Imieniny: Anastazji, Eugenii

Wydarzenia:

Świadkowie wiary

święty józef fot. obraz Guido Reni

Powierzyłam naszą rodzinę Panu Bogu, prosząc o orędownictwo św. Józefa - Anna nie ma wątpliwości, że szczęśliwe zażegnanie kryzysowej sytuacji jest zasługą jego wstawiennictwa.

 

Św. Józef jest opiekunem i przewodnikiem na drodze do Boga. Oczywiście to Pan Bóg stoi na pierwszym miejscu, ale on do Niego prowadzi - podkreśla. Choć od wielu lat mieszka z rodziną w Białymstoku, każdego roku stara się odwiedzić rodzinną miejscowość, by wraz z licznymi pielgrzymami szczelnie wypełniającymi szpakowską świątynię oddać cześć temu, który - jak wierzy - nieustannie uprasza jej i wszystkim polecanym przez nią w modlitwie „płaszcz ochronny”.

Ubiegłoroczna obecność Anny na nowennie podyktowana była szczególną okolicznością. Przyjechała, by razem z teściową swojego syna dziękować Panu Bogu za ocalenie życia synowej i wnuczki. - Wierzymy, że ten cud wyjednał nam św. Józef - nie ma wątpliwości.

 

Urodziła córkę

Łukasz i Natalia w czerwcu będą świętować czwartą rocznicę ślubu. Ubiegły rok witali, trwając w oczekiwaniu na narodziny pierwszego dziecka. Ciąża przebiegała prawidłowo, a termin porodu lekarze wyznaczyli na połowę lutego. - Odwiedzili nas na początku stycznia [młodzi mieszkają obecnie w Gdańsku - przyp.]. Synowa źle się czuła - wspomina Anna. 

- W niedzielę byliśmy na wizycie u lekarza. Zalecił, byśmy następnego dnia zgłosili się na oddział - opowiada Łukasz. Około północy Natalię obudził ból brzucha. Narzekała też na ból głowy. - Była głodna, więc oboje zeszliśmy do kuchni. I to był pierwszy cud, że byłem wtedy z nią - podkreśla, wyznając, że - jak się później okazało - od momentu zejścia ze schodów żona już nic nie pamiętała. - Nagle dostała drgawek. Wyglądało to jak atak padaczki. Po chwili straciła przytomność. Zawołałem teściową. Zadzwoniliśmy po karetkę. W międzyczasie żona ocknęła się, ale praktycznie nie było z nią kontaktu.

W szpitalu Natalię podłączono do aparatu KTG. Na szczęście okazało się, że dziecku nic nie zagraża. Lekarze postanowili jednak zostawić przyszłą mamę na obserwacji. - Siedzieliśmy z teściową w poczekalni. Chcieliśmy jeszcze wejść na salę, by móc pożegnać się z Natalią i wrócić następnego dnia. Mijały minuty. Początkowo nie zwracaliśmy uwagi na biegające pielęgniarki - przyznaje. Aż nagle mama Natalii usłyszała głos lekarza: „Udało się!”. - W ten sposób dowiedzieliśmy się, że żona urodziła córkę - opowiada.

 

„Ania, módl się!”

Pytany, co było powodem niespodziewanej cesarki, Łukasz tłumaczy, że prawdopodobnie podczas wywiadu lekarskiego Natalia miała drugi atak rzucawki porodowej i zaczęło się odklejać łożysko. - Dzięki Bogu byliśmy w szpitalu - wskazuje na kolejny cud. Alicja dostała 8 pkt w skali Apgar. Ważyła zaledwie 1300 g. Hipotrofia - tak medycznie określa się małą wagę dziecka. Lekarze zapewniali jednak, że „z małą sobie poradzą”. I że bardziej martwi ich stan zdrowia matki dziecka.

- Po 3.00 w nocy z niedzieli na poniedziałek obudził mnie telefon. Dzwonił Łukasz. „Mamo, jesteś babcią!” - powiedział. Po pierwszym szoku w słuchawce usłyszałam jeszcze głos Halinki, mamy Natalii: „Ania, módl się!”. Byłam przekonana, że coś złego dzieje się z dzieckiem - wyznaje. Syn dodał, że Natalia urodziła przez carskie cięcie i że lekarze próbują unormować jej ciśnienie. - Natychmiast obudziłam męża i na kolanach modliliśmy się Koronką do św. Józefa. Do rana nie zmrużyłam oka, a kiedy w poniedziałek zadzwoniłam do Łukasza, powiedział, że z Alicją, mimo że jest bardzo mała, wszystko dobrze. Problemem nadal było jednak wysokie ciśnienie synowej. 

 

„Mamo, ja się modlę”

- Natalia zadzwoniła rano, mówiąc, że czuje się już lepiej. Tyle że, jak później się okazało, w ogóle nie pamiętała tej rozmowy. Byłem przy niej, kiedy miała kolejny atak rzucawki - wyjaśnia Łukasz. - Żona dostała leki na uspokojenie. Nadal miała jednak wysokie ciśnienie. Pojawiło się białko w moczu. Lekarze zlecili dodatkowe badania pod kątem pracy wątroby i nerek.

