Imieniny: Jana, ?anety, Maksyma

Wydarzenia:

Komentarze

 fot. Przewodnik Katolicki nr 34/2014

Żaden papież ostatnich dziesięcioleci nie powodował tak powszechnego zainteresowania jak Franciszek. Ale też żaden następca św. Piotra nie spotkał się z tak otwartą krytyką ze strony samych katolików – świeckich i duchownych. I tu jest problem. Tylko czyj, tak naprawdę?

 

Media lewicowo-liberalne nie kryją entuzjazmu: z serca papieżowi kibicują, patrzą z podziwem i ogólnie rzecz biorąc: wspierają (choć nie wiem czy także modlitwą). Media prawicowe wydają się natomiast lekko zakłopotane, mniej lub bardziej zdystansowane, czasami ironiczne. Doczekaliśmy czasów, w których lewica mówi o papieżu entuzjastycznie, prawica zaś – sceptycznie. Taki, chciałoby się rzec, paradoks. Obydwie przy tym strony – co trzeba podkreślić – papieżem Franciszkiem manipulują.

„Papież rozwodników i komunistów”

Słowo klucz w recepcji papieża Franciszka przez polską (ale i światową) lewicę to niewątpliwie „rewolucja”. Nowy papież – wieszczą postępowi publicyści – tchnie nowego ducha w zmurszałą, anachroniczną, skorumpowaną, przeżartą aferami finansowymi, homoseksualnymi i pedofilskimi instytucję Kościoła. Oto dowiadujemy się, że argentyński papież stanął na czele rewolucji: jest papieżem ubogich, strąca z piedestału bogatych, sam daje przykład ubóstwa.

Ogromne zainteresowanie tych mediów wzbudzają kolejne fakty poświadczające lewicowy temperament i usposobienie Franciszka: rezygnację z mieszkania w apartamentach Pałacu Apostolskiego i wybór Domu Świętej Marty; przestrogę, jaką skierował do włoskich księży, by pobierając ofiary za sakramenty wystrzegali się chciwości itd., itp.

Szczery i stały entuzjazm „Gazety Wyborczej” czy „Newsweeka” budzi fakt, że Franciszek nie szczędzi słów krytyki instytucji Kościoła i duchowieństwu, także hierarchom.

Odrębny nurt to nadzieja na zmiany – nie tylko formy, ale i treści. A więc oczekiwanie, że za otwartym stylem pójdzie – równie przyjazna wobec świata – korekta nauczania Kościoła. Chodzi o takie kwestie jak etyka seksualna, in vitro, komunia dla rozwiedzionych żyjących w nowych związkach itp.

Przybliżając w „Gazecie Wyborczej” świętego patrona obecnego papieża, Jarosław Mikołajewski wyraził nadzieję, że będzie on podobny do Biedaczyny z Asyżu, który – orzeka entuzjastycznie autor – był świętym zakonników, hipisów, ekologów, rozwodników i komunistów.

Bicz na konserwatystów?

Prawicowi publicyści, którzy podkreślają jednocześnie swoją katolicką tożsamość, od początku nie kryli swego entuzjazmu dla słów i stylu Franciszka. Hasło „rewolucja” nie budzi ich entuzjazmu, czemu akurat trudno się dziwić. To, co może dziwić i niepokoić, to coraz wyraźniejszy głos dezaprobaty, który nie obejmuje już wyłącznie lewicowych adwersarzy. W ostatnim czasie wiele zastrzeżeń, a nawet fundamentalnych oskarżeń, wysuwają oni bezpośrednio wobec Franciszka.

W początkowych miesiącach pontyfikatu elementem charakterystycznym w przekazach tego nurtu jest zapał, by przywrócić opinii społecznej właściwą interpretację słów papieża, zmanipulowanych, przez kolegów z drugiej strony barykady. „Ja tylko prostuję” – tłumaczył Tomasz Terlikowski w tytule wywiadu w „Newsweeku”. „Dziennikarze bardzo by chcieli, żeby papież w końcu powiedział to, co chcą usłyszeć. A najlepiej, żeby był młodą Afroamerykanką, a do tego jeszcze lesbijką” – mówi z wdziękiem publicysta. Krytykuje też media za to, że „próbują zrobić z papieża bicz na konserwatystów w Kościele”.

W październiku 2013 r. ważny tekst opublikował w „Rzeczpospolitej” Paweł Milcarek. Szef tradycjonalistycznego kwartalnika „Christianitas” argumentuje zastrzeżenia czy krytykę już nie wobec liberalnych mediów, ale samego papieża. Omawiając obszerny wywiad dla „Civiltá Cattolica”, Milcarek zauważa, że nie można wyczytać z niego dwóch, ważnych w jego ocenie, elementów. „Po pierwsze, nie ma tam śladu tego, że Franciszek bierze na poważnie diagnozy teologiczne obecne w nauczaniu swego poprzednika, wraz z teologią liturgii i troską o odczytanie Vaticanum II w ciągłości z Tradycją. Po drugie, nie da się tam wyczytać, że Franciszek zamierza być patronem zmagania o 'cywilizację życia', tak jak czynił to Jan Paweł II. Najwyraźniej zarówno nowy ruch liturgiczny, jak i ruchy pro-life wypadły poza 'to co istotne' w agendzie nowego papieża” – ubolewa publicysta.

Prawdziwy problem

W miarę upływu czasu dystans konserwatywnych publicystów wobec papieża staje się coraz bardziej widoczny i ostentacyjny. W ich tekstach jest coraz więcej ironii, protekcjonalizmu, pobłażania. Usiłują dowieść, że pomiędzy słowami papieża – zwłaszcza na temat małżeństwa, prokreacji, par niesakramentalnych – a Katechizmem i magisterium Kościoła występuje sprzeczność. Za prawdziwie szokującą puentę takiego stylu dociekań należy uznać ubiegłotygodniowy artykuł Dominika Zdorta pt. „Schizma zacznie się w Polsce?”. Publicysta „Rzeczpospolitej” zastanawia się czy działania Franciszka „to tylko nieudolność, gra, marketingowe zabiegi lub podlizywanie się establishmentowi” czy też – uwaga – „przygotowywanie do zburzenia Kościoła, aby na jego miejsce zbudować zupełnie nowe wyznanie”. Całość wieńczy teza, iż „program papieża Franciszka (…) wprost zaprzecza nauczaniu polskiego papieża”. Poziom i ton tej argumentacji jest dla mnie czymś zupełnie niepojętym. Papież, „wikariusz Jezusa Chrystusa” (to jeden z oficjalnych tytułów papieży) jako główny wróg Kościoła? Jak to możliwe, że podobne opinie głoszą osoby deklarujące przywiązanie do katolickiej ortodoksji? Tego rodzaju poglądy, właśnie dlatego że pochodzą z wnętrza Kościoła, mogą być groźniejsze od tez pozakościelnych „kibiców” Franciszka.

Jest więc problem z przyjęciem słów i gestów papieża Franciszka przez część katolików – w Polsce, choć nie tylko. Ale, kolokwialnie rzecz ujmując, czy jest to problem jego, czy też ich właśnie? Czyj głos ich przekona, skoro o tym, co i jak powinien mówić i czynić papież wiedzą lepiej niż on sam? Kółko się zamyka.

Radość Ewangelii

Tak, mam świadomość, że nie odniosłem się tu wprost do zarzutów, jakie część środowisk Kościoła kieruje wobec papieża. Ale ważniejsze wydało mi się wskazanie na zjawisko, które uważam za nowe i nie dość obecne w debacie o papieżu Franciszku. A przede wszystkim za zjawisko groźne. Katolik nie może bowiem „lepić” sobie papieża na swój obraz i podobieństwo, arbitralnie orzekać o stopniu ortodoksyjności następcy św. Piotra i w zależności od takiej „diagnozy” orzekać czy i na ile należy mu się szacunek i posłuszeństwo. Kierunek ma być odwrotny: próba pokornego wczytania się w to, co słowem i gestem ma do powiedzenia papież oraz otwartość na jego nauczanie to dla katolika fundamentalne minimum. Okazuje się jednak, że niekoniecznie, przynajmniej nie dla wszystkich.

A na koniec: tym, którzy widzą w obecnym papieżu główne zagrożenie dla Kościoła, chciałbym poradzić, by mniej wczytywali się dziennikarskie spekulacje i wróżby, a także miło im brzmiące wypowiedzi tego czy innego hierarchy, a bardziej słuchali samego Franciszka. Pamiętajmy też, że co do kwestii, które od miesięcy budzą tak wiele gorących dyskusji, jak Komunia św. dla rozwiedzionych, którzy weszli w nowe związki cywilne – nic wiążącego jeszcze nie ustalono! Poczekajmy na jesienny synod biskupów i oficjalne dokumenty, którymi zapewne zaowocuje. Tymczasem słuchajmy słów papieża. Za dużo ich? Papież za często rozmawia z dziennikarzami? Być może, więc skoncentrujmy się na oficjalnych przemówieniach, na codziennych homiliach z Domu św. Marty, a przede wszystkim na adhortacji Evangelii gaudium – programowym dokumencie papieża Bergoglia. Naprawdę nie trzeba „demaskować” zamiarów Franciszka, bo właśnie tam są one jasno wyłożone. Dokument ten papież kończy poruszającą inwokacją do Matki Bożej, prosząc:

Gwiazdo nowej ewangelizacji,
pomóż nam zajaśnieć świadectwem komunii, (…)
aby radość Ewangelii
dotarła aż po krańce ziemi,
i żadne peryferie nie zostały pozbawione jej światła

Otóż, tego właśnie i niczego innego chce papież Franciszek. Trzeba mu zaufać i wspierać go na tej drodze własnym świadectwem. A przede wszystkim – skończyć ze straszeniem.

Źródło:
;