Imieniny: Anastazji, Eugenii

Wydarzenia:

Teatr

 

„Słowo, zanim zostanie wypowiedziane na scenie, żyje naprzód w dziejach człowieka, jest jakimś podstawowym wymiarem jego życia duchowego. Jest wreszcie ukierunkowaniem na niezgłębioną tajemnicę Boga samego. Odkrywając słowo poprzez studia literackie czy językowe, nie mogłem nie przybliżyć się do tajemnicy Słowa - tego Słowa, o którym mówimy codziennie w modlitwie "Anioł Pański": "Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas" (J 1,14).”

[Jan Paweł II, "Dar i Tajemnica", Wydawnictwo Św. Stanisława, WAM, Kraków 1996]

 

Teatr był pasją Wojtyły od wczesnej młodości. Jeszcze w Wadowicach młody Wojtyła, grał w teatrze szkolnym. To wtedy rozpoczęła się jego wielka przyjaźń z Mieczysławem Kotlarczykiem, teatrologiem i pedagogiem, który prowadził Kółko Teatralne. W Krakowie wspólnie założyli „Teatr Rapsodyczny”.

 

Okres wadowicki

Karol Wojtyła jako uczeń wadowickiego męskiego Gimnazjum im. Marcina Wadowity, w latach 1932–1938 należał od 1934 roku do Kółka Teatralnego. To w nim zetknął się z teatrem, w którym brał udział jako aktor w przedstawieniach szkolnych. Stało się tak, ponieważ jego prawdziwą pasją było „nade wszystko zamiłowanie do literatury, a w szczególności do literatury dramatycznej i do teatru" („Dar i Tajemnica”, s. 9). Karol dużo czasu poświęcał na przygotowanie spektakli, które grane były zarówno w szkole, jak i w kościele parafialnym. Karol jako gimnazjalista otrzymywał ważne, na ogół główne role. Wojtyła grał między innymi w "Antygonie" (Hajmon), we wspaniałych pozycjach z repertuaru romantycznego "Balladynie" (Kirkor, Fon Kostryn), "Kordianie" (Kordian), "Nie–Boskiej komedii" (Hrabia Henryk), czy "Ślubach panieńskich" (Gucio), a także modernistycznych sztukach "Sułkowskim", "Zygmuncie Auguście" (Zygmunt August), "Judaszu z Kariothu", jak i innych, które wystawiały wspólnie dwa wadowickie gimnazja: męskie i żeńskie.

Był również współautorem kilku spektakli. Z katechetą, ks. Edwardem Zacherem współreżyserował "Nie Boską Komedię" Z. Krasińskiego, w której grał rolę Hrabiego Henryka. Uczniowie gimnazjum wadowickiego wyjeżdżali z przedstawieniami do Kalwarii Zebrzydowskiej czy Andrychowa. Równocześnie, w miarę posiadanych środków udawali się jako widzowie na przedstawienia do teatrów krakowskich. Jeździli na przedstawienia Teatru im. Słowackiego, gdzie Juliusz Osterwa organizował spektakle dla młodzieży.

Członkowie szkolnego kółka dramatycznego, oddając się pasji teatralnej poza próbami, czytali recenzje w ''Wiadomościach literackich'', jak i ''Ilustrowanym Kurierze Codziennym''. Brali udział w konkursach recytatorskich. Halina Kwiatkowska i Karol Wojtyła, jak i uczniowie całej szkoły, uczestniczyli w wieczorze poetyckim Kazimiery Rychterówny, wielkiej aktorki przedwojennej. Oboje zachwyceni występem ośmielili się pójść za kulisy i poprosić ją o to, by została jurorem w ich szkolnym konkursie recytatorskim. Zauroczona dwójką młodych pasjonatów Rychterówna pojawiła się w Wadowicach, gdy zarówno Halina, jak i Karol startowali w konkursie. Wojtyła recytował "Promethidiona" C. K.  Norwida, a Halina "Deszcz jesienny" Staffa. Laur zwycięzcy otrzymała Halina, która wspomina, że po latach jeszcze Karol będący już Janem Pawłem II "za każdym razem śmiał się, groził mi palcem i mówił „Tyś mnie wtedy pokonała”.

