Imieniny: Anastazji, Eugenii

Wydarzenia:

Wywiady

klerycy fot. pixabay.com

Z ks. kan. dr. Piotrem Paćkowskim, rektorem Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Siedleckiej im. Jana Pawła II, rozmawia Kinga Ochnio. 

 

Ksiądz Rektor jest świeżo po pierwszej turze rozmów kwalifikacyjnych dla kandydatów chcących wstąpić do Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Siedleckiej. Jaki cel tych rozmów Ksiądz sobie stawia? 

Ta rozmowa jest ukierunkowana na rozpoznanie powołania. To przede wszystkim czas, który należy do kandydata. On mówi o pewnych symptomach, które go skłaniają do tego, żeby przyjść do seminarium, a my chcemy dowiedzieć się, dlaczego chce być księdzem. Świadomie użyłem liczby mnogiej, bo nie tylko ja rozmawiam, ale też wychowawcy, prefekci. Prowadzimy rozmowę, która ma na celu także zawiązywanie pewnej wspólnoty, otwartości, życzliwości w stosunku do kandydata, pokazania, że przełożeni, wychowawcy w seminarium są po to, by pomóc kształtować powołanie, rozpoznawać jego drogę. 

 

Czy Ksiądz Rektor, rozmawiając w cztery oczy z kandydatem, zakłada, że musi zdobyć 100% pewność co do niego, czy ewentualnie zostawia sobie miejsce na wątpliwość, myśląc: „Zobaczymy, może uda się go jeszcze uformować”?

Oczywiście, że czasami mogą pojawić się znaki zapytania związane z przeszłością kandydata, z jego wynikami w nauce, co jest pierwszym i najprostszym elementem weryfikacyjnym. Przychodząc do seminarium, rozpoczyna studia wyższe. Zatem jeżeli wcześniejsze wyniki w nauce były raczej słabe, to pojawiają się wątpliwości. Chociaż, prawdę mówiąc, nawet w przypadku, gdy mamy do czynienia z kandydatem z sukcesami naukowymi, z doświadczeniem w działaniach w różnych grupach duszpasterskich, do tego mamy opinię proboszcza, katechety, to nigdy do końca nie będzie 100% pewności, że wytrwa on w powołaniu, w seminarium. Czasami jest tak, że to my byśmy chcieli, aby ten kandydat pozostał w seminarium, zależy nam, bo rokuje nadzieje, ale przy całej tej zewnętrznej otoczce dochodzi element nadprzyrodzony - wezwanie Pana Boga i budowanie relacji z Panem Bogiem. To, co najważniejsze, dokonuje się w Nim, poprzez kontakt z Panem Bogiem - to jest tajemnica powołania. Można być słabszym intelektualnie, nie mieć bogatej przeszłości w dziedzinie angażowania się w życie Kościoła, a później znakomicie odpowiedzieć na wezwanie Pana Boga. I odwrotnie - można być znakomitym naukowcem, a jednak tego powołania nie odkryć zupełnie. Po to jest czas seminarium, przygotowania, by to powołanie rozeznawać. Mówię kandydatom, że przyjście do seminarium jest jak narzeczeństwo; kiedy dwoje młodych ludzi się zaręcza, to myślą o małżeństwie. I ten czas narzeczeństwa jest po to, żeby bezpośrednio przygotować się nie tylko do samej uroczystości, ale też do życia w małżeństwie. Do seminarium przychodzi się z myślą o tym, że chcę zostać księdzem i wykorzystać wszystkie możliwości, wszystkie dary, które daje mi Pan Bóg w czasie tych sześciu lat formacji, aby dorosnąć, dojrzeć do przyjęcia kapłaństwa.

 

Wśród kandydatów przeważają osoby zaraz po maturze czy może po studiach albo doświadczone pracą zawodową, które potrzebowały więcej czasu, by rozeznać powołanie?

Patrząc na kilka czy kilkanaście ostatnich lat, można stwierdzić, że wzrasta liczba tych kandydatów, którzy są już po jakimś, nazwijmy to, doświadczeniu życiowym, czyli po studiach, kilku latach pracy. Z jednej strony mogłoby się wydawać, że to powołania bardziej dojrzałe, bardziej przemyślane, z drugiej strony pojawia się pytanie, czy czasami nie jest to ostatnia deska ratunku: „tu nie wyszło, tam nie wyszło, to jeszcze spróbuję w seminarium”. Nie można jednak upraszczać. W każdym wypadku to powołanie musi dojrzewać i po to jest seminarium. To jest wyjście z tego świata i wejście w bardzo intymną więź, relację z Panem Bogiem. Nie ma różnicy, czy dzieje się to bezpośrednio po maturze, czy kilka lat później.

