Wywiady
Nie jestem fajna
Z s. Małgorzatą Chmielewską, przełożoną wspólnoty Chleb Życia, o życiu dla ubogich rozmawia Anna Sosnowska
Cierpiała Siostra kiedyś prawdziwy głód?
– Takiej sytuacji, żeby przez dwa, trzy dni niczego nie jeść, Pan Bóg mi oszczędził. Ale wielokrotnie zdarzało się i mnie, i wspólnocie, że nie było prawie niczego do jedzenia i musieliśmy nieźle kombinować, albo że jedliśmy bardzo skromnie. W pierwszych latach tworzenia wspólnoty Chleb Życia w Polsce, czyli na początku lat 90., kiedy nie było ani pieniędzy, ani żywności, jedliśmy rzeczy, powiedziałabym, obrzydliwe (śmiech). Ale i wtedy zdarzało się, że nagle wśród tych obrzydliwości trafiały się absolutne luksusy – wszystko zależało od tego, co ktoś nam dał albo co udało nam się wyżebrać.
Miała Siostra wtedy poczucie, że tym razem to ktoś Was nakarmił?
– Cały dowcip polega na tym, że mamy cały czas takie poczucie, że karmimy nie my, tylko ktoś nas karmi. Sami nie bylibyśmy przecież w stanie wyżywić mniej więcej trzystu osób przebywających w naszych domach i wielu rodzin, które wspieramy właśnie po to, żeby nie zaznały realnego głodu. Kurek otwiera Pan Bóg, a my jesteśmy tylko magazynierami.
Często Siostra powtarza: zanim dasz żebrakowi pieniądze czy kupisz mu bułkę, spójrz mu w oczy. Pamięta Siostra takie swoje pierwsze spotkanie?
– Nie pamiętam, ale takich spotkań mam oczywiście dużo i niektóre z nich bywają bardzo ciekawe. Wielokrotnie udało mi się nawiązać relacje, które owocowały nie tylko daniem bułki czy chleba, ale jakąś szerszą pomocą.
Jak to nazwać? Odpowiedzialnością za drugiego?
– Myślę, że to po prostu trzeba nazwać braterstwem – wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca, co zresztą wypowiadamy w każdym „Ojcze nasz”. Nazwałabym to też zwykłą przyzwoitością – jeżeli ja mam pełny brzuszek, to jest świństwem, że spotkany przeze mnie człowiek ma ten brzuszek pusty. Albo że brakuje mu innych rzeczy. Spotkałam niedawno chłopca, który żebrał. Okazało się, że zbierał pieniądze na leki dla swojej matki. Wzięłam receptę i poszłam ją wykupić. Leki kosztowały 200 zł, a matka miała 540 zł dochodu na miesiąc. Nawiązaliśmy relację i później można było pomóc tej rodzinie poprzez żywność czy właśnie pieniądze na leki. Czasami warto się zatrzymać i zaangażować.
Kiedy udaje się Siostrze komuś pomóc, to...?
– Jeżeli mogę zobaczyć radość na twarzy drugiego człowieka, to sama też ją odczuwam. Tam, gdzie było ciemno, smutno i ponuro, zrobiło się po prostu trochę jaśniej. To są małe zmartwychwstania, a my przecież żyjemy w świetle tego wydarzenia. Ale zmartwychwstanie musimy własnymi łapkami wcielać w życie.
Zawsze można drugiemu pomóc?
– Nie zawsze.
Złości się wtedy Siostra?
– Nie, bo doskonale rozumiem, że człowiek jest istotą bardzo złożoną. To nie zadziała w ten sposób, że on natychmiast się zmieni, bo ja mu tak powiedziałam. Każdy jest wolny. Ale nawet jeśli mi się dzisiaj nie uda pomóc, to może się uda komuś innemu za dziesięć lat. Bo każdy gest dobroci owocuje w tym człowieku.
A jak owocuje w Siostrze?
– Wolnością i radością, i myślę, że o to Panu Jezusowi chodzi. Nie o rozdawanie chleba z ponurą miną, ale właśnie o odczuwanie razem z Nim radości wtedy, kiedy cieszy się drugi człowiek. To się nazywa współczucie, czyli czucie razem.
Zdarzało się Siostrze czasem pomyśleć: robię tyle dobrych rzeczy, ale jestem fajna!
– Szczerze powiedziawszy, nie uważam siebie za fajną, a na pewno nie jestem fajniejsza od innych. Nie tędy idzie mój tok myślenia.
To którędy?
– Absolutnie zdaję sobie sprawę z tego, że wszystko, co mam, dzierżawię od Pana Boga. Nie mogłabym dawać chleba, gdyby nie ludzie, którzy dali mi na to pieniądze. Nie mogłabym robić wielu rzeczy, gdyby nie moi bracia i siostry, a przede wszystkim gdyby nie Chrystus. To wszystko należy przecież do Niego. Dlatego nie jestem ani fajna, ani wielka. Ja tu tylko sprzątam. Zresztą wśród moich braci i sióstr ze wspólnoty też nie widzę takiego myślenia, że jesteśmy jakimiś bohaterami. Może dlatego, że żyjąc z ludźmi bezdomnymi, po ludzku ubogimi, wielokrotnie przekonujemy się, że oni bywają naprawdę dużo fajniejsi od nas. Więc ego raczej nie ma okazji, żeby się rozrosnąć.
