Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Wywiady

 fot. Robert Drózd / wikipedia.org

Z ks. dr. Januszem Kumalą, marianinem, mariologiem i dyrektorem Centrum Formacji Maryjnej „Salvatoris Mater” przy sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej, rozmawia Agnieszka Wawryniuk.

 

Rozpoczyna się maj zwany miesiącem maryjnym. Z ambon popłynęło zaproszenie do udziału w nabożeństwach majowych. Jak długa jest tradycja tych nabożeństw?

Można powiedzieć, że sięga aż V w., ponieważ już wtedy na chrześcijańskim Wschodzie był zwyczaj wspólnego śpiewania pieśni ku czci Matki Bożej. Jednak dopiero w średniowieczu zrodziła się myśl, aby maj poświęcić Maryi. Najpierw nabożeństwa majowe miały charakter prywatny i praktykowane były w rodzinach. Dopiero w maju 1784 r. po raz pierwszy odprawiano je w kościele w Ferrarze (Włochy). W następnych latach nabożeństwo majowe przyjmowało się w innych włoskich parafiach, a potem w kolejnych krajach. W Polsce pojawiło się w XIX w. i szybko stało się bardzo popularną formą czci Matki Bożej. Pierwsze nabożeństwo majowe wprowadzono w Tarnopolu w 1838 r., potem w Warszawie, Krakowie, Włocławku, Płocku… i w całej Polsce. Miesiąc maj, uważany za najpiękniejszy w roku, uznano za miesiąc maryjny, czyli poświęcony Tej, której duchowe piękno budzi podziw i zachwyca.

 

Nieodłącznym elementem tych spotkań jest Litania loretańska. To chyba jedna z najbardziej popularnych maryjnych modlitw. Znanych, ale zbyt mało pogłębionych. Często traktujemy ją jak spis tytułów odnoszących się do Maryi, a przecież za każdym z nich kryje się niesamowita głębia…

Tak, Litania loretańska zdumiewa swoją prostotą, a zarazem wprowadza modlącego się w głębię tajemnicy Maryi. Każde litanijne wezwanie odkrywa przed nami piękno duchowe Matki Jezusa, a także Jej rolę w życiu Kościoła. Stąd też litanię trzeba nie tyle odmawiać, co rozważać, aby podziw wobec Maryi zamieniał się w kontemplację, czyli w spojrzenie miłości na Tę, którą kochamy. Podobnie jak zakochany obsypuje ukochaną różnymi pięknymi określeniami, tak człowiek wiary wyraża swoją miłość wobec Maryi. Warto wiedzieć, że oprócz Litanii loretańskiej jest jeszcze wiele innych litanii maryjnych. Można je znaleźć w publikacji pt. „125 litanii maryjnych”. Warto też poszukać publikacji, które omawiają poszczególne wezwania litanijne, aby je głębiej i lepiej rozumieć.

 

Niedawno do litanii włączono kolejne wezwanie, nazywające Maryję Matką Miłosierdzia. To pokazuje, że modlitwa ta nie jest czymś skostniałym, niezmiennym…

Forma Litanii loretańskiej zmieniała się w ciągu wieków. Powstała w XII w. prawdopodobnie we Francji, jednak jej nazwa jest związana z sanktuarium w Loretto we Włoszech. Początkowo zawierała więcej wezwań, ale z czasem z niektórych zrezygnowano. Urzędowe zatwierdzenie Kościoła uzyskała w 1587 r. Z biegiem czasu włączano do niej nowe wezwania - dotyczące Niepokalanego Poczęcia Maryi, Wniebowzięcia, różańca, pokoju, zaś w ostatnich latach pojawiły się wezwania: Matka Kościoła, Królowa rodziny czy właśnie Matka Miłosierdzia, choć to ostatnie wezwanie było już obecne w pierwotnych formach litanii. Obecnie liczy ona 52 wezwania, a w Polsce 53 (dochodzi jeszcze wezwanie: Królowa Polski).