 

Pójście za Jezusem, by służyć człowiekowi, wymaga od przyszłego kapłana pewnych specyficznych cech...

Kilka dni temu podczas modlitwy w kaplicy, która poprzedziła rozmowy kwalifikacyjne, przytoczyłem fragment Ewangelii - powołanie Szymona Piotra. Kiedy to Pan Jezus przyszedł nad jezioro Genezaret i zobaczył rybaków płuczących sieci. Najpierw wszedł do łodzi Piotra, nauczał ludzi, potem kazał mu wypłynąć na głębię, zarzucić sieci. Wtedy powiedział do Szymona: „Pójdź za Mną, od tej pory ludzi łowić będziesz”. Tam jest piękna scena, kiedy Pan Jezus mówi do tego rybaka: „Wypłyń na głębię”, a Szymon na to: „Przecież dopiero wróciłem, w tym jeziorze w tym momencie nie ma ryb, nic nie zrobimy”. Ale jednocześnie jest gotowość: „Jeśli Ty to mówisz, to ja pójdę”. Kiedy Piotr widzi tę moc Pana Jezusa, gdy sieci rwą się od wielkiego połowu, wtedy doświadcza mocy Pana Boga - bo Piotr doskonale wiedział, że nie było możliwości złowienia tych ryb. Myślę, że taką podstawową cechą wewnętrzną jest rozpoznanie w świetle Chrystusa swojej słabości, grzeszności. Potrzebna jest również - mimo że ma się do czynienia z beznadziejną sytuacją, nic nie da się zrobić - gotowość do pójścia za Jezusem Chrystusem: „skoro Ty mówisz, to ja pójdę”. To są bardzo głębokie, wewnętrzne predyspozycje, które według mnie powinny cechować przyszłych kapłanów. Natomiast bardzo pożądane są też cechy zewnętrzne: otwartość do ludzi, umiejętność dobrego mówienia, umiejętności organizacyjne. A żeby dobrze mówić, organizować, kontaktować się z ludźmi, trzeba być oczytanym, być na pewnym poziomie intelektualnym, posiadać empatię, nie dystansować się od ludzi, nie tworzyć wrażenia, że jestem stworzony do wyższych rzeczy, w związku z tym brzydzę się ludźmi słabymi, biednymi, chorymi. Młody człowiek musi stopniowo odkrywać takie cechy, przełamywać, ciosać swoją osobowość. Do tego trzeba dodać otwartość, poczucie humoru, ale też odpowiedzialność za to, co się robi, świadomość, że uczestniczy się w rzeczach świętych. Bo przecież dotykamy najważniejszego aspektu życia ludzkiego - zbawienia człowieka, życia wiecznego. 

 

Jak usłyszeć Boży głos, który zaprasza do pójścia za Nim? Jak w dzisiejszym świecie obronić go przed innymi propozycjami na życie?

Trzeba wypracowywać w sobie gotowość na spotkanie z Panem Bogiem, czyli od najmłodszych lat budować - i to jest zadanie na początku rodziców, później całej dziedziny duszpasterskiej Kościoła, ale również danej konkretnej osoby - więzi z Panem Bogiem, budować przekonanie, że Bóg jest obecny, że Chrystus żyje, że zmartwychwstał, widzieć plan zbawienia, jaki przygotował dla człowieka. To buduje gotowość do pójścia za Panem Jezusem. 

Ochronić wezwanie przez Pana Boga to w dzisiejszym świecie trudne zadanie, bo towarzyszy nam lęk przed Jego mocą, przed tym, że jeżeli pójdę za Nim, to muszę się zmienić. Najistotniejszą cechą jest wyzbycie się strachu. Nie na darmo jednym z najczęściej powtarzanych wezwań Pana Jezusa jest: „Nie lękajcie się”. Trzeba umieć przyjąć dar Ducha Świętego, dar męstwa, czyli zawierzyć Panu Bogu, pójść drogą, która wydaje się trudna - mogę mieć obawy, ale wiem, że idę za Jezusem.

 

W jaki sposób Kościół powinien pomagać młodym w rozeznaniu powołania do kapłaństwa?

