Imieniny: Dionizego, Szczepana

Wydarzenia:

Wywiady

 fot. facebook.com/KsKrzysztofKralkasac

Z ks. Krzysztofem Kralką, pallotynem, ewangelizatorem i rekolekcjonistą, rozmawia Kinga Ochnio.

 

 

Jeszcze kilkanaście lat temu Ksiądz był daleko od Boga...

Dosyć mocno przeżyłem młodzieńczy bunt, izolując się od Boga, Kościoła, modlitwy. To był trwający przeszło cztery lata czas, który ja nazywam okresem pogaństwa: bez modlitwy, wiary, sakramentów. Ten okres został przerwany przez Boga w 2002 r. podczas ostatniej pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski zatytułowanej „Bóg bogaty w miłosierdzie”.

 

Co się wtedy stało?

Nie darzyłem w tamtym czasie Ojca Świętego szacunkiem, nie lubiłem, nie ceniłem i nie uważałem za autorytet. Natomiast podczas wspomnianej pielgrzymki Bóg pociągnął moje serce do tego, żeby siadać przed ekranem telewizora i słuchać papieża, by przyjmować do serca jego słowa. I to był rzeczywiście prawdziwy kerygmat miłosierdzia o tym, jak Bóg kocha, przebacza, jak Jezus umiera za grzesznika, jak ratuje życie, jak daje nowe życie. To bardzo mocno trafiło do mojego serca. Z każdym słowem wypowiadanym z ust papieża Bóg wlewał w moje serce pokój, nadzieję miłość, radość. W homilii Jana Pawła II bardzo mocno usłyszałem, że Bóg mnie kocha. Miałem wtedy 22 lata i raczej nie należałem do osób, które płaczą. Jednak świadomość, że Bóg kocha prawdę o mnie, była tak niezwykła, że z moich oczu popłynęły łzy i zacząłem się spontanicznie modlić. To był czas głębokiego nawrócenia.

 

I co ciekawe - Ksiądz wcale nie chciał zostać kapłanem...

Kiedy Bóg nawracał moje serce, „dał propozycję”, żebym został księdzem. Bardzo szybko zareagowałem, że absolutnie nie, że nie mam na to ochoty, że nie chcę. Natomiast pokój wewnętrzny, który temu towarzyszył i to, jak Bóg przekonywał serce, dając poczucie bezpieczeństwa, sprawiły, że bardzo szybko odpowiedziałem Panu: „tak”. I dodałem: „Tylko Ty się tym zajmij, Ty to załatw, bo ja nie wiem, jak to się robi”. I tak wstąpiłem do seminarium.

 

Jaką rolę w Księdza posłudze kapłańskiej odgrywa św. Jan Paweł II?

Jest dla mnie przede wszystkim ojcem nawrócenia, mojej wiary. Jest człowiekiem, który ukształtował pierwsze lata seminaryjne i moje kapłaństwo. Jest świętym, który opiekuje się mną. Gdy jest mi ciężko, to do niego się uciekam. Wspominam początek mojej zaangażowanej wiary. I proszę, by mnie umacniał i wspomagał, abym kontynuował to dzieło, które rozpoczął w 2002 r.

 

Jest Ksiądz założycielem i dyrektorem Pallotyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji w Lublinie, prowadzi cieszące się niezwykłą popularnością wieczory uwielbienia oraz modlitwy o uzdrowienie... Czy przez to zaangażowanie chce Ksiądz podziękować za charyzmaty, jakimi Księdza Bóg obdarzył?

To zaangażowanie jest odpowiedzią na to, co Bóg robi z człowiekiem, z sercem, powołując do konkretnej misji, obdarowując konkretnymi darami, które zawsze są dla posługi w Kościele. Bo wszystkie charyzmaty Bóg daje za darmo po to, by ten obdarowany budował Kościół. One nie są jego własnością, ale Kościoła. I po prostu nimi się służy, więc to, co robię i jak robię, to po prostu odpowiedź na Boży niezasłużony dar.

 

Skąd wziął się pomysł na utworzenie Pallotyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji? Jakie były początki?

Jako kleryk uczestniczyłem w jednym z kursów z programu formacji szkół ewangelizacji. Byłem poruszony sposobem głoszenia i nowymi metodami ewangelizacyjnymi. Bardzo szybko przyszła decyzja, że chciałbym się zaangażować w to dzieło. Do końca trwania mojej formacji seminaryjnej praktycznie każdą wolną chwilę spędzałem w Szkole Ewangelizacji w Ciechocinku i uczyłem się u boku wspaniałej formatorki - Anny Marii Kolberg OV. Po święceniach w Lublinie robiłem to dalej, co doprowadziło do powstania Pallotyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, która dzisiaj ma zasięg ogólnopolski i skupia sporą ekipę ewangelizatorów i formatorów ewangelizatorów.

 

Na Msze św. i kazania Księdza przychodzą rzesze młodych ludzi szukających sensu życia w Bogu. Czego oczekują? Co im Ksiądz mówi?

Oczywiście to jest niemożliwe, abym poznał wszystkie pragnienia, oczekiwania, bo nieraz jest to kilka tysięcy osób. Natomiast człowiek zawsze potrzebuje żywej obecności Boga, Jego miłości, miłosierdzia, przebaczenia, pokoju. W czasie takich spotkań, na które przychodzą często ludzie z trudną historią życia i trudną sytuacją wiary, głoszony jest kerygmat, czyli pierwsze orędzie o Jezusie Chrystusie - Zbawicielu i Panu, który ratuje człowieka od grzechu, jest orędziem nadziei pokazującym drogę, jak wyjść z problemów, jak żyć nowym życiem w Jezusie, w jaki sposób oddać Mu grzechy, przyjąć przebaczenie, odnaleźć się w Kościele, aby żyć z Jezusem. To jest prosta nauka oparta przede wszystkim na świadectwie, pokazująca Jezusa jako odpowiedź Boga na to całe zagubienie, w jakim człowiek żyje.

