Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Wywiady

 fot. Ra Boe / wikipedia.org

Z br. Czesławem Gadaczem, kapucynem, który przez lata był przewodnikiem polskich grup pielgrzymkowych w sanktuarium Świętego Oblicza w Manoppello, rozmawia Jolanta Krasnowska-Dyńka.

 

Twarz, od której nie można oderwać wzroku. Wrażeń, jakie wywiera, nie sposób opisać - tak mówią wszyscy, którzy mieli szczęście odwiedzić sanktuarium Świętego Oblicza w Manoppello, gdzie przechowywana jest relikwia zwana Chustą z Manoppello. Co jest w niej takiego niezwykłego, że przyciąga rzesze pielgrzymów z całego świata?

Tak, to prawda! Twarz Chrystusa uwielbionego, która objawia i cierpienie, i pokój, śmierć i życie przyciąga wszystkich. Dlaczego i w jaki sposób? To już tajemnica tego oblicza. Myślę, że odpowiedzią, przynajmniej w części, są same nazwy tego wizerunku zawarte w pytaniu: - święte oblicze, relikwia, chusta. Obraz przedstawia Jezusa Chrystusa. Jest Jego relikwią, jest Jego chustą. Utrwalenie wizerunku dokonało się w Jezusowym grobie w momencie Jego zmartwychwstania.

 

Jaka jest historia wizerunku?

Pewnego dnia, kiedy rozmawiałem z o. Carmine, rektorem sanktuarium, na temat historii Boskiego oblicza, a konkretnie o czasie, gdy znajdowało się ono w Rzymie i było nazywane chustą św. Weroniki, powiedział mi, że któregoś dnia przyjechał do sanktuarium jako pielgrzym jeden z kardynałów. Podczas prezentacji historii chusty hierarcha dyskretnie podpowiedział o. Carmine: „Ojcze, proszę nie zapominać mówić, że to relikwia!”. Ta relikwia, zwana też Weroniką, znajdowała się na Watykanie do 1527 r., a więc do tzw. sacco di Roma, czyli zdobycia i złupienia Rzymu przez wojska niemiecko-hiszpańskie. Od tego momentu chusta ginie, niespodziewanie odnajdując się w Manoppello. Została przyniesiona przez nikomu nieznaną osobę i złożona na ręce dr. Giacomantonia Leonelliego. Przez prawie 100 lat relikwia była przechowywana w prywatnych domach. Przez dziesięć lat należała do żołnierza Pankracja Petrucciego. W tym czasie uległa znacznemu zniszczeniu. Kiedy Pankracjo trafił do więzienia, jego żona Marizia, by uwolnić męża, sprzedała obraz. Jego właścicielem został aptekarz Donatantonio de Fabritiis, który w 1638 r. ofiarowuje chustę oo. kapucynom. O. Klemens z Castelvecchio usunął zniszczone brzegi płótna, a br. Remigiusz z Rapino umieścił je między dwiema szybami połączonymi ramą z drzewa orzechowego. Znajduje się tam do dzisiaj.

 

Dlaczego właśnie w Manoppello? Podobno miejscowa legenda głosi, że oblicze Jezusa trafiło tam w XVI w. za sprawą „cudownej interwencji niebios” i zostało przekazane przez ręce pielgrzyma anioła.

O zniknięciu wizerunku z Rzymu nie mówiono zbyt wiele. Tymczasem relikwia zwana Weroniką była jedną z najważniejszych. Przyciągała wielu pielgrzymów z całego świata, bo - jak mówił Dante Alighieri - każdy chciał chociaż raz w życiu zobaczyć prawdziwe oblicze Jezusa. A dlaczego Manoppello? Nie wiadomo. Być może dlatego, że miejscowość ta znajdowała się poza granicami Państwa Watykańskiego i wysyłane przez Stolicę Piotrową listy z prośbą o zwrot zagrabionych relikwii tam nie docierały. Nie wiemy też, kim był ów człowiek, który przyniósł chustę do Manoppello. Stąd mowa o cudownej interwencji niebios, o aniele...

