Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Świat

Historyczna wizyta papieża w Kongresie USA

 fot. White House / Susan Sterner

Naród może być uznany za wielki, kiedy broni wolności, kiedy krzewi kulturę, która pozwala ludziom „marzyć” o pełnych prawach dla wszystkich, gdy dąży do sprawiedliwości i stara się o sprawy uciśnionych, gdy opowiada się za dialogiem i sieje pokój. Przypomniał o tym Franciszek w przemówieniu podczas wspólnej sesji Kongresu Stanów Zjednoczonych na Kapitolu w Waszyngtonie. Tym samym stał się pierwszym papieżem, który zabrał głos w amerykańskim parlamencie.

 

Papież przyjechał do siedziby Kongresu o 9.15 czasu lokalnego. Wewnątrz gmachu czekał na niego spiker (przewodniczący) Izby Reprezentantów John Boehner z Partii Republikańskiej. To na jego zaproszenie Franciszek przybył do parlamentu USA. Przez kilkanaście minut trwała ich rozmowa, w której uczestniczyli także m.in. sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin, jego dwaj zastępcy: abp Angelo Becciu (ds. ogólnych) i abp Paul Gallagher (ds. relacji z państwami) oraz kilku amerykańskich biskupów.

Następnie papież wszedł na salę wspólnych obrad obu izb Kongresu: niższej - Izby Reprezentantów i wyższej - Senatu. Posiedzenie prowadzili ich przewodniczący: John Boehner i Joe Biden, wiceprezydent USA. Obecni byli także najbliżsi współpracownicy prezydenta Baracka Obamy, przedstawiciele władz sądowniczych i korpusu dyplomatycznego.

Powitały go tam długie, owacyjne oklaski i okrzyki parlamentarzystów. Po drodze papież przywitał się z sekretarzem stanu Johnem Kerrym. Jedynym punktem programu było przemówienie Franciszka, wygłoszone w języku angielskim.

Wyraził on radość, że może przemawiać przed obu izbami Kongresu USA - „kraju wolnego, ojczyzny dzielnych ludzi” i podkreślił, że sam jest synem tego wielkiego kontynentu, z którego „wszyscyśmy otrzymali tak dużo i za który ponosimy wspólną odpowiedzialność”.

Papież przypomniał, że odpowiedzialnością kongresmenów jest umożliwienie, przez działalność ustawodawczą, aby ten kraj rozwijał się jako naród, a dążenie do dobra wspólnego jest głównym celem wszelkiej polityki. Odnosząc się do ich pracy, przywołał postać Mojżesza jako patriarchy i prawodawcy, postaci, która prowadzi nas bezpośrednio do Boga, a tym samym do transcendentnej godności osoby ludzkiej. „Mojżesz zapewnia nam dobrą syntezę waszej pracy: jesteście wezwani, aby chronić, za pomocą prawa, obraz i podobieństwo ukształtowane przez Boga na każdym ludzkim obliczu” - powiedział Franciszek.

Zwracając się do „całego narodu Stanów Zjednoczonych” papież z uznaniem mówił o zwyczajnych jego obywatelach, którzy swoimi działaniami rodzą solidarność i tworzą organizacje, które oferują pomocną dłoń ludziom najbardziej potrzebującym, o osobach starszych, które poprzez wolontariat dzielą się swoimi dziejami i swoimi intuicjami, o ludziach młodych, którzy nie dali się wprowadzić w błąd przez fałszywe propozycje i zmagają się z trudnymi sytuacjami, często w wyniku niedojrzałości wielu dorosłych.

W swoim przemówieniu odwołał się do pamięci historycznej narodu amerykańskiego i wskazał na kilku jego wielkich reprezentantów, którzy obchodzą w tym czasie swoje rocznice: Abrahama Lincolna (150. rocznica jego zabójstwa), Martina Luther Kinga (50. rocznica marszu z Selmy do Montgomery), Dorothy Day i Thomasa Mertona.

