Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Wywiady

Jak pomnożyć owoce Światowych Dni Młodzieży?

pielgrzymi w łagiewnikach fot. Łukasz Kaczyński

Rozmowa z ks. dr. Tomaszem Bielińskim, dyrektorem Szkoły Nowej Ewangelizacji Diecezji Siedleckiej.

 

Na dobre opadł kurz wzniecony na krakowskich błoniach i pod Brzegami nieopodal Wieliczki, gdzie w lipcu ponad milion osób dało świadectwo swojej wiary. Czy są już widoczne owoce tamtych wydarzeń?

Pierwsze owoce ŚDM pojawiły się na wiele miesięcy przed ich rozpoczęciem, tj. już w trakcie przygotowań do krakowskiego spotkania młodzieży całego świata. Myślę tu m.in. o wielkiej liczbie wolontariuszy, którzy, poświęcając swój czas i energię, przyczynili się do ogromnego sukcesu ŚDM. Ci młodzi ludzie zostawili swoje ulubione gadżety, by przenieść się w real spotkań przygotowujących do przyjęcia zagranicznych gości w naszych diecezjach, a potem wspólnie z nimi pojechali do Krakowa. Dlatego zasadnym jest stawianie pytania o to, jak pomnożyć owoce ŚDM, bo wiemy dobrze, iż trzeba kuć żelazo póki jest gorące. A kogo najbardziej rozgrzało spotkanie w Krakowie? Według mnie byli to wolontariusze i inni bezpośredni uczestnicy lipcowego spotkania z Ojcem Świętym i młodzieżą całego świata. Znajoma siostra zakonna przeprowadziła we wrześniu katechezę na temat krakowskiego ŚDM w jednej z siedleckich szkół średnich. Podczas zajęć okazało się, że spośród uczniów kilkunastu klas tylko jedna(!) osoba była wtedy Krakowie. Pozostali nawet nie oglądali relacji w telewizji! Dlatego uważam, że, myśląc o pomnożeniu owoców ŚDM, powinniśmy skupić się najpierw i przede wszystkim na tych osobach, u których te owoce się niewątpliwie pojawiły. To oni - zapaleni płomieniem Ducha Świętego - potrzebują „nowego paliwa”. Owszem, treści ŚDM powinny być podjęte również w ramach spotkań grup formacyjnych, w duszpasterstwie parafialnym i specjalistycznym oraz w katechezie szkolnej. Sądzę jednak, że największa energia winna być skierowana na tych, którzy zostali już „rozpaleni” przez ŚDM. Potrzebny jest zatem konkretny plan do ich dalszej formacji. Jestem głęboko przekonany, że propozycje Szkoły Nowej Ewangelizacji mogą w tym względzie w znacznym stopniu wesprzeć zarówno wysiłki duszpasterstwa parafialnego, jak i działalność różnorakich ruchów i stowarzyszeń.

 

W jaki sposób?

Po pierwsze wiemy, kim byli wolontariusze i inni uczestnicy ŚDM. Oni pochodzą z naszych parafii. Czy jednak każdy z nich ma żywą relację z Jezusem Chrystusem jako osobistym Panem i Zbawicielem; relację, która ma konkretny wpływ na ich codzienne decyzje i wybory? Owszem wielu, ale zapewne nie wszyscy. Wielce pożytecznym byłoby zatem przeprowadzenie dla nich rekolekcji ewangelizacyjnych, które proponuje diecezjalna SNE. W czasie tak zwanego kursu Nowe Życie każdy uczestnik ma szansę usłyszeć prosty przekaz orędzia Dobrej Nowiny o zbawieniu i podjąć na nowo czy też pierwszy raz w życiu decyzję o przyjęciu Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela. Przez 25 lat posługi dla nowej ewangelizacji widziałem wielką ilość trwałych nawróceń będących owocem wspomnianego kursu Nowe Życie. Dzięki temu nie będzie problemu z zatrzymaniem większości uczestników ŚDM w zasięgu oddziaływania duszpasterskiego, bo, pogłębiając osobistą relację z żywym Jezusem, odkryją najgłębszy sens przyjaźni i życia ze Zbawicielem. Młodych nie przytrzyma w Kościele przemijająca przecież atmosfera krakowskiego spotkania, ale głoszone najpierw w formie kerygmatu pełne mocy słowo Jezusa Chrystusa. Dopiero później potrzebne będzie pogłębienie tych treści poprzez katechezę i mistagogię. Po drugie, ci młodzi, którzy podczas ŚDM pogłębili żywą relację z Jezusem Chrystusem; relację, która przekłada się na ich codzienne życie, będą mieli większą szansę pociągnąć do wiary swych wątpiących rówieśników. Koniecznym jest zatem podpowiedzenie tym najbardziej „rozpalonym”, jak można to robić skuteczniej. SNE ma w tym względzie wielkie doświadczenie.