 

Skąd wiadomo, że oblicze z Manopello jest swoistą „fotografią” Jezusa?

Myśl o fotografii i przyrównanie do niej relikwii jest związana z bardzo ważnym odkryciem, które miało miejsce w 1986 r. Otóż s. Blandina Paschalis Shlömmer, zauroczona ikonami z obliczem Jezusa, wpadła na pomysł nałożenia relikwii z Manoppello na tę z Turynu. Okazało się, że wizerunek z Chusty z Manoppello pokrywa się perfekcyjnie z twarzą, która znajduje się na Całunie Turyńskim. To był szok! Niesamowite! Oblicze na Całunie Turyńskim jest formą negatywu, a oblicze z Manoppello jest fotografią! Zgadzają się nie tylko proporcje obu twarzy, rozstaw oczu, kształt złamanego nosa, ale także takie detale, jak ślady krwawych wybroczyn. Wszystko wzajemnie się uzupełnia. Jak to jest możliwe?

 

No właśnie. Skąd wiadomo, że twarz Chrystusa nie została po prostu namalowana na chuście? Wielu badaczy twierdzi, że to po prostu zwykła akwarelka…

Namalowana? A w jaki sposób? Po pierwsze technika akwarelowa pojawia się w Europie dopiero w XVII w. Oczywiście wiadomo, że wcześniej była znana artystom bizantyńskim, a jeszcze wcześniej egipskim. Więc nasza chusta z pewnością nie powstała na Starym Kontynencie. Możliwe zatem, że w Bizancjum. Ale kiedy? I jaką techniką wykonano obraz? Okazuje się, że chusta nie jest utkana z lnu, ale z bisioru morskiego, na którym nie da się malować, bo nie wchłania farby. Nikt nigdy nie tworzył na tym materiale! Odpadają też inne techniki, np. tuszowe, znane w Egipcie. Bisior można jedynie przefarbować. Ale jak to zrobić, by powstał tego typu obraz? Czy ktoś kiedyś widział wykonane techniką akwarelową dzieło, które zmienia kolory? Nigdy! Czy widział ktoś akwarelę, poprzez którą można czytać gazetę? O tym, że ta technika odpada, przekonuje nas też sam obraz. W akwareli linie malowane się rozlewają, czego nie da się zauważyć na naszej chuście. Jeśli to zwykła akwarelka, to dlaczego ktoś nie wykona drugiego takiego obrazu, np. kopii?

 

W takim razie, co o chuście wiemy na pewno? Czy np. przebadano dokładnie materiał, z którego jest zrobiona?

Poprosiłem dyrektora fabryki produkującej materiały, podając mu dokładne parametry tkaniny i włókien, z których zrobiona jest chusta, o to, by wykonał przykładowy kawałek takiego sukna. Powiedział, że to niemożliwe, bo len jako włókno jest za grube, jedwab za cienki. Odpowiedni byłby jedynie bisior morski, ale go nie posiada. Do dzisiaj nie mamy pewności, czy na 100% chustę zrobiono z tego materiału. Wiemy to na 99%. Dlaczego? Od kiedy brat Remigiusz w 1618 r. umieścił chustę w ramce pomiędzy dwoma szybkami, tak jest ona zamknięta do dzisiaj. Nie ośmielamy się ich otworzyć, by dotrzeć do relikwii bezpośrednio i pobrać z niej próbki do badań. Istnieje bowiem ryzyko, że chusta w zetknięciu ze świeżym powietrzem mogłaby się zamienić w proch. Ekspertyzy, które wykonano do tej pory, np. robiąc zdjęcia, opierały się na metodzie nieinwazyjnej. Badano w ten sposób strukturę włókien materiału, jego splot. Również drogą eliminacji wykluczano pewne fakty. Chociażby to, o czym mówiłem wcześniej, że nie może to być len i jedwab. Cztery lata temu naukowcy z Bari po pobraniu powietrza z przestrzeni pomiędzy szybkami stwierdzili obecność strzępków bisioru, co potwierdza, że chusta jest wykonana z tego materiału.