Wskazując na Abrahama Lincolna, strażnika wolności, który niestrudzenie pracował, aby „ten naród z pomocą Boga doczekał się odrodzenia idei wolności”, papież przypomniał, że „budowanie wolnej przyszłości wymaga umiłowania dobra wspólnego i współpracy w duchu pomocniczości i solidarności”.

W tym kontekście Franciszek wskazał na niepokojącą sytuację społeczno-polityczną współczesnego świata, który stał się miejscem gwałtownych konfliktów, nienawiści i brutalnych zbrodni, popełnianych nawet w imię Boga i religii. „Wiemy, że żadna religia nie jest wolna od form indywidualnych urojeń czy ekstremizmu ideologicznego. Oznacza to, że musimy być szczególnie uważni na wszelki rodzaj fundamentalizmu, czy to religijnego, czy też innego rodzaju” - zaznaczył papież i wskazał na konieczność zachowania delikatnej równowagi, by zwalczać przemoc popełnianą w imię religii, ideologii lub systemu gospodarczego, chroniąc równocześnie wolność religijną, intelektualną i swobody indywidualne.

Ojciec Święty przestrzegł przed pokusą upraszczającego redukcjonizmu, który widzi tylko dobro lub zło, sprawiedliwych i grzeszników. Wskazał na potrzebę przeciwstawiania się wszelkim formom polaryzacji, które dzieliłby świat na te dwa obozy. „Wiemy, że próbując się uwolnić od wroga zewnętrznego, możemy ulec pokusie, aby umacniać wroga wewnętrznego. Naśladowanie nienawiści i przemocy tyranów i morderców jest najlepszym sposobem, aby zająć ich miejsce” - przestrzegł Franciszek.

Franciszek wskazał na potrzebę odwagi i inteligencji, aby rozwiązać wiele dzisiejszych kryzysów geopolitycznych i ekonomicznych, które dotykają także krajów rozwiniętych, a są skutkami niesprawiedliwych struktur i działań.

Przypomniał, że w Stanach Zjednoczonych różne wyznania religijne w znacznym stopniu przyczyniły się do budowania i umocnienia społeczeństwa i dlatego „głos wiary powinien być nadal słyszany”.

Papież wskazał na potrzebę współpracy w walce o wyeliminowanie nowych globalnych form niewolnictwa, zrodzonych z poważnych niesprawiedliwości, które można pokonać tylko dzięki nowej polityce i nowym formom społecznego konsensusu.

Franciszek przypomniał, że historycznie demokracja jest głęboko zakorzeniona w umysłach Amerykanów. Przywołał słowa z „Deklaracji Niepodległości” Stanów Zjednoczonych z 4 lipca 1776 r., że „wszyscy ludzie są stworzeni równymi, że są obdarzeni przez swego Stwórcę pewnymi niezbywalnymi prawami; że do praw tych należą: życie, wolność i dążenie do szczęścia”.

Zaznaczył, że polityka musi być w służbie człowieka i nie może być zniewolona przez gospodarkę i finanse oraz ma budować dobro wspólnoty, poświęcając interesy partykularne, by w sprawiedliwości i pokoju dzielić się swymi dobrami, interesami, swoim życiem społecznym.

Mówiąc o kolejnym wielkim Amerykaninie Martinie Lutherze Kingu papież przypomniał, że 50 lat temu poprowadził on marsz z Selmy do Montgomery w „ramach kampanii spełnienia swojego «marzenia» zapewnienia Afroamerykanom pełnych praw obywatelskich i politycznych”. „To marzenie wciąż inspiruje nas wszystkich. Cieszę się, że Ameryka jest nadal dla wielu krainą «marzeń»” - zaznaczył Franciszek.

Przypomniał, że w minionych wiekach miliony ludzi przybyły do Stanów Zjednoczonych, by zrealizować swoje marzenia o budowaniu swej przyszłości w wolności. „My, mieszkańcy tego kontynentu nie boimy się cudzoziemców, ponieważ większość z nas kiedyś była cudzoziemcami” - powiedział papież i wyznał, że mówi to jako syn imigrantów, wiedząc, że wielu z kongresmenów to również potomkowie imigrantów.

