Nauczanie
Płomień jej wiary do dziś zapala podobne płomienie w ludzkich sercach
W 30-lecie beatyfikacji bł. Karoliny Kózkówny kard. Stanisław Dziwisz przewodniczył uroczystościom odpustowym w Tychach.
Kardynał już na początku wygłoszonej homilii odwołał się do słów Pieśni nad Pieśniami: „Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość [...]; żar jej to żar ognia, płomień Pana". Zachęcił przy tym, aby ten fragment towarzyszył przeżywanym 19 listopada w Tychach uroczystościom odpustowym ku czci bł. Karoliny Kózkówny, dziewicy i męczennicy.
- Słuchając tych słów, myślimy dziś o tym, jak wielki był żar serca Karoliny - prostej i mądrej, pobożnej i czystej polskiej dziewczyny. Tego żaru nie ugasiła i nie zatopiła okrutna śmierć, zadana jej przez carskiego żołnierza w pierwszych miesiącach wojny światowej, dokładnie 18 listopada 1914 roku. Żaru miłości nie pochłonęło porzucenie jej okaleczonego ciała, leżącego w zimnie na skraju lasu i znalezionego dopiero po przeszło dwóch tygodniach - powiedział.
Zdaniem kardynała, na tym polega paradoks męczeńskiej śmierci każdego chrześcijanina. - Ogień żarzący się w sercu Karoliny zapłonął wobec poruszonych do głębi ludzi w dniu pogrzebu bohaterskiej dziewczyny, gromadząc przy jej umęczonym ciele ponad trzy tysiące uczestników. Zaczęli oni sobie zdawać sprawę, że stało się coś wielkiego, na co trzeba spojrzeć oczyma wiary, przez pryzmat Ewangelii. Płomień wiary, nadziei i miłości młodej męczennicy zaczął zapalać podobne płomienie w ludzkich sercach. I tak jest po dzień dzisiejszy - przypomniał.
Następnie przypomniał krótko życiorys błogosławionej, która odznaczała się głęboką pobożnością i duchem apostolskim, katechizując rodzeństwo i inne dzieci, ucząc je pieśni religijnych i modląc się z nimi. - Z tego pobieżnego spojrzenia na jej duchową sylwetkę widać, że opór postawiony żołnierzowi rosyjskiej armii przez szesnastoletnią dziewczynę nie był przypadkowy i podyktowany tylko strachem. Broniąc osobistej godności i czystości, mówiła zdecydowanie „nie" wobec przemocy zła, a była gotowa za to zapłacić najwyższą cenę. Została ugodzona, ale nic nie mogło ugasić płomienia jej czystej, żarliwej miłości Boga, pragnienia życia zgodnego z Dekalogiem i Ewangelią - przekonywał.
Jak przyznał, odczytana tego dnia Ewangelia św. Mateusza pomaga głębiej spojrzeć na męczeńską śmierć Karoliny, na osobistą historię życia i powołania każdego człowieka oraz na współczesny świat. Dodał, że los każdego z nas jest w Bożych rękach i ta świadomość powinna pomagać nam w mężnym podążaniu za Jezusem.
- Być uczniem Chrystusa to znaczy być Jego świadkiem. Do takiej postawy zachęca nas On sam, mówiąc: „Do każdego [...], który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie". Dlatego właśnie słowo martyr, które tłumaczymy jako męczennik, dosłownie znaczy świadek. Takim świadkiem ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana i Jego Ewangelii stała się Karolina - nauczał.
Kardynał tłumaczył też, że bł. Karolina Kózkówna „swoim życiem i męczeństwem napisała szczególny i przemawiający do ludzkich serc komentarz do jednego z Ośmiu Błogosławieństw: «Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą»". Inspiruje tym samym współczesną młodzież do podobnych postaw.