Przede wszystkim towarzyszyć. To jest rola duszpasterzy, kapłanów, którzy są przy tych ludziach i którzy widzą ich sposób zachowania, postępowania. Pamiętam, jak mój prefekt powiedział: „zbyt dużo masz znaków od Pana Boga, żeby to zlekceważyć”. To prawda - od szkoły podstawowej angażowałem się w wiele działań dla Kościoła. Z kolei jeden ze starszych kolegów, który był w seminarium, stwierdził: „Możesz bać się samotności. Nie bój się. To wszystko da się ułożyć”. Myślę, że szczególnie kapłani mają dar odkrycia, zobaczenia, że ten ktoś może być dobrym kandydatem. „Idź, masz wiele darów, którymi Pan Bóg cię obdarzył” - to jest znak, żeby spróbować. Kiedy ktoś zadaje pytanie, a czasami trzeba je z niego wydobyć, bo może nawet bać się je postawić: „A może ja?”, odpowiedzmy mu słowami Pana: „Nie lękaj się, idź”. 

 

My, świeccy, oczekujemy, że księża będą dla nas przykładem i wzorem. Co możemy robić, żeby mieć świętych kapłanów?

Standardowa, ale nie banalna odpowiedź, o czym jestem głęboko przekonany, to modlić się o dobre powołania kapłańskie. Kiedy jesteśmy w świątyni, na modlitwie, kiedy mówimy pacierz - pomyślmy o kapłanach. Potrzebne są też zewnętrzne znaki, już nawet na poziomie alumnów - uśmiechnijmy się do nich, bądźmy życzliwi dla tych chłopców, nie traktujmy ich jak oszołomów, którzy robią głupotę. Miejmy świadomość, że oni wchodzą w relację z Panem Bogiem, troszkę w inny świat. Pewna sfera życia tego młodego człowieka zostaje zarezerwowana dla Pana Boga, on się Panu oddał, a więc nie ciągnijmy go w pewne sfery, które są piękne, dobre, ale nie zawsze już odpowiednie dla księdza, mogą stanowić dla niego pewnego rodzaju zagrożenie, co może zaburzyć powołanie. To bardzo istotne w przypadku relacji koleżeńskich - nie chodzi o ich zerwanie: kiedy młody mężczyzna idzie do seminarium, może spotykać się ze znajomymi, ale niech oni uszanują inność tego kleryka, pozwolą mu iść tą drogą.

 

Ksiądz ma za sobą pierwszy rok prowadzenia seminarium diecezjalnego. Co w tym czasie się zmieniło?

Seminarium jest bardzo trwałą instytucją, ma wypracowane pewnego rodzaju schematy działania i tu nie chodzi o to, żeby cokolwiek się zmieniało. Każdy nowy rektor, wychowawca przychodzi ze swoją osobowością i wprowadza drobne elementy, coś, co wydaje mu się bardziej istotne i ważne. Natomiast pewien kręgosłup, rdzeń seminarium jest niezmienny. W moim przypadku było to zwiększenie czasu studium własnego w porządku dnia, czyli czasu przeznaczonego na naukę. Postawiłem na dziedzinę, w której się kształtowałem, która jest pewnego rodzaju środkiem mojego kapłaństwa, czyli muzykę, a szczególnie dawną muzykę: chorał gregoriański, chociaż zdaję sobie sprawę, że seminarium nie jest szkołą muzyczną. 

 

Czy seminarium, jak każda uczelnia, nie powinna się reklamować, żeby przyciągnąć chętnych? 

Istnieje potrzeba, aby młody człowiek miał kontakt z seminarium albo tymi, którzy w nim pracują, z kimś, z kim może porozmawiać o głosie wewnętrznym, który odczuwa. To wymaga pokazywania się seminarium jako instytucji. Dlatego klerycy jeżdżą na różnego rodzaju rekolekcje oazowe, gdzie spotykają się z młodzieżą i opowiadają o powołaniu. Również wychowawcy pojawiają się na różnego rodzaju spotkaniach młodych - mamy swoje stanowisko podczas Jerycha Młodych w Pratulinie. Wybieramy się na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę. Pielgrzymka jest bardzo często tym momentem, gdzie dociera to pierwsze wezwanie albo się krystalizuje. I wtedy jest możliwość porozmawiania z kimś, kto może powiedzieć o zewnętrznych elementach życia seminaryjnego. Klerycy jeżdżą też na niedziele powołaniowe, gdzie starsi głoszą kazania, a młodsi dają świadectwo o swoim życiu. Natomiast, moim zdaniem, nie jest konieczna reklama seminarium we współczesnym tego słowa znaczeniu, polegająca na spotach reklamowych w mediach, bilbordach itp. 

 

Dziękuję za rozmowę. 

Oceń treść:
Źródło:
;