Papież zwrócił uwagę, że świat stoi obecnie w obliczu kryzysu uchodźców, na skalę niespotykaną od II wojny światowej, także na kontynencie amerykańskim, gdzie tysiące osób zmuszonych jest do wyruszenia na północ w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i swoich bliskich. „Nie możemy być zaskoczeni ich liczbą, ale raczej musimy ich postrzegać jako osoby, widząc ich twarze i słuchając ich opowieści, starając się zareagować najlepiej jak możemy na ich sytuację. Reagować w sposób, który jest zawsze humanitarny, sprawiedliwy i braterski” - zachęcił Franciszek.

Papież przywołał złotą zasadę: „Wszystko, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!” i w myśl tej maksymy zachęcał, abyśmy się starali dla innych o te same możliwości, o jakie staramy się dla siebie. „Jednym słowem, jeśli chcemy bezpieczeństwa, dajmy bezpieczeństwo; jeśli chcemy życia, dawajmy życie; jeśli chcemy szans, zapewniajmy szanse innym. Miara jakiej używamy wobec innych będzie miarą, jakiego czas użyje wobec nas” - mówił Franciszek.

Dalej papież przypomniał, że „złota zasada” przypomina też o odpowiedzialności za ochronę i obronę życia ludzkiego na każdym etapie jego rozwoju. Wezwał do zniesienia kary śmierci na całym świecie, o co apelują w Stanach Zjednoczonych biskupi.

Wspominając wielką Amerykankę, służebnicę Bożą Dorothy Day, założycielkę Ruchu Robotników Katolickich, papież przypomniał, że jej „działalność społeczna, umiłowanie sprawiedliwości i sprawy uciśnionych inspirowane były Ewangelią, jej wiarą i przykładem świętych”.

„Jak wielki postęp osiągnięto w tej dziedzinie w wielu częściach świata! Jak wiele zrobiono w pierwszych latach trzeciego tysiąclecia, aby podnieść ludzi ze skrajnego ubóstwa!” - mówił Franciszek i podkreślił, że w czasach kryzysu i trudności gospodarczych nie wolno zatracić ducha globalnej solidarności. „Walkę z ubóstwem i głodem trzeba prowadzić stale i na wielu frontach, zwłaszcza zaś z ich przyczynami” - powiedział Ojciec Święty.

Nawiązując do swojej ostatniej encykliki „Laudato si’” podkreślił, że „właściwe korzystanie z zasobów naturalnych, odpowiednie stosowanie technologii oraz wykorzystywanie ducha przedsiębiorczości to istotne elementy gospodarki, która stara się być nowoczesna, integrująca i zrównoważona”. Przypomniał, że w encyklice wzywa do odważnego i odpowiedzialnego wysiłku „zmiany naszego kursu” oraz zapobieżenia najpoważniejszym skutkom degradacji środowiska naturalnego, spowodowanym przez działalność człowieka. „Jestem przekonany, że możemy coś zmienić i nie mam wątpliwości, że ważną rolę do odegrania mają w tej dziedzinie Stany Zjednoczone oraz ten Kongres” - powiedział papież.

Mówiąc o kolejnym znaczącym Amerykaninie, cysterskim mnichu Tomaszu Mertonie zwrócił uwagę, że jest on nadal dla wielu ludzi źródłem inspiracji duchowej i przewodnikiem. Przypomniał, że Merton był przede wszystkim człowiekiem modlitwy, myślicielem, który zakwestionował pewniki swoich czasów i otworzył nowe horyzonty dla dusz i dla Kościoła. Był także „człowiekiem dialogu, promotorem pokoju między narodami i religiami”.