Ponadto kardynał przypomniał, że Jan Paweł II żywo interesował się jej procesem beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym. - Był zafascynowany jej postacią i świadectwem. Jako Papież śledził uważnie postępujący proces w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, a kiedy nadeszła stosowna chwila, 30 czerwca 1986 roku ogłosił dekret o męczeństwie Sługi Bożej, co otwarło bezpośrednio drogę do jej uroczystej beatyfikacji w Tarnowie rok później, 10 czerwca 1987 roku, podczas trzeciej podróży apostolskiej do Ojczyzny - wspominał.
Kardynał przypomniał słowa papieża z homilii wygłoszonej podczas beatyfikacji męczennicy. Stwierdził przy tym, że św. Jan Paweł II sam okazał się niezwykłym darem dla Kościoła, wprowadzając go w trzecie tysiąclecie wiary chrześcijańskiej.
- Święty Papież zostawił nam świadectwo swojej niezłomnej wiary, głębokiej nadziei i żarliwej miłości Boga i człowieka. Ta postawa wobec Boga i człowieka, jego niezmordowana służba Kościołowi i światu była owocem żaru jego serca. On sam płonął miłością, ale jego wielkość polegała i polega na tym, że zapalał również inne płomienie, ewangelizując niezmordowanie świat, docierając z Ewangelią Jezusa Chrystusa do najdalszych zakątków ziemi, mobilizując nas wszystkich do miłości i służby - powiedział.
Dodał, że papież sam otarł się o męczeństwo, gdy ugodziła go kula zamachowca na placu św. Piotra, lecz Bóg ocalił mu życie. - Męczeństwo Jana Pawła II wyraziło się więc w jego codziennej ogromnej pracy dla Kościoła, w podejmowanych i wyczerpujących podróżach apostolskich, w kierowaniu nawą Kościoła, w przekazywaniu mu busoli w postaci wielu ważnych tekstów i dokumentów. Męczeństwo Jana Pawła II przyjęło także kształt postępującej choroby, cierpienia, słabości i również tą swoją postawą ewangelizował, budził nadzieję w sercach ludzi dźwigających ciężar życia - opowiadał kardynał.
Zdaniem hierarchy Jan Paweł II był zarówno papieżem rodzin, jak i wielu młodych osób, do których trafiał ze swoim przesłaniem. - On potrafił przemawiać do ich serc, budzić w nich entuzjazm wiary, ukazywać im piękno Ewangelii i życia z Jezusem Chrystusem. Przekonaliśmy się o tym w ubiegłym roku, podczas Światowego Dnia Młodzieży. Papież Franciszek zgromadził młodych z całego świata w Polsce i Krakowie, bo chcieli oni wszyscy zobaczyć ojczyznę i miasto Jana Pawła II, twórcy Światowych Dni Młodzieży, papieża Bożego Miłosierdzia, apostoła naszych czasów - dodał.
Na koniec kard. Dziwisz przyznał, że największym przywilejem jego kapłańskiego życia stała się wieloletnia służba u boku świętego papieża. Zachęcał wszystkich, aby pamięć o Janie Pawle II przekazywać następnym pokoleniom, w czym mogą pomóc wprowadzone tego dnia do świątyni w Tychach relikwie Ojca Świętego.
W nawiązaniu do słów Jana Pawła II apelował też do wiernych, aby nie lękali się przyjmować Ewangelii jako programu swojego życia osobistego, rodzinnego i społecznego. - Nie lękajmy się Chrystusa. On nam niczego nie zabiera, a wszystko daje. Nikt poza Chrystusem nas nie zbawi, nie ocali naszego losu na całą wieczność. Podążajmy więc za Nim. Wsłuchujmy się w Jego słowa życia. Umacniajmy się Jego życiodajnymi sakramentami. Budujmy i umacniajmy Jego i nasz Kościół. I przede wszystkim otwierajmy Chrystusowi na oścież drzwi naszych serc, by płonął w nich ogień miłości, by biły one w rytmie Serca Jezusa - zakończył.