 

Na czym ono polega?

Nasza szkoła gotowa jest przysposobić do skutecznej ewangelizacji nie tylko młodych. Dysponujemy różnorakim narzędziami i stosujemy sprawdzone metody przydatne w ewangelizacji. Po prostu, wiemy, jak to robić. Proszę mnie dobrze zrozumieć: te słowa nie wynikają z zarozumiałości, ale z wieloletniego posługiwania obfitującego zarówno w piękne nawrócenia, jak i w ewangelizacyjne porażki. Mówiąc o skutecznej ewangelizacji, nie myślę o efektywności, bo ostateczną decyzję zmiany życia podejmuje adresat orędzia, który jest wolnym człowiekiem. Nie myślę też o efektowności działania, bo głoszenie Jezusa to nie show. Jednak dla osób gotowych podjąć Jego wezwanie do dzielenia się wiarą wielce pomocnym może się okazać kurs Paweł i inne warsztaty ewangelizacyjne proponowane przez naszą szkołę.

 

Kurs Paweł to najważniejszy kurs w programie SNE?

Zgadza się. Kurs Paweł to najważniejszy kurs, jeśli przyjmiemy, że prawdziwe bycie uczniem Chrystusa polega na naśladowaniu Mistrza w dzieleniu się Bożą miłością. Wspomniany kurs pomaga bowiem poznać narzędzia, opanować metody i zdobyć praktyczne doświadczenie ewangelizacji. Celem jest formowanie ewangelizatorów dla nowej ewangelizacji tak, aby umieli przekazywać w sposób twórczy kerygmat, dając tym samym początek nowym szkołom ewangelizacji w swoich środowiskach. Doświadczenie, jakie zdobędą uczestnicy takiego kursu, może okazać się niezmiernie cenne przy prowadzeniu grup formacyjnych i inicjatyw ewangelizacyjnych w duszpasterstwie parafialnym. Czekamy na zaproszenia ze strony duszpasterzy.

 

Co jeszcze SNE może zrobić, by podtrzymać ogień wiary, który zapłonął podczas ŚDM?

Skoro „wiara rodzi się z tego, co się słyszy, a tym, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10,17), gromadźmy nadal młodych „wokół wzgórz Pisma Świętego”, jak mawiał św. Hieronim. Niezbędnym jest, aby formacja wszystkich ruchów i stowarzyszeń była wyraźnie oparta na słowie Bożym, a zasady moralności i społeczna nauka Kościoła stały się pogłębieniem, a nie dominantą. Świetną okazją do wzbudzenia pasji poznawania Pisma Świętego i położenia fundamentu pod jego codzienne rozważanie jest biblijny kurs Emaus, który poprowadzimy już po raz piąty w tym roku. Doświadczenie pokazuje, że skutecznie wznieca on ogień pasji dla słowa Bożego, którego podtrzymywanie na dalszym etapie życia będzie już zadaniem duszpasterzy w parafiach.

 

Być może dla wielu księży ŚDM staną się jakimś impulsem do działania. Zobaczyli, że to, co wydaje się niemożliwe, jest możliwe.

Dlatego po zakończeniu ŚDM nikt z nas, duszpasterzy, nie powinien osiąść na laurach, bo jeśli rozgrzane żelazo stanie się letnie, to zrealizuje się jeden z najgorszych scenariuszy. Teraz - jak to mówią młodzi - zaczyna się jazda bez trzymanki. O czym myślę? O tej części młodzieży, która pojechała do Krakowa letnia, a powróciła z rozpalona. Tak było po każdej kolejnej edycji ŚDM. Ci młodzi będą teraz szukać księży w konfesjonałach i „nachodzić” na plebaniach. Pragnę zachęcić duszpasterzy, aby kierowali neofitów na wspomniany już wcześniej ewangelizacyjny kurs Nowe Życie.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło:
;