 

Nasz stosunek do Maryi jest bardzo różny. Jedni są do Niej mocno przywiązani, inni przeciwnie. Często dzieje się tak, że odkrywamy Ją dopiero w sytuacjach kryzysowych…

Więź z Maryją to znak autentyczności wiary chrześcijańskiej. Tak naprawdę odkrywamy Maryję nie tyle w chwilach jakiegoś kryzysu, ale w czasie spotkania z Chrystusem. Jeśli ktoś słyszy Jego słowa z krzyża na Golgocie: „Oto Matka twoja”, nie może ich nie wypełnić. W imię wierności Jezusowi powinien przyjąć Maryję do siebie, czyli wprowadzić do duchowej przestrzeni swojego życia. Tak jak uczynił to umiłowany uczeń pod krzyżem. Co z tego wynika? Właśnie to, że obecność Maryi jest konieczna w życiu wiary. Wtedy odczuwamy Jej obecność i w chwilach radości, i w chwilach smutku, i wtedy, gdy odnosimy sukcesy, i gdy doznajmy porażki czy nieszczęścia. Maryja jako Matka jest zawsze przy nas. A jest po to, aby nam pomagać. W czym? W coraz głębszym jednoczeniu się z Jezusem i ufnym powierzaniu Mu swojego życia.

 

Księże Dyrektorze, dlaczego przylgnęła do nas etykietka narodu maryjnego? Skąd się wzięła taka opinia i na ile jest ona prawdziwa?

Nie chodzi o „etykietkę”. Chodzi o istotną prawdę o życiu Kościoła. Kiedyś papież bł. Paweł VI powiedział, że jeśli chcemy być chrześcijanami, musimy być maryjni. Co to oznacza? Przede wszystkim troskę o to, aby w życiu chrześcijańskim inspirować się przykładem Matki Jezusa. To w Niej otrzymaliśmy najdoskonalszy wzór życia Ewangelią. Stąd też nazywamy Ją pierwszą chrześcijanką. Polska od początku swoich chrześcijańskich dziejów wykazywała szczególną wrażliwość na obecność Maryi w życiu wiary. Było tak zarówno w pobożności indywidualnych osób, jak i całego narodu. Wystarczy przypomnieć, że pierwszy hymn narodowy to „Bogurodzica”. Pamiętamy też o ślubach króla Jana Kazimierza złożonych 1 kwietnia 1656 r. we Lwowie, w których Maryja została uznana i ogłoszona Królową Polski. Widzimy też na przestrzeni dziejów bardzo liczne sanktuaria maryjne, w których tłumy pielgrzymów odnajdywały i odnajdują Maryję i powierzają Jej swoje codzienne sprawy. Wszystkie te zewnętrzne znaki maryjności naszej ojczyzny przypominają, że wierzyć w Chrystusa - znaczy też: być związanym z Maryją.

 

Kogo w Maryi widzą Polacy? Jak Ją postrzegają?

Przede wszystkim Matkę i Królową. Te dwa określenia Maryi dobrze ilustruje ikona Matki Bożej Jasnogórskiej. Dostrzegamy w Niej Matkę Jezusa i naszą Matkę, a zarazem Królową, która w macierzyńskiej miłości troszczy się o nas, o nasze duchowe i materialne dobro. O postrzeganiu Maryi mogą wiele powiedzieć liczne tytuły maryjne naszych polskich sanktuariów. To właśnie w nich pielgrzymi spotykają Matkę Pocieszenia, Uzdrowienie chorych, Nieustającą Pomoc, Nauczycielkę młodzieży… W Licheniu spotykają Bolesną Królową Polski, czyli bolejącą razem z nami z powodu naszych cierpień i problemów oraz bolesną z powodu nas, czyli naszych grzechów i niewierności.

