest wskaźnikiem miłości, jaką jesteśmy gotowi ofiarować. Sposób, w jaki radzimy sobie z cierpieniem i ograniczeniami jest kryterium naszej wolności, by nadać sens doświadczeniom życia, nawet wtedy, gdy jawią się nam jako absurdalne i nie zasłużone”.