Franciszek wskazał na ciągłą potrzebę dialogu między narodami. Wyraził uznanie dla wysiłków podejmowanych w minionych miesiącach na rzecz przezwyciężenia historycznych różnic związanych z bolesnymi epizodami z przeszłości i podkreślił, że „dobry przywódca polityczny to ten, kto mając na uwadze interesy wszystkich, wykorzystuje chwilę, w duchu otwartości i pragmatyzmu i zawsze woli inicjować procesy niż zajmować przestrzenie”.

Zaapelował o zaprzestanie handlu bronią, który jest prowadzony tylko dla pieniędzy. „Pieniędzy, które przesiąknięte są krwią, często niewinną krwią. W obliczu tego haniebnego i karygodnego milczenia naszym obowiązkiem jest zmierzenie się z tym problemem i powstrzymanie handlu bronią” - wezwał papież.

Podsumowując prezentację czworga przedstawicieli narodu amerykańskiego Franciszek powiedział: „Trzech synów i córka tej ziemi, cztery osobistości i cztery marzenia: Lincoln - wolność; Martin Luther King - wolność w pluralizmie i odrzuceniu wykluczenia; Dorothy Day - sprawiedliwość społeczna i prawa osób; i Tomasz Merton - zdolność do dialogu i otwartość na Boga”.

Franciszek nawiązał do Światowego Spotkania Rodzin w Filadelfii, w którym weźmie udział 26-27 września. „Pragnę, aby podczas mojej wizyty rodzina była tematem powracającym” - powiedział i przypomniał: „Jak istotną rolę odegrała rodzina w budowaniu tego kraju! Jakże godna jest nadal naszego wsparcia i zachęty!”.

Wyraził swój niepokój o rodzinę, która jest „zagrożona, być może jak nigdy wcześniej, od wewnątrz i z zewnątrz”. „Kwestionowane są podstawowe relacje, a także same podstawy małżeństwa i rodziny. Mogę tylko podkreślić znaczenie, a przede wszystkim bogactwo i piękno życia rodzinnego” - powiedział papież.

W kontekście rodziny w sposób szczególny zwrócił uwagę na sytuację na młodych szczególnie zdezorientowanych i pozbawionych celu, uwięzionych w beznadziejnym labiryncie przemocy, wykorzystywania i rozpaczy. „Żyjemy w kulturze, która wywiera na ludzi młodych presję, by nie zakładali rodziny, ze względu na brak perspektyw na przyszłość. Jednak ta sama kultura proponuje innym tak wiele opcji, że również oni są odwodzeni od założenia rodziny” - powiedział Franciszek.

Na zakończenie podkreślił, że „naród może być uznany za wielki, kiedy broni wolności, podobnie jak czynił to Lincoln; kiedy krzewi kulturę, która pozwala ludziom «marzyć» o pełnych prawach dla wszystkich swoich braci i sióstr, jak starał się to czynić Martin Luther King; kiedy dąży do sprawiedliwości i stara się o sprawy uciśnionych, jak czyniła to swoim niestrudzonym działaniem Dorothy Day, będącym owocem wiary, która staje się dialogiem; i sieje pokój w kontemplacyjnym stylu Tomasza Mertona”.

Swoje przemówienie, wielokrotnie przerywane oklaskami na stojąco, Franciszek zakończył tradycyjnym zawołaniem: „Boże błogosław Amerykę!”.

W towarzystwie przewodniczących obu izb Kongresu papież przeszedł do głównego holu, gdzie zatrzymał się przy znajdującej się tam figurze św. Junipera Sierry, którego kanonizował wczoraj w Waszyngtonie.

Przed gmachem Kongresu zgromadziło się kilkanaście tysięcy ludzi, którzy okrzykami „Francisco!” i „Papa!” przywoływali papieża. Franciszek wyszedł na balkon i pozdrowił ich, na co zareagowali z wielkim entuzjazmem. Po hiszpańsku papież podziękował im za obecność, a zwłaszcza „najważniejszym osobistościom - dzieciom”. Poprosił Boga o błogosławieństwo dla narodu i rodzin, a zgromadzonych - o modlitwę w jego intencji, niewierzących zaś i niepotrafiących się modlić - o to, by mu dobrze życzyli.

;