Kiedy Anna przyjechała do szpitala, po tym jak syn opowiedział jej o wydarzeniach minionej nocy, poszła zobaczyć wnuczkę, która jako wcześniak leżała w inkubatorze. Wtedy od jednej z pielęgniarek usłyszała: „Dziecko przeżyje, ale zabierajcie matkę”… - Nie wiedziałam, co się dzieje - przyznaje. Przywołując w pamięci dramatyczne chwile, chwali opanowanie syna, który nie panikował, tylko cierpliwie i ze spokojem wypytywał lekarzy o dalsze działanie.

O powadze sytuacji zdrowotnej Natalii świadczył fakt, że ostatecznie zdecydowano się ściągnąć z urlopu ordynatora. - Kiedy spytaliśmy go, co jej jest, usłyszeliśmy: „Ma być dobrze!”. „Łukasz, tylko modlitwa pomoże!” - powiedziałam synowi. „Mamo, ja się modlę” - odpowiedział. Poprosił też, byśmy pojechali do mamy Natalii i postarali się ją uspokoić…

 

„Cud, żeśmy ją wyrwali”

- Powierzyłam nas Panu Bogu, prosząc o orędownictwo św. Józefa - Anna nie ma wątpliwości, że szczęśliwe zażegnanie kryzysowej sytuacji jest zasługą jego wstawiennictwa. Tuż po wyjściu ze szpitala obdzwoniła rodzinę oraz koleżanki ze wspólnoty modlitewnej, prosząc o szturmowanie nieba w intencji zdrowia synowej i wnuczki. - Innego wyjścia nie było - zastrzega. - Zaraz po przybyciu do rodziców Natalii wyjęliśmy różańce i zaczęliśmy wspólną modlitwę za przyczyną Matki Bożej i św. Józefa. Modliliśmy się i czekaliśmy na telefon ze szpitala. Łukasz zadzwonił 20 minut po 20.00. Pamiętam, bo spojrzałam na zegarek. Akurat kończyliśmy Różaniec.

Mimo że od wydarzeń minął rok, Anna nie potrafi ukryć wzruszenia na wspomnienie słów syna: „Mamo, nie przyjeżdżajcie. Jest poprawa, nerki zaczęły pracować”. - Czy to nie cud? - pyta retorycznie. Opowiada też o wielkiej uldze towarzyszącej wizycie w szpitalu kolejnego dnia. Jednak największym duchowym przebudzeniem dla całej rodziny miały okazać się słowa jednej z lekarek: „Nie wiem, w kogo wy wierzycie, ale ktoś nad wami czuwa. To był cud, że myśmy ją wyrwali”. 

O sile czerpanej z modlitwy, pomocnej w przetrwaniu tego trudnego czasu, mówi też Łukasz. Każdego dnia, jadąc rano do szpitala, nie wiedząc przy tym, czego się spodziewać, zawierzał swoją rodzinę opiece Matki Bożej i św. Józefa. Mama i babcia Jadzia - jak wspomina - zaszczepiły w nim pewność, że Pan Bóg zawsze pomoże tym, którzy ufnie się do Niego zwracają. 

 

Zdrowa i silna 

Po tygodniu mama z córeczką opuściły szpital. Zapytany, czy doczekali się w końcu medycznego uzasadnienia stanu zdrowia Natalii, Łukasz wskazuje na zespół HELLP. O samej chorobie wiadomo niewiele, a jej objawy często są mylone z symptomami innych schorzeń, co znacznie utrudnia trafną diagnozę. - Rzucawka to ostateczne stadium tej przypadłości. Jedną z jej oznak jest też wysokie ciśnienie. Trudność w rozpoznaniu choroby polegała na tym, że Natalia, będąc w ciąży, ciśnienie miała wręcz książkowe - zastrzega.

Wspominając pierwsze dni pobytu w domu z rodziną, Łukasz przyznaje, że uczył się spać z otwartymi oczami. Czujnie. Przy okazji zdradza „tajemnicę” imienia córeczki. - Od początku wiedzieliśmy, że będzie Alicją. Tymczasem zrobiła nam niespodziankę i urodziła się 9 stycznia - w dniu swoich imienin. Urodziny i imieniny ma więc w pakiecie - żartuje. 

Dziś mama i córka są zdrowe. Alicja rozwija się bardzo dobrze. Lekarze - co potwierdza tata dziewczynki - od początku byli pod wrażeniem, że jak na tak małe dziecko jest bardzo silna.

 

„Telegramy” do nieba

- Każdego dnia dziękuję Panu Bogu za ten cud - Anna nie ma wątpliwości, że św. Józef jest najwierniejszym opiekunem i interweniuje natychmiast! Trzeba tylko nieustannie utrzymywać z nim łączność - wysyłać „telegramy” do nieba. Kultem do św. Józefa Anna „zaraziła” również Halinę, teściową swojego syna. - Łukasz zapisał jej na kartce tekst koronki, a ja przekazałam książeczkę ze zbiorem modlitw odmawianych w Szpakach - tłumaczy. 

Dzięki transmisji nowenny przez internet Anna czuje się tak, jakby była wśród ludzi, którzy licznie przybywają na marcowe nabożeństwa. Każdego roku stara się też odwiedzać swoją rodzinną miejscowość, by na miejscu dziękować Panu Bogu za łaski udzielone dzięki wstawiennictwu św. Józefa. Zwłaszcza że tych - co podkreśla - stale przybywa…

Oceń treść:
Źródło:
;