 

W jednej za audycji powiedział Brat, że obraz ten kryje w sobie wielką tajemnicę…

Jego tajemniczość polega na tym, iż objawia w cudowny sposób oblicze naszego Zbawiciela. Oblicze Jezusa, którego z wielką tęsknotą poszukujemy. Dlaczego w cudowny sposób? Dlatego, że drugiego takiego wizerunku Jezusa nigdzie nie ma. Jest on wykonany tak precyzyjnie, iż wydaje się, że to prawdziwe oczy, usta, rany, zmieniające się kolory. W tym obliczu można zobaczyć cierpienie, śmierć i życie. I jest to tak realne, jak można zaobserwować na twarzy człowieka. Na dodatek rysy, anatomia, obrażenia pokrywają się z tymi z Całunu Turyńskiego. Chusta ta nabrała dla mnie znaczenia, kiedy po pierwszym zaciekawieniu, zacząłem zbierać o niej informacje. Rozmawiałem z naukowcami, np. lekarzami, którzy do nas przyjeżdżali. Zastanawiałem się, jak wyjaśnić, iż oczy należą do człowieka żywego, a na dolnej części twarzy widać przebarwienia pośmiertne? Jak to możliwe, iż jedno oko jest bardziej otwarte, przesunięte w stosunku do drugiego; białka oczu raz czyściutkie, piękne, innym razem pełne łez, zakrwawione. To niesamowite, z jaką precyzją i anatomiczną dokładnością to wszystko utrwalono. Jeśli namalował to człowiek, musiał szczegółowo znać anatomię człowieka i dokładne obrażenia na twarzy Jezusa przed śmiercią, po śmierci i po zmartwychwstaniu.

 

Dlaczego na chuście Jezus ma otwarte usta? Jeśli to płótno, które położono na twarzy Chrystusa w czasie pogrzebu jako ostatnią warstwę, to czy jednak Chrystus nie powinien mieć zamkniętych ust?

Lekarze, którzy przyglądali się relikwii i podświetlali ją pod odpowiednim kątem, oprócz plam pośmiertnych zauważyli też znamiona budzenia się ze śpiączki, wychodzenia z letargu. Jedną z takich oznak są właśnie usta - otwarte tak, jak u człowieka, który właśnie bierze oddech...

 

Po czym można to poznać?

Po silnych zaczerwienieniach na policzkach i czole. Jeden z ginekologów tłumaczył, że to samo można zaobserwować u dziecka, które właśnie przyszło na świat i zaczyna oddychać własnymi płucami. Wiele mówią też oczy: są szeroko otwarte, gałki zwrócone ku górze tak, iż białka stają się całkowicie widoczne. Natomiast zwężone źrenice wyglądają jak u człowieka, który, przebywając w ciemności, nagle zostaje oślepiony mocnym światłem. Można powiedzieć, że na Chuście z Manoppello widzimy pierwsze sekundy zmartwychwstania Pana Jezusa - chwilę, kiedy rodzi się do nowego życia. Całun Turyński to obraz ciała zmarłego Chrystusa wytworzony z krwi, potu, olejów używanych przy pochówku i nieznanego promieniowania, za sprawą którego ciało Jezusa jakby wtopiło się w materiał. Natomiast na Chuście z Manoppello wizerunek jest wytworzony tylko przez promieniowanie. Chustę bisiorową można porównać do negatywu. Promieniowanie, które wydobywało się z ciała Jezusa w momencie Jego zmartwychwstania, naświetliło tę kliszę i wytworzyło obraz.