 

Przeczytałam, że Ksiądz leczy ludzi chorych na depresję i zwątpienie...

Oczywiście jedynym uzdrowicielem jest Jezus Chrystus. I tylko wtedy, gdy człowiek sercem w modlitwie przylgnie do Jezusa. Dzieją się uzdrowienia, ale to nie człowiek uzdrawia i ja na pewno nie mam z tym nic wspólnego. Pan Bóg może się głoszonym słowem posługiwać, by otwierać serca człowieka, może się posłużyć moimi ustami wypowiadającymi modlitwę, aby mówić do człowieka, aby otwierać jego serce czy uzdrawiać. Ale to działanie tylko i wyłącznie Pana Boga.

 

Prowadzi Ksiądz modlitwy o uzdrowienie. Jak z nich właściwie korzystać?

W bardzo prosty sposób - przyjść na Eucharystię, modlić się, słuchać słowa Bożego. Podejmując decyzję nawrócenia, zmiany życia, oddając grzech w sakramencie pokuty, klękając przed Jezusem Eucharystycznym, z którym wcześniej zjednoczyło się w Komunii św. Po prostu wyciągać do Niego ręce, mówiąc: „Panie, bądź wola Twoja w tej konkretnej dziedzinie mojego życia”. Kiedy człowiek otwiera się na wolę Pana Boga względem choroby, trudności, gdy nie tylko potrafi prosić, mówiąc: „zabierz to, uwolnij mnie, uzdrów”, ale gdy potrafi powiedzieć: „niech się wypełni Twoja święta wola”. „Jeżeli chcesz, możesz mnie uzdrowić, ale jeśli uważasz, że to nie będzie dobre, jeżeli ta choroba ma zostać, jeżeli jest mi potrzebna, jeżeli jest to Twoje zbawcze działanie, to niech zostanie”. Prowadzimy ludzi do takich decyzji wiary, które pozwalają na to, żeby Bóg zrobił to, co chce, nie tylko uzdrowił, ale często też umocnił w doświadczeniu, gdy choroba zostaje. Bardzo prosto kierujemy tą modlitwą, pokazujemy, w jaki sposób ją wypowiadać, jak otwierać serce, jak się otwierać na Bożą łaskę. A reszta to jest tajemnica Bożego działania w sercach ludzkich.

 

Modlitwy o uzdrowienie cieszą się ostatnimi czasy sporym zainteresowaniem. Skąd to wynika?

Można doszukiwać się wielu przyczyn. Myślę, że jedną z nich jest duże zagubienie ludzi, odejście od wiary, kłopoty związane z grzechem, z jego konsekwencjami. Człowiek w pewnym momencie orientuje się, że to, co pisał Paweł w liście do Rzymian, iż zapłatą za grzechy jest śmierć, jest prawdą. I nie chcą tej śmierci, chcą coś zmienić, chcą, żeby było lepiej, żeby wolność wróciła, żeby wróciło zdrowie, szczęście… Często zwracają się do Pana Boga tak, jak potrafią, w sposób bardzo prosty. Myślę, że wiele tych nabożeństw - wieczorów chwały czy modlitw o uzdrowienie - to odpowiedź Pana Boga na szukanie człowieka. Ewidentny znak czasu. Nie wiemy, ile on będzie trwał. W historii Kościoła przychodziły okresy z nasiloną konkretną specyfiką pobożności. Tak to może wygląda, że dziś człowiek potrzebuje uzdrowienia, naprawy życia, nawrócenia. Dlatego Pan Bóg do tego pociąga.

 

Niedawno nakładem wydawnictwa Esprit ukazała się książka „Bóg jest portem”. Dlaczego Ksiądz zdecydował się na publikację tego wywiadu rzeki?

Zostałem poproszony przez dziennikarkę Polskiego Radia Białystok Dorotę Sokołowską o kilka rozmów. Spędzaliśmy przechodzące w noce wieczory w radiu, rozmawiając na różne tematy. Pani Dorota stwierdziła, że nasze rozmowy są tak cenne i dla niej też osobiście ważne, że warto byłoby je wydać. A ten wywiad został tak skonstruowany, żeby rzeczywiście stał się swoistą latarnią morską, aby można była dzięki niemu spotkać Boga, który jest portem, do którego można bezpiecznie przybić, zakotwiczyć się i dotknąć stabilnego lądu.

 

Czy można mówić o tej książce jak o poradniku?

Pani Dorota, które zadaje pytania, dotyka wielu, bardzo ważnych kwestii z życia. To są bardzo konkretne pytania, nie fruwamy w chmurach, nie mówimy tylko teoretycznie, ale dotykamy bardzo realnych problemów. Staram się odpowiadać, jak w danej sytuacji się zachować. Książka jest adresowana do wszystkich. Gdy pojawi się w sercu zagubienie, pragnienie poszukiwania sensu, pokoju, ciszy, stabilności, poczucia bezpieczeństwa to szczególnie warto po nią sięgnąć. Jest w niej wiele pytań i odpowiedzi, które ugruntowują wiarę i zakotwiczają ją mocno w Bogu.

 

Dziękuję za rozmowę.

Źródło:
;