Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Wywiady

 fot. apchor.pl

Rozmowa z ks. dr. Wojciechem Bartoszkiem, Krajowym Duszpasterzem Apostolstwa Chorych

 

Jednym z zadań członków Apostolstwa Chorych, którym Ksiądz kieruje, jest znoszenie cierpienia po chrześcijańsku. Co to oznacza w praktyce?

Każdy z nas przeżywa różnego rodzaju trudności w swoim życiu. Członkowie Apostolstwa Chorych pragną wszystko ofiarować Panu Jezusowi. Wszyscy mamy małe i większe krzyżyki, żeby je znieść potrzebujemy więzi z Jezusem. Pragniemy Mu oddawać również dobre rzeczy, które otrzymujemy. Znoszenie cierpienia dokonuje się tylko dzięki relacji z Bogiem, miłości i głębokiemu poznaniu osoby Jezusa.

Początki mogą być trudne. Trzeba to w sobie odpowiednio przepracować…

Każda osoba ma swoją indywidualną drogę. Doświadczenia dotyczą zresztą nie tylko ciężkiej choroby, najpierw mogą to być nieprzyjemności w relacjach z bliźnimi czy inne trudności naszego życia. Każdy z nas ma swoją drogę ofiarowania. Niektórzy w ogóle nie potrafią jej zaakceptować, inni potrzebują na to wielu lat. Czasem potrzebują oczyszczenia. Są też tacy, którzy od razu odkrywają potrzebę ofiarowania się za innych. Przykładem jest życie Włoszki, bł. Chiary Luce Badano, która w bardzo młodym wieku z wielką pogodą ducha przyjęła ogromne cierpienie.

Ofiarowanie cierpienia za innych to wyższy poziom chrześcijaństwa? Do tego trzeba z pewnością dojrzeć…

Osoby, którym bliska jest taka duchowość nie nazywają tego wyższą formą chrześcijaństwa, bo to jest ich codzienne życie. One każdego dnia oddają swoje cierpienia za Kościół, za kapłanów i za grzeszników. Niedawno pewien ksiądz odchodził do wieczności. Przeżywaliśmy wówczas w archidiecezji katowickiej święcenia biskupie. On cierpiąc, świadomie ofiarował własne cierpienia za nowo konsekrowanych biskupów.

Okazuje się, że z cierpienia może wyjść coś dobrego. Trzeba tylko tego chcieć…

Jean Vanier, twórca wspólnoty „Arka”, uczy, abyśmy potrafili ofiarować Panu Jezusowi wszystko, nie tylko cierpienia i trudności; abyśmy każdy dzień rozpoczęli od aktu ofiarowania, byśmy oddawali wszystko, co nas spotka. Może to głęboko zaowocować w przyszłości, szczególnie gdy większe cierpienie przyjdzie na nas samych. Tego uczyła także św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Zanim przyjęła duże krzyże, związane z gruźlicą, na którą zachorowała, ofiarowywała Panu Jezusowi małe krzyżyki, wszystkie małe trudności, które napotykała. Cierpienie samo w sobie jest złe, ale gdy jest przyjęte w tym sensie, tak jak Jezus podjął swoją mękę na Krzyżu, rodzi wartość zbawczą.

Ksiądz wielokrotnie obserwował, że oddanie swego bólu za innych przynosi zaskakujące owoce. Pamięta Ksiądz jakieś konkretne przypadki?

Wierzę w istnienie takich owoców, choć bezpośrednio trudno je nieraz zauważyć. Czytając Dzienniczek św. Faustyny Kowalskiej, odkrywamy, że Jezus przyjmował jej ofiarę cierpienia z miłością. Bardzo wiele osób, nawet tych, które nie są członkami Apostolstwa Chorych, faktycznie duchowo ofiaruje swoje cierpienia za innych. Przykładów można podać wiele. Znam pewną rodzinę z Katowic, która ma córkę chorą na rzadką chorobę - zespół cri du chat (zespół kociego krzyku), powodującą głębokie upośledzenie. Jej mama cierpi na schorzenie podobne do stwardnienia rozsianego. Wszystko jednak przyjmuje i ofiaruje za innych. Pogoda ducha tego małżeństwa, które znosi tak ogromne trudy, jest przyciągająca, to wielkie świadectwo także dla innych chorych.