 

Powiedział Brat, że można go porównać do fotografii zmarłej osoby, którą się bardzo kochało czy kocha…

To tylko uproszczenie podkreślające, że Boskie oblicze z Manoppello jest nam bardzo drogie, bo przedstawia osobę, którą kochamy. Kiedy patrzymy na twarz Zmartwychwstałego, możemy przypominać sobie życie naszego Zbawiciela i ciągle na nowo uświadamiać sobie, że nie ma sytuacji bez wyjścia, bo istnieje zmartwychwstanie. Dla mnie ma jeszcze inny sens - historyczny, o którym opowiem w formie puzzli, jakie każdy musi ułożyć sam. Kiedy dokonywano pochówków króli żydowskich, twarz przykrywano chustą. Tak samo stało się, gdy do grobu złożono ciało Jezusa. Pamiętam pogrzeb Jana Pawła II, którego twarz również przykryto chustą. W oazie Fajum w Egipcie powstaje sztuka mumifikowania zmarłych. Na mumii, w miejscu głowy, wykonywane są portrety nieżyjącej osoby. Te twarze są bardzo piękne, wyglądają jak żywe! W historii chrześcijaństwa, od samych jego początków, mówi się o istnieniu obrazu z obliczem Jezusa. Wizerunek ten miał zostać stworzony bez udziału człowieka, to tzw. acheiropita. Istnieje wiele legend na ten temat. Jedna mówi o Weronice, która otarła twarz Jezusowi w czasie Drogi Krzyżowej, i powstała najprawdopodobniej w średniowieczu, stając się kolejną próbą wytłumaczenia powstania tego cudownego obrazu. Wg innej opowieści, za pomocą której wyjaśniano powstanie odbicia twarzy Jezusa, król Edessy Abgar zachorował na trąd i przez posłańca prosił Jezusa, aby przyjechał do Edessy i uzdrowił go. Pan Jezus nie pojechał, tylko przesłał mu list oraz chustę z wizerunkiem swojej twarzy. Kiedy Abgar zobaczył Boskie oblicze Jezusa odbite na chuście, został całkowicie uwolniony z trądu. Z kolei w tekście pochodzącym z VI w. z Tbilisi czytamy, że Matka Boża po Wniebowstąpieniu swojego Syna przechowywała obraz na płótnie, który powstał w grobie Pana Jezusa. Otrzymała ten wizerunek od samego Boga, aby mogła się modlić, patrząc na oblicze Chrystusa. Jest jeszcze wiele innych, pasujących do historii związanej z obrazem Jezusa puzzli. Jednak najważniejszy to ten, że oblicze z Całunu Turyńskiego idealnie pokrywa się z Chustą z Manoppello.

 

Przez lata mieszkał Brat w klasztorze w Manoppello, gdzie był przewodnikiem polskich grup pielgrzymkowych. Z pewnością słyszał Brat wiele historii o ludziach, którzy, stanąwszy przed Świętym Obliczem, dostąpili w swoim życiu cudów - zarówno tych małych, jak i całkiem dużych.