 

Czego brakuje w naszym kulcie maryjnym? Co trzeba byłoby zmienić lub odnowić? Bo samo odmawianie różańca czy noszenie medalika z Niepokalaną to jeszcze z pewnością nie wszystko…

Jeśli ktoś poprawnie odmawia różaniec, to już idzie dobrą drogą maryjną. W pobożności maryjnej chodzi bowiem o to, aby Maryję miłować, poznawać i naśladować. Rozważanie tajemnic różańcowych, które przecież są ewangeliczne, kształtuje życie wiarą, gdzie Przewodniczką i Nauczycielką jest Maryja. Należałoby większą uwagę zwracać na pobożność określaną wyrażeniem „jak Maryja”. To oznacza odkrywanie Maryi jako wzoru życia dla Chrystusa i dla ludzi. Więź z Maryją ma nas otwierać na przyjmowanie Bożej miłości i na ofiarną służbę bliźnim. Ktoś autentycznie zakochany w Maryi chwali i wysławia Boga oraz biegnie z pomocą potrzebującym. Taka maryjność jest bardzo wymagająca, ale też jedynie prawdziwa.

 

Nasze przywiązanie do Matki Bożej ma szansę przetrwać? Starsi są wierni różnym formom kultu maryjnego, ale młodzi nie są już tacy gorliwi… Jak młodemu pokoleniu mówić o Matce Najświętszej?

Tu bardziej chodzi o przetrwanie żywej wiary w Chrystusa… Odpowiedzi może udzielić każdy z nas osobiście. Kościół bowiem trwa do końca świata. A każdy z nas jest wezwany do pielęgnowania łaski wiary i wierności jej wymogom. Jeśli to czynimy, nie zabraknie też obecności Maryi w naszym życiu. Intensywność „przywiązania” do Maryi zależy od naszej więzi z Chrystusem. Im bliżej Niego jesteśmy, tym wyraźniej dostrzegamy Maryję. Im bardziej kochamy Jezusa, tym mocniejsza jest nasza miłość do Maryi. Zatem młodym ludziom trzeba ukazywać Chrystusa i piękno życia w wierze, a na pewno będą odkrywać Maryję. Myślę, że pobożność typu „jak Maryja” może być bardzo atrakcyjna dla młodego człowieka, który przecież pragnie pięknie żyć, pięknie kochać i być szczęśliwym. I właśnie w Maryi odnajdzie wzór takiego życia.

 

Głosi Ksiądz rekolekcje, spotyka się z pielgrzymami, obserwuje to, co dzieje się w sanktuarium w Licheniu. Na pewno słyszał Ksiądz wiele świadectw o działaniu Matki Bożej. Które z nich zapadły w pamięci najbardziej? Jak Maryja wspiera swoje dzieci?

Księga łask licheńskiego sanktuarium liczy tysiące zeznań o doznanych łaskach. Wielu dziękuję za wyproszoną łaskę uzdrowienia, ocalenia z wypadku, odzyskania wiary… Najbardziej zdumiewają świadectwa o tym, że Maryja jest zawsze obecna i pomaga w codziennym życiu. To odsłania żywą więź z Maryją, bardzo osobową, intymną, przeżywaną głęboko i pielęgnowaną także przez pielgrzymowanie do sanktuariów, ale najczęściej przez odmawianie różańca. Zdumiewa, gdy ktoś opowiada o tym, że Matka Boża pomogła mu się podnieść z niewoli uzależnienia, np. alkoholizmu, że po wielu latach decyduje się iść do spowiedzi, że podejmuje trud przebaczenia i pojednania z bliźnim. Najczęściej właśnie tak wspiera nas Maryja: przyczynia się, abyśmy powrócili do Chrystusa.

 

Zwykle oczekujemy rzeczy spektakularnych i niezwykłych. Owszem, takie też się zdarzają. Nie uświadamiamy sobie jednak, że Maryja często towarzyszy nam cicho i bez przysłowiowych fajerwerków. Ona wskazuje na Jezusa i nie chce Go zastępować…

Św. Jan Paweł II w czasie pielgrzymki do Lichenia 7 czerwca 1999 r. powiedział: „Dziękujemy Ci Maryjo, że nieustannie i niezawodnie prowadzisz nas do Chrystusa”. W tym tkwi szczególne działanie Maryi i to jest najbardziej spektakularne i niezwykłe. Panu Bogu łatwiej pewnie uzdrowić nasze chore serce, niż otworzyć je dla Jego miłości… Zadanie Maryi polega właśnie na tym, aby swoją miłością prowadziła nas do miłości Ojca, którą objawia nam miłosierny Chrystus.

 

Bóg zapłać za rozmowę!

Źródło:
;