Można nabrać wprawy w pomaganiu?
– Oczywiście, trening czyni mistrza. Pomagając drugiemu, wielu rzeczy się uczymy – poznawania człowieka, rozumienia go, a także tego, jak nie dać sobą manipulować. Z czasem wiemy, jakie pytania w danej sytuacji zadać i raczej potrafimy przewidzieć, co należy zrobić, a czego nie, żeby temu człowiekowi pomóc. Można się tego wszystkiego uczyć samemu, ale warto też pytać tych, którzy już mają jakieś doświadczenie.
Kiedy ktoś nabija Siostrę w butelkę, ale jest głodny, to dostanie kawałek chleba?
– Głodny zawsze musi dostać jeść, niezależnie od tego, w jakim byłby stanie. Natomiast jeżeli człowiek jest głodny dlatego, że wyrzucił kiełbasę za okno, bo mu nie odpowiadał gatunek, to już jest jego problem.
Oczywiście nie lubię, kiedy ktoś mnie nabija w butelkę, ale czasem trzeba mu na to nieco pozwolić, żeby potem powoli razem z nim z tej butelki wyjść. Jednak tu trzeba bardzo uważać, ponieważ sprawiedliwość polega i na tym, żeby nie pozwolić drugiemu żerować na naszej dobroci. On też – jeśli tylko jest w stanie – musi coś z siebie dać.
Pawłowa zasada: kto nie pracuje, niech nie je?
– Nie, św. Paweł powiedział inaczej: kto nie chce pracować, niech nie je. Mój upośledzony syn Artur będzie jadł, i to na tyle dobrze, na ile będzie mnie stać, bo on nie pracuje nie dlatego, że nie chce, tylko dlatego, że nie może. Gubimy to jedno słowo, które zupełnie zmienia optykę.
Odmówiła Siostra komuś chleba?
– Oczywiście, i nie tylko chleba. Ale jeśli chodzi o chleb, to Pan Bóg dał mi kiedyś nauczkę. Przyszła do nas po chleb sąsiadka – dziewczyna z bardzo biednej rodziny. Myśmy mieli wtedy parę bochenków, akurat tyle, żeby wystarczyło dla mieszkańców. Więc powiedziałam jej: „Słuchaj, dzisiaj nie mogę ci dać”. Kiedy wyszła, uświadomiłam sobie, że jestem po prostu świnią, bo przecież oprócz pieczywa mamy jeszcze makaron i zawsze się coś z tego skleci. Wyleciałam za tą dziewczyną, złapałam ją i mówię: „Chodź, dam ci”. Nie minęło pół godziny, jak na podwórko zajechał piekarz z trzystoma bochenkami chleba. To się nigdy wcześniej nie zdarzało! Bóg mi pokazał, kto tak naprawdę jest właścicielem tego chleba.
„Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść” (Mt 25, 42). Odczytujemy te słowa w perspektywie eschatologicznej, ale może ignorując głód drugiego, gotujemy sobie piekło już na ziemi?
– Myślę, że ludzie, którzy są zamknięci w swoim egoizmie, nie widzą drugiego człowieka, nie potrafią nawiązać z nim relacji, nie potrafią się podzielić, są tak naprawdę ludźmi nieszczęśliwymi i jakoś wewnętrznie samotnymi. Wystarczy się przełamać, żeby się przekonać, że cudza radość, cudzy sukces, któremu pomogliśmy, mogą być i dla nas ogromną radością. Jeśli się na taki gest nie odważymy, wtedy najzwyczajniej w świecie więdniemy i tracimy wolność.
Tracimy wolność?
– Wolność od ludzkich opinii, od zdobywania rzeczy i histerycznego pilnowania tego, cośmy zdobyli, od rzeczy nam niepotrzebnych. Człowiek, który idzie przez życie swobodnym krokiem, dzieląc się tym, co ma, który nie boi się innych, jest człowiekiem wolnym i żyjącym bez lęku.
Papież Franciszek, w związku z Rokiem Jubileuszowym, tak napisał o uczynkach miłosierdzia: „Za każdym razem, kiedy wierny sam wykona jeden lub kilka z tych uczynków, z pewnością otrzyma jubileuszowy odpust”. Co Siostra na to?
– Nie zastanawiam się nad tym, ale miło jest wiedzieć, że wszystkie moje paskudne grzechy, a przynajmniej ich duża część, zostaną odpuszczone. Natomiast oczywiście to nie chęć zdobycia odpustu jest dla mnie motywacją – aczkolwiek jeśli dla kogoś jest, to też dobrze – tylko pragnienie sprawiedliwości, wolności i przyzwoitości. Chrystus nie oczekuje ode mnie zbawienia całego świata, bo Zbawicielem jest On, ale zrobienia tego, co w mojej mocy, żeby pomóc człowiekowi, którego On akurat postawił na mojej drodze. Jeśli każdy na swoim podwórku będzie tak robił, to Duch Święty zapłonie i świat się zmieni. Bo miłość Chrystusa i miłość uczniów Chrystusa są ogromną siłą.
S. Małgorzata Chmielewska - przełożona wspólnoty Chleb Życia, której charyzmatem jest życie z ubogimi i dla ubogich. Autorka bloga „Co widać z okna biedaków” i książki Cerowanie świata. Adopcyjna mama chorego na autyzm Artura.