Większość pielgrzymów przybywająca do Manoppello to Polacy, z czego jestem dumny. Powiem więcej, szukanie Boskiego oblicza to szczególne zadanie dla Polaków w związku z sytuacją, w jakiej dzisiaj znajduje się Europa. Ten kontynent zawdzięcza Polakom bardzo wiele. Nowym zadaniem naszego narodu jest przywrócić Europie jej wymazane oblicze, jej Chrystusowe oblicze, do czego usilnie zachęcałem odwiedzających Manoppello. I według mnie tak się stanie. Będzie to największy cud, jaki się wydarzy. W międzyczasie mają i będą miały miejsce mniejsze. Nie tak dawno pewna sparaliżowana kobieta modliła się z mężem przed Boskim obliczem. Po powrocie do domu odzyskała pełną władzę w nogach. Opowiadała mi o tym z wielkim wzruszeniem i zaznaczyła: „Kiedy zobaczyłam Jego oblicze, byłam gotowa na wszystko”. Inny przypadek - Józef, mężczyzna w podeszłym wieku, całe życie ciężko pracował w fabryce i uprawiał ziemię. Nigdy nie miał czasu dla Boga. Kiedy przeszedł na emeryturę, spotkał swego kolegę jeszcze z dzieciństwa, który zamiast do baru zaprosił go na adorację do sanktuarium Boskiego Oblicza. Kościół opuszczał zupełnie inny Józef. Kiedy opowiadał mi o tej przemianie, płakał jak dziecko i powtarzał: „Nie wiedziałem, że Pan Bóg nas tak kocha!”. Trzeba jednak uważać na sentymentalizm związany z relikwiami: „Zobaczyłem prawdziwe oblicze Jezusa, więc niebo mam zapewnione”. Nie. Wielu Jezusa widziało i nie uwierzyło. Koncentrując się na przedmiotach, jakimi są relikwie, można zapomnieć o źródłach wiary: słowie Bożym, tradycji Kościoła i sakramentach. Niemniej relikwie Chrystusa potwierdzają historyczność Jego osoby, którą tak często starano się podważyć. A jeśli jeszcze dodamy, iż to relikwia Chrystusa zmartwychwstałego, to widzimy wówczas, że już nie tylko męczennicy, ale i sam Jezus chce nas przekonać o tym, iż istnieje życie po śmierci.

 

Dziękuję za rozmowę.


Ludzka ręka tego nie stworzyła

Materiał o wymiarach 24x17,5 cm jest przechowywany w specjalnej monstrancji i zamknięty między dwiema szybami. Twarz Chrystusa wypełnia cały obraz. Jego spojrzenie pozostaje głębokie, przenikające i emanujące niezwykłym ciepłem. Usta - nieco rozchylone, sprawiają wrażenie, jak gdyby chciał przemówić. Prawy policzek jest zauważalnie nabrzmiały. Na środku czoła widoczny opadający kosmyk włosów. Nad górną wargą Chrystusa dostrzec można delikatny zarost. Niewielka broda okrywa podbródek, a bujne włosy, które swobodnie opadają po obu stronach głowy, nadają Jego twarzy charakterystycznego „nazareńskiego” wyrazu. Centymetr kwadratowy welonu zbudowany jest z 26 poprzeplatanych nici położonych względem siebie w równych odległościach. Święty wizerunek nie został namalowany ręką ludzką. Mimo upływu czasu pozostaje w nienaruszonym stanie.

 


Największy cud, jaki posiadamy 

22 września 1968 r., 6.00. Manopello. Jak każdego dnia o tej porze, o. Domenico otwiera drzwi świątyni, a wpadająca smuga wschodzącego słońca oświetla na chwilę zatopione w mroku wnętrze. Zapaliwszy lampy, spostrzega w pierwszej ławce chóru klęczącą postać w brązowym habicie. Po chwili rozpoznaje o. Pio. - Co Ojciec tu robi? - pyta o. Domenico. - Sam sobie już nie ufam - odpowiada padre Pio, dodając: - Módl się za mnie. I do zobaczenia w raju! - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - odpowiada oniemiały o. Domenico.

Po tych słowach o. Pio znika równie niespodziewanie, jak się pojawił.

Z pewnością w wydarzeniu tym nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie o. Pio leży w swojej celi w San Giovanni Rotondo, złożony śmiertelną chorobą i jeszcze tej nocy, z 22 na 23 września, umiera. Warto też zaznaczyć, że przez ostatnie 50 lat swojego życia o. Pio nie opuszczał San Giovanni Rotondo. W Manopello znalazł się więc tylko dzięki darowi bilokacji, aby przekonać się na własne oczy i pozostawić nam niezbite świadectwo autentyczności Chusty z Manoppello, o której mówił, iż to największy cud, jaki posiadamy.

Źródło:
;