Imieniny: Anastazji, Eugenii

Wydarzenia:

Wywiady

ksiądz fot. E. Bartkiewicz / episkopat.pl

Z ks. Leszkiem Janem Marciniakiem, rezydentem w sanktuarium Matki Bożej Królowej Miłości i Pokoju - Pani Kujaw, rozmawia Joanna Szubstarska.

 

W jakim momencie życia zauważył Ksiądz, że przekracza pewne granice - że jest w sidłach nałogu?

Może od początku. Jestem księdzem rzymskokatolickim. Mam na imię Leszek i jestem alkoholikiem - tak się przedstawiam każdemu spotkanemu człowiekowi. Księdzem jestem od 37 lat, a od prawie trzech wiem, że jestem alkoholikiem. Alkohol towarzyszył mi praktycznie przez całe życie. W latach liceum i studiów pijałem piwo, szczególnie w czasie wakacji, ale zdarzały się także imprezy z mocnym alkoholem. Wówczas, jak każdy młody człowiek, byłem przekonany, że nigdy nie będę alkoholikiem. Po święceniach kapłańskich poszedłem na pierwszą placówkę. Nawiązywanie kontaktów z parafianami i rówieśnikami, szukanie ludzi mających podobne zainteresowania, popijanie z nimi, jak i zakrapiane alkoholem imprezy towarzyskie u parafian - tak mijały lata. Nieraz docierała do mnie świadomość, że piję za dużo. Przekonywałem jednak siebie, że alkoholikiem nie jestem. Jednocześnie popijałem wieczorami, szukałem okazji do picia… Nadal bywałem na imprezach, gdzie uważano mnie za duszę towarzystwa… Tryskający humorem, radością i dowcipem nazywany byłem „królem życia”. Ostatni odcinek pracy duszpasterskiej to ponad dziesięć lat codziennego popijania w towarzystwie, ale i samotności. Alkohol był codziennie na wyciągnięcie ręki. Zapijałem niepowodzenia, stresy, jak również sukcesy i radości. Zdawałem sobie sprawę, że jestem alkoholikiem, jednak z dnia na dzień odsuwałem myśl, by pójść na terapię. Chcąc dodać sobie animuszu, piłem piwo od rana do późna w nocy - do dnia, kiedy biskup zmusił mnie do rezygnacji z pracy w parafii. Nie ukrywam, że po wyjściu z gabinetu biskupa poczułem niesamowitą ulgę.

 

Co było dalej?

Po odejściu z parafii szukałem miejsca dla mojego przyjaciela życia - owczarka niemieckiego, który wabił się Borys, a potem miejsca dla siebie. Tułałem się po rodzinie i przyjaciołach. Oczywiście pod koniec, kiedy było już pewne, że odchodzę z parafii, jako pierwsi opuścili mnie tak zwani przyjaciele od kieliszka i libacji. Została jedynie garstka wiernych przyjaciół, którzy towarzyszyli mi modlitwą i zainteresowaniem w trudnych dniach i są ze mną do dzisiaj.

Później były próby podjęcia leczenia w ośrodku dla księży, jednak nie czułem się w nim dobrze i zrezygnowałem z pobytu. Po kilku tygodniach trafiłem do Zakładu Leczenia Uzależnień w Charcicach. Na przeszło 100 pacjentów świeckich byłem jedynym księdzem. Zastanawiałem się, jak mnie przyjmą… Dziś wiem, że był to piękny czas zawiązywania przyjaźni i dogłębnego odkrywania siebie. Czas dany mi przez Pana Boga, czas rekolekcji i poszukiwania na nowo swego miejsca na ziemi. Był to czas moich nowych narodzin. Dokonało się to dzięki modlitwie i ludziom, którzy mnie otaczali: terapeutom i pracownikom tego zakładu, wszystkim siostrom i braciom.

 

W jaki sposób poradził sobie Ksiądz z problemem alkoholowym? Jaką rolę w zdrowieniu odegrała modlitwa?

Może to się wydać dziwne, ale nigdy w życiu nie odczułem takiej bliskości Pana Boga jak właśnie w czasie terapii. To był okres mojego powrotu do Niego, czułem jak trzyma mnie za rękę, prowadzi, dodaje sił i otuchy. W ośrodku było wiele czasu na modlitwę i rozmyślania. Naturalnie pojawiało się też pytanie, co dalej… Jak ułożyć dalsze kapłańskie życie? Jakimi drogami Pan poprowadzi mnie po terapii? Po jej zakończeniu, pełen obaw i z wielką niewiadomą w sercu, pojechałem na wizytę u prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka. Ze spotkania wyszedłem pełen sił i radości, z nadzieją na trzeźwe życie w Markowicach. To tutaj czuwa Maryja - Królowa Miłości i Pokoju - Pani Kujaw. Działa tu także wspólnota „Skandal Krzyża”, gdzie mieszkają tacy rozbitkowie życiowi jak ja. Mam czas na modlitwę i kontakt z innymi życiowymi rozbitkami w jednym z ośrodków terapeutycznym, ale też sposobność nieustannego kontaktu z siostrami i braćmi na portalu społecznościowym. Dzięki tym spotkaniom idę po drogach trzeźwego życia.