W Apostolstwie Chorych chcemy też łączyć osoby cierpiące z kapłanami i misjonarzami. Apeluję o to także do chorych z diecezji siedleckiej. Proszę, abyście wzięli pod duchową opiekę księży. Członkowie apostolstwa ofiarują swoje trudy i modlitwy za noeprezbiterów lub misjonarzy, którzy wyjeżdżają z Polski. Duchowni mogą zaświadczyć o sile, która płynie z tego oddania. Pamiętam, jak pewien nowo wyświęcony kapłan nie przez przypadek znalazł się w parafii, w której funkcjonuje zakład opieki leczniczej. Jedna z chorych kobiet podjęła duchową adopcję tego noeoprezbitera. Zrobiła to zanim on trafił do owej parafii. Potem ten kapłan dowiedział się o tym i często do niej przychodził. Ona ofiarowała za niego cierpienia, on towarzyszył jej modlitwą. Ta pani odeszła już do wieczności, ale do dziś wiele osób wspomina jej pogodę ducha, która nie opuszczała jej do końca. Także nowy biskup pomocniczy archidiecezji katowickiej Marek Szkudło prosił chorych o modlitwę i ofiarę z cierpienia za niego i jego posługę. Mówił, że doświadcza pomocy od chorych, także od swojej chorej matki, która ofiaruje za niego swój trud. Również służba chorym przynosi owoce. Nieraz po długim czasie…

Choroba rzeźbi w nas swoje kształty. Co zrobić, by chorzy nie załamali się i nie upadli z powodu cierpienia?

Przede wszystkim nie możemy ich pouczać, jak mają chorować. To jest ich droga. Trzeba też zatroszczyć się dla nich o dobrą opiekę medyczną. Kolejna sprawa dotyczy towarzyszenia chorym. Ojciec Święty w tegorocznym orędziu na Światowy Dzień Chorego pisze o mądrości serca. Ma ona dotyczyć zarówno samych chorych, jak i tych, którzy im pomagają. Moglibyśmy opisywać świadectwa wielu osób, zwłaszcza wolontariuszy, udzielających się w hospicjach i domach pomocy społecznej, którzy służą z wielkim oddaniem. Jednak jest to tylko kropla w morzu potrzeb. Idea Światowego Dnia Chorych polega na mówieniu o potrzebach osób chorych. Wszystko po to, by prosić ludzi, którzy mają więcej sił, aby wspomagali cierpiących i dzielili się mądrością swego serca.

Papież Franciszek pisze, że czas spędzony przy łóżku chorego jest czasem świętym. Doświadczył Ksiądz tego?

Oczywiście, że tak. To pytanie przypomina mi zwłaszcza czas, gdy towarzyszyłem mojej mamie, kiedy odchodziła do wieczności. Wiem, że jej ofiara z cierpienia pomogła mi w drodze do kapłaństwa i w samym kapłaństwie. Tak samo było w przypadku mojego brata, który również jest księdzem. Czas odchodzenia mamy i towarzyszenia jej był naprawdę święty. Tego samego doświadczam także przy łóżkach innych chorych.

Papież pisze też, iż wielkie kłamstwo kryje się w stwierdzeniu, że jeśli chory jest zależny od innych, to nie zasługuje na dalszą egzystencję. Dziś liczy się tylko „jakość życia”. Jeśli jej poziom spada, człowiek staje się niepotrzebny. Liczą się tylko młodzi i zdrowi…