 
W 1938 Kwiatkowska i Wojtyła zdali maturę. Dla wszystkich było rzeczą oczywistą, że będą podążać drogą aktorstwa, jednak rodziny przekonały ich, że aby zostać dobrym aktorem, trzeba mieć też bardzo dobrą wiedzę ogólną o świecie, literaturze, historii, filozofii. Dlatego też oboje znaleźli się na I roku polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Na ukształtowanie artystycznej duszy Wojtyły, osobowości jako artysty, olbrzymi wpływ miał aktor i reżyser, doktor filozofii, 12 lat starszy od Wojtyły, mistrz - Mieczysław Kotlarczyk. Ten założyciel "teatru wewnętrznego słowa" kierował w Wadowicach Teatrem Powszechnym. Dla tego głęboko wierzącego chrześcijanina sztuka dramatyczna była drogą do przekazywania Słowa Bożego. Był to środek przekazywania prawdy o życiu, o doskonałości. Rola aktora wg. Kotlarczyka jest zbliżona do funkcji kapłańskiej przez przekazywanie uniwersalnych wartości moralnych oraz przybliżanie ludziom transcendentnej prawdy o życiu. Mistrz Mieczysław Kotlarczyk pokazał  Wojtyle niepowtarzalny sposób deklamowania poezji czy tekstów prozatorskich.  Dzięki temu Karol budował swoją ekspresję na scenicznej sile słowa i oszczędnym geście, w czym pomagał mu silny, tubalny głos i świetna dykcja.

„Jakim aktorem był Karol Wojtyła? Karol wyróżniał się w dyskusjach wśród rówieśników. - Recytował wiersze bardziej współcześnie. - My poddawaliśmy się modnej wówczas manierze egzaltacji, nadmiernych emocji, on deklamował oszczędnie, prosto, mądrze, po męsku i intelektualnie”. „Każdy powierzony tekst atakował od strony intelektualnej, a potem, kiedy mieliśmy już widzów, jeszcze dociekliwiej zgłębiał, oprawiając w coraz to bardziej ascetyczną formę. To niezwykły przypadek, żeby młody aktor zamiast dążyć do wzbogacenia odgrywanej postaci, czynić ją coraz bardziej efektowniejszą, zupełnie z tego rezygnował na rzecz głębi i oszczędności wyrazu.” (Halina Kwiatkowska, 'Wielki kolega, Oficyna Wydawnicza Kwadrat, Kraków 2003)

Podczas przedostatniej pielgrzymki do Polski, 16 czerwca 1999 roku w rodzinnych Wadowicach Jan Paweł II powiedział o szkole i teatrze: „Przy niej (ul. Mickiewicza) znajduje się gimnazjum im. Marcina Wadowity, którego byłem uczniem przez osiem lat. Naprzód byłem uczniem szkoły podstawowej powszechnej, tu w tym budynku, w którym jest zarząd miasta, magistrat. Potem przeszedłem do gimnazjum, a z gimnazjum chodziło się do „Sokoła" na gimnastykę. Chodziło się także do „Sokoła" na przedstawienia. Wspominam Mieczysława Kotlarczyka, wielkiego twórcę teatru słowa, wspominam moich kolegów i koleżanki z Wadowic, Halinę Królikiewiczówną – Kwiatkowską. Wspominam też Zbyszka Siłkowskiego, już nieżyjącego, w domu, który należał do państwa Homme. Wiele wspomnień. W każdym razie tu, w tym mieście, w Wadowicach wszystko się zaczęto. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął. I kapłaństwo się zaczęło”. „Kiedy byliśmy w piątej gimnazjalnej, graliśmy Antygonę Sofoklesa. (Antygona - Halina, Ismena - Kazia, mój Boże!). A ja grałem Hajmona. „O ukochana siostro ma, Ismeno, czy ty nie widzisz, że z klęsk Edypowych żadnej na świecie los nam nie oszczędza?" Pamiętam do dziś. (A wy jeszcze gracie teraz, macie teatr amatorski w „Sokole"?) Macie teatr amatorski w „Sokole"? Tamten był świetny”. (Jan Paweł II, Wadowice, 16 czerwca 1999)

 

Czasy krakowskie

Karol Wojtyła opuścił Wadowice wraz z ojcem w roku 1938, udając się na studia polonistyczne do Krakowa. Po przyjeździe student Wojtyła zaangażował się w działalność artystyczną i stał się członkiem Konfraternii Teatralnej, która była rodzajem szkoły scenicznej, przygotowującej amatorów do występów na „Dni Krakowa”. Została zorganizowana przez Związek Literatów Polskich. Pionierem i kierownikiem nowego teatru stał się Tadeusz Kudliński przy współpracy Wiesława Góreckiego. Młodzi artyści zawiązali później zespół o nazwie „Studio 39”. Tak przygotowano „Kawalera Księżycowego” Mariana Niżyńskiego. Ta muzyczna komedia o „Panu Twardowskim” została napisała specjalnie dla grupy „Studia 39”. (Jej autor zginął w tragicznym wypadku pod kołami niemieckiego samochodu wojskowