Imieniny: Teofilii, Godzisława, Cezarego

Wydarzenia: Międzynarodowy Dzień Pocałunku

Wspomnienia

Wspomina ks. prałat Andrzej Latoń, wikariusz generalny diecezji kaliskiej, prezes Polskiego Studium Józefologicznego



– Nie bójcie się, otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!”. Kiedy usłyszałem te słowa Jana Pawła II wypowiedziane w homilii na rozpoczęcie pontyfikatu (22 października 1978 r.), byłem uczniem drugiej klasy liceum.

Zaufałem wtedy papieżowi i w 1981 r. wstąpiłem do seminarium duchownego. Tam usłyszałem jakby pierwszy raz w życiu słowa św. Pawła z Listu do Filipian: „[Chrystus], istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi..., uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 6–8). Doświadczyłem czegoś, co trwa do dziś. Te słowa umieściłem na obrazku prymicyjnym, bo nie ma lepszej wiadomości nad tę, że Bóg mnie kocha, aż po szaleństwo krzyża! Zawsze więc, gdy wspominam Jana Pawła II, najpierw myślę o tym, że jest on ojcem mojego powołania. Jestem mu wdzięczny za Chrystusa! On całym sobą wskazywał na piękno bycia Jego uczniem. Doświadczyłem kiedyś niezwykłej łaski, gdy wraz z innymi kapłanami mogłem być świadkiem jego modlitwy w prywatnej kaplicy w Watykanie, oczekując na Eucharystię. Pięknie było widzieć jego intymną relację z Chrystusem: cały zatopiony w modlitwie, co jakiś czas wypowiadał głośno pojedyncze słowa, jakby nie zdając sobie sprawy z naszej obecności. Zamiast samemu się modlić, patrzyłem na jego rozpromienioną twarz. Było to w 1993 r. Byliśmy u Ojca Świętego z pielgrzymką jako księża polscy studiujący w Paryżu. Po Eucharystii rozmawiał z nami. Ponieważ studiowałem filozofię, pytał mnie o fenomenologię francuską...

Inne ważne dla mnie spotkanie z Janem Pawłem II miało miejsce w Kaliszu, w 1997 r., gdy przybył jako pielgrzym do sanktuarium św. Józefa Kaliskiego. Moja historia tak się ułożyła, że postać św. Józefa zajmuje ważne miejsce w moim życiu. Próbuję mu więc służyć, jak najlepiej potrafię, gdyż uważam, że ten święty jest wciąż za mało znany, choć jest przecież patronem Kościoła powszechnego. Wszystko więc, co Jan Paweł II mówił w Kaliszu, głęboko mnie poruszało. Prosił nas wtedy, abyśmy polecali św. Józefowi obronę poczętego życia i rodziny, co też staramy się w Kaliszu czynić, zwłaszcza w każdy pierwszy czwartek miesiąca. Na początku homilii jednak Jan Paweł II przytoczył piękną modlitwę, którą, jak wyznał, sam codziennie odmawiał przed Mszą św. Oto jej fragment: „Boże, który obdarzyłeś nas królewskim kapłaństwem, spraw, prosimy, aby jak św. Józef, który zasłużył na to, by dotykać i nosić z szacunkiem w swych rękach Jednorodzonego Syna Twojego, zrodzonego z Dziewicy Maryi, tak i my byśmy mieli łaskę służyć przy Twoich ołtarzach w czystości serca i niewinności postępowania, abyśmy dzisiaj godnie przyjęli Przenajświętsze Ciało i Krew Twojego Syna i zasłużyli na wieczną nagrodę w przyszłym świecie”. Ojciec Święty dodał też: „Bardzo wymowne są te słowa. Te ręce, które dotykają Ciała eucharystycznego Chrystusa, pragną wyjednać u św. Józefa łaskę takiej czystości i takiej czci, jaką ten święty cieśla z Nazaretu okazywał swojemu przybranemu Synowi”. Prawdziwym szczęściem było spotkać Jana Pawła II, służącego Chrystusowi i Maryi (Kościołowi) jak św. Józef. Błogosławiony Janie Pawle II, uproś nam również tę łaskę!    

 

Wspomina Marta Pawelec, absolwentka pedagogiki specjalnej, pracująca w Towarzystwie Przywracania Rodziny w Poznaniu

– Już od dzieciństwa rodzice zabierali mnie i moje rodzeństwo na spotkania z Janem Pawłem II, kiedy przyjeżdżał do Polski. Po raz pierwszy bardziej świadomie przeżyłam spotkanie z Ojcem Świętym 16 czerwca 1999 r. w Starym Sączu. Miałam wówczas 12 lat i szczególnie zapadły mi w pamięci i sercu jego słowa: „Nie lękajcie się być świętymi!”.

Jednak najbardziej pamiętam spotkanie z Janem Pawłem II z 25 września 2000 r., gdy byliśmy, razem z kilkoma zaprzyjaźnionymi rodzinami, na pielgrzymce w Rzymie. Kiedy wszedł na audiencję do Sali Klementyńskiej oparty o laskę, zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Po raz pierwszy widziałam Ojca Świętego takiego schorowanego i kruchego fizycznie, a jednocześnie czułam jak cały promieniował Jezusem i siłą ducha. Byłam przekonana, że widzę świętego. Była godzina 21.00, więc wszyscy wspólnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski. Kiedy papież podszedł do nas, miałam wrażenie, że patrzy właśnie na mnie, a jego wzrok jakby przenikał mnie całkowicie, wszystkie moje myśli. Gdy rozmawialiśmy o tym później, okazało się, że prawie każdy z nas miał wrażenie, że Ojciec Święty patrzył właśnie na niego.

Najmocniej doświadczyłam bardzo bliskiej „obecności” Jana Pawła II podczas mojej choroby. W sierpniu 2008 r., gdy całą rodziną byliśmy w górach, nagle zaczęłam się źle czuć. Ponieważ stawałam się coraz słabsza, lekarze skierowali mnie na profilaktyczne badania do szpitala w Nowym Targu. Tam wykryto, będące konsekwencją anginy, zapalenie wsierdzia (środka) serca, mięśnia sercowego i osierdzia oraz uszkodzenie zastawki. Rozpoczęła się walka o moje życie. W ciągu tygodnia przewieziono mnie do Krakowa do kliniki kardiologicznej, a potem kardiochirurgicznej – obie imienia Jana Pawła II, które też otwierał papież, błogosławiąc tym miejscom, lekarzom i pacjentom. Leżąc w szpitalu, modliłam się za wstawiennictwem różnych świętych, którzy są mi bliscy. Jednak w sposób szczególny „uchwyciłam” się orędownictwa Jana Pawła II. Wiem, że on się wówczas za mnie modlił. W tym czasie modliło się, również za wstawiennictwem papieża, w mojej intencji bardzo dużo osób, a w przeddzień operacji w poznańskiej parafii pw. św. Marka rozpoczęła się całodobowa adoracja w mojej intencji. Dzięki tej modlitwie czułam ogromny pokój serca, nie bałam się operacji na otwartym sercu, która mnie czekała, a która mogła zakończyć się niepowodzeniem. Zastawka, którą mi wymieniono, wrosła w serce, mimo że nie było tkanki i lekarze nie mieli praktycznie na czym jej wszywać. Nie mogli czekać, aż się nadbuduje, bo moje życie wisiało na włosku. Dla mnie to był cud. Tak jak to, że nie straciłam wówczas wiary. Po udanej operacji jeszcze przez kilka miesięcy leżałam w różnych szpitalach, początkowo tak słaba, że nie mogłam sama unieść kubka. Ogromnym umocnieniem w czasie całej choroby było dla mnie także to, w jaki sposób Ojciec Święty przyjmował cierpienie. Pokazywał mi, przykutej do łóżka, właściwy kierunek. Teraz mój stan zdrowia jest tak dobry, że w 2010 i 2011 r. mogłam wyjechać na miesięczne wyjazdy misyjne do Jerozolimy. W ubiegłym roku natomiast, po raz pierwszy po operacji, wzięłam udział w 12-dniowej Poznańskiej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę. I doszłam!

Od czasu choroby na co dzień odczuwam bliską więź z Janem Pawłem II, a nawet mogę powiedzieć, że traktuję go jak przyjaciela. Jestem przekonana, że to on, razem z Maryją, ilekroć odczuwam trudności, także duchowe, czuję się zagubiona lub zniechęcona, pomaga mi odnajdować właściwą drogę i pewność wiary.

Źródło:
;