Papież ma na myśli kwestie związane m.in. z eutanazją. To niedopuszczalne, by ktoś, kto ma niższą jakość życia mógł poprosić o skrócenie życia. Pojęcie „jakość życia” trzeba też dobrze zrozumieć. W hospicjach na różne sposoby dokonuje się poprawa jakości funkcjonowania osób chorych, często będących w stanie terminalnym. Dzieje się to poprzez działania innych ludzi, stosowanie środków przeciwbólowych, towarzyszenie czy zwykłe potrzymanie za rękę. Zgodzę się ze stwierdzeniem, że kult młodości i zewnętrznego piękna jest dziś mocno akcentowany. Zapominamy jednak, że poprzez doświadczenie choroby nie raz uaktywnia się piękno wewnętrzne. Nasze zadanie polega na tym, by je wydobywać, by o nim mówić. Jeszcze raz wrócę do postaci Chiary Luce Badano, która mając 17 lat, zachorowała na nowotwór kości. Ta dziewczyna należała do Ruchu Focolare. W trakcie choroby, dzięki głębokiej więzi z Jezusem Opuszczonym, ofiarowała swoje cierpienie za młodzież. Ona była piękna duchowo, piękna miłością do Jezusa i Matki Najświętszej.

A czego chorzy oczkują od nas, zdrowych, od swojego otoczenia?

To szerokie pytanie. Największą chorobą współczesności, a przede wszystkim świata zachodniego jest samotność, dlatego tak ważna jest potrzeba doświadczania obecności drugiego człowieka. Na samotność cierpią nie tylko osoby osłabione wiekiem, ale także ludzie młodzi. W towarzyszeniu innym chodzi o podprowadzenie w Bożą obecność, w doświadczenie miłości Boga. Każdy z nas potrzebuje poznać, jak bardzo kochany jest przez Boga, jak wielki jest w Jego oczach. To największe lekarstwo, które może pomóc osobom cierpiącym. Matka Teresa z Kalkuty mówiła, że samotność jest trądem zachodniego świata. W krajach ubogich widoczne są choroby fizyczne, z kolei w Europie bardziej dostrzegalna bywa samotność.

A co z modlitwami za chorych. Nie każde są wysłuchane. Dlaczego tak się dzieje?

Często modlimy się o uzdrowienie dla siebie, ale myślę, że warto też prosić o uzdrowienie dla innych. Bóg wysłuchuje tych modlitw. Wysłuchuje, gdy prosimy o uzdrowienie naszego serca, które jest zranione grzechem. Wiele osób mogłoby dać świadectwo wewnętrznego uzdrowienia, ono zdarza się dosyć często. Członkowie Apostolstwa Chorych przyznają, iż nie modlili się o uzdrowienie dla siebie. Oni chcą być wsparciem dla innych. Jedna z pań, która z zawodu jest psychiatrą, zachorowała na stwardnienie rozsiane. Wcześniej prowadziła turnusy rehabilitacyjne. Musiała z tego zrezygnować z racji pogłębiającej się choroby. Teraz organizuje wspólnotę chorych, którzy byli jej pacjentami. Poprzez łącza internetowe, na skypie, odmawia z nimi różaniec. Myślę, że to kapitalny pomysł. Ona tak do końca nie modli się za siebie. Pomimo swojej ciężkiej choroby prosi za innych, trwa przy Bogu razem z nimi i ciągle jest wsparciem dla cierpiących.

Jak włączyć się w Apostolstwo Chorych?

Apostolstwo powstało 90 lat temu w Holandii. Zostało zatwierdzone przez Papieża Piusa XI. Zadaniem Sekretariatu Apostolstwa Chorych jest towarzyszenie chorym zwłaszcza przez miesięcznik „Apostolstwo Chorych”; mamy także stronę internetową www.apchor.pl. W ciągu ostatnich niespełna czterech lat do wspólnoty formalnie przyłączyło się ponad 400 członków. Chętni mogą zadzwonić do naszego sekretariatu i zgłosić chęć przynależności. Wówczas przekazujemy dyplom przyjęcia i krzyżyk z wygrawerowanymi w języku łacińskim słowami „Z Chrystusem jestem przybity do krzyża”. Apostolstwo Chorych jest wsparciem dla Kościoła, stanowi też duchowy fundament działań ewangelizacyjnych i duszpasterskich. W intencjach nadsyłanych przez chorych sprawowana jest także Eucharystia.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło:
;