 

Nie brakuje opinii, iż alkoholizm w pierwszej kolejności dotyka ludzi wrażliwych. Uważa się też, że chorują ci, którzy dziedziczą predyspozycje… Jak określiłby Ksiądz przyczyny alkoholizmu?

Alkoholicy to ludzie, którzy są wrażliwi - tak jak ja, którzy szukają drugiego człowieka. Dlatego tak ważne są godziny spędzone na mityngach AA. Przyczyn choroby jest wiele: predyspozycje, ale i rodzina, społeczeństwo, w jakim się wychowujemy, moda na picie czy sięganie po narkotyki. Wreszcie podłożem może być nieumiejętność nawiązywania kontaktów, rozmawiania z drugim człowiekiem „na trzeźwo”, brak tradycji spotkań bez alkoholu. Jednak w dużej mierze decyduje samotność! Wiem, jak wielu kapłanów pije w samotności… z powodu samotności. Sięganie po alkohol to sposób na zapijanie niepowodzeń, problemów itd.

 

Parafianie zapewne wiedzą o Księdza alkoholowej przeszłości. Trudno zyskać sobie ludzką przychylność mimo takich doświadczeń? A może jest wręcz przeciwnie? Może świadomość własnej słabości pozwala być lepszym księdzem?

Wkrótce po przyjściu do Markowic przyznałem się z ambony, że jestem alkoholikiem. Nie było to łatwe, jednak powtórzyłem te słowa na wszystkich Mszach św. Pan Jezus powiedział: „prawda was wyzwoli” oraz że tylko życie w prawdzie otwiera wszystkie drogi do Boga i drugiego człowieka. 

Od tego czasu parafianie otaczają mnie wielkim szacunkiem i życzliwością. Myślę, że gdyby każdy kapłan mający problemy z alkoholem przyznał się, tak jak ja to zrobiłem, otrzymałby pomoc od parafian. Moja praca jest teraz taką drogą wiodącą w radości ku Panu. On mnie umacnia i dodaje sił…

 

W jaki sposób Kościół katolicki może pomóc alkoholikom? Jak Ksiądz im pomaga?

Najważniejsze jest, abyśmy jako Kościół nie bali się mówić o tej chorobie, by kapłani alkoholicy nie uciekali od tego tematu. Będąc na terapii razem ze świeckimi, pokazałem im ludzkie oblicze księdza - nie stojącego nad ludem, ale wywodzącego się z ludu i żyjącego dla ludu. Modlę się za nich i z nimi, towarzyszę w ich codzienności. Uważam, że potrzeba takiego otwarcia się kapłanów na problemy alkoholowe bliźnich. Dobrze, że wiele parafii w Polsce otworzyło swoje salki na mityngi AA. Nadal jednak istnieje pilna potrzeba codziennego pochylania się nad siostrami i braćmi, którzy jeszcze cierpią. 

A moja pomoc? Cóż, razem z nimi idę tą drogą. Pomagamy sobie wzajemnie… Wiem, że jestem alkoholikiem i że potrzebuję obok siebie drugiego człowieka, a on potrzebuje mnie. Pomagam przez słowo, wysłuchanie, ale szczególnie przez modlitwę i Eucharystię. W pierwszą niedzielę miesiąca sprawuję w parafii Mszę św. w intencji trzeźwości narodu. Zapraszam też do przysyłania swoich intencji. Wszystkie nadesłane prośby składam na patenie Panu z nadzieją, że nas wysłucha i poprowadzi po drogach trzeźwości.

Dziękuję za rozmowę.


Rok troski o trzeźwość narodu

Przyjętej przez sejm uchwale towarzyszył apel o działania na rzecz troski o trzeźwość narodu skierowany m.in. do rządu, samorządów, Kościołów i organizacji pozarządowych. „Badania naukowe potwierdzają, że nadużywanie alkoholu przynosi ogromne straty ekonomiczne dla budżetu państwa, wielokrotnie przekraczające doraźne zyski. Co jednak ważniejsze, ofiarami nadużywania alkoholu i choroby alkoholowej są nie tylko osoby chore, ale całe rodziny, w których najbardziej cierpią najmłodsi” - napisano w dokumencie. Zaznaczono, iż regułą jest, że alkoholizm jednego z członków rodziny staje się epicentrum całego rodzinnego życia. „Jej członkowie skupiając się na pomocy osobie uzależnionej, na przeciwdziałaniu negatywnym skutkom jej picia, zaniedbują pozostałe obowiązki, w tym przede wszystkim rodzicielskie” - czytamy. „Trzeźwość to sposób myślenia, który pozwala zachowywać i rozwijać swoją wolność. Być trzeźwym, to znaczy być wolnym. Trzeźwość od alkoholu jest dobrem, które służy człowiekowi w jego życiowej samorealizacji” - głosi tekst projektu. Pismo zawiera ponadto apel do rządu, Kościołów, związków wyznaniowych o podjęcie systematycznych działań na rzecz troski o trzeźwość narodu. Jak podkreślono: „człowiek dziś «wszystko» może, ale nie wszystko służy jego życiu”.

Oceń treść:
Źródło:
;