Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Książka

 fot. czarne.com.pl

Oczami wyobraźni z pewnością każdy z nas widzi scenę z początku sierpnia 1942 roku, kiedy to Janusz Korczak prowadzi ok. 200 swoich wychowanków z Domu Sierot na Umschlagplatz. Wszyscy dobrze wiemy, jaki los spotka lekarza i pedagoga, który zdecydował, że do ostatniego tchnienia będzie towarzyszył swoim podopiecznym. Czy mamy świadomość, że obok Korczaka, może tak jak i on z dzieckiem jednym czy dwoma na ramieniu, kroczyła Stefania Wilczyńska?

 

Magdalena Kicińska w książce „Pani Stefa” przywraca (a może po raz pierwszy oddaje) właściwe miejsce w historii Stefanii Wilczyńskiej, która wspólnie z Januszem Korczakiem przez trzydzieści lat prowadziła w Warszawie Dom Sierot dla żydowskich dzieci, które tak go wspominają: „Miałem dom, gdzie za tatusia była Stefa, a za mamusię Korczak”.

Autorka swojemu pokoleniu, dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków, uświadamia czym była okupacja, wojna i antysemityzm ale też na czym polega ludzka miłość.

Ten reportaż to nie tylko relacja z wydarzeń, to opowieść wręcz metafizyczna. To także zapis emocji z poszukiwań własnej tożsamości czy życiowego powołania. Misję pani Stefy streściłbym w kilkukrotnie przywoływanych w książce jej słowach: „najlepsze, co może zrobić człowiek, to jest zrobić innego człowieka mniej samotnym”. Relacje jej wychowanków świadczą o tym, że z zadania wywiązała się wzorowo. Czy sama czuła się życiowo spełniona?

Wątek, którego mi bardzo brakuje w książce Kicińskiej, to Bóg. Czy Wilczyńska w ogóle o Niego pytała? Wydaje się, że tak, ale koncepcja wychowania w Domu Sierot nie pozwalała jej i Korczakowi sugerować dzieciom wyborów religijnych. Tłumaczy to chyba dobrze „pożegnanie”, które Korczak ułożył dla odchodzących roczników, a które cytowane jest również w „Pani Stefie”: „Nic wam nie dajemy. Nie dajemy Boga, bo Go sami odszukać musicie we własnej duszy, w samotnym wysiłku. Nie dajemy Ojczyzny, bo ją odnaleźć musicie własną pracą serca i myśli. Nie dajemy miłości człowieka, bo nie ma miłości bez przebaczenia, a przebaczać - to mozół, to trud, który każdy sam musi podjąć. Dajemy wam jedno: tęsknotę za lepszym życiem, którego nie ma, ale kiedyś będzie, za życiem Prawdy i Sprawiedliwości. Może ta tęsknota doprowadzi was do Boga, Ojczyzny i Miłości. Żegnajcie, nie zapominajcie”.

À propos pożegnania, niezapominania i życiowej misji… Kicińska rozmawia z jednym z niewielu jeszcze żyjących wychowanków Stefanii Wilczyńskiej – Szlojme Nadlem mieszkającym w Ramli w środkowym Izraelu. Na pytanie czy pożegnał się z Wilczyńską (przed swoją ucieczką z getta) odpowiada, że dostał od Pani Stefy coś, czego nigdy nikomu nie pokazywał. Po raz pierwszy zrobi to przed autorką książki. W swoich rękach zaciska dłonie Magdaleny Kicińskiej w pięść. Obejmuje je mocniej. Po chwili otwiera pustą dłoń kobiety i wskazuje palcem na jej środek. „…dała mi takie coś, że ja później już nigdy nie byłem sam”. Metafizyka.

 


Magdalena Kicińska, Pani Stefa, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015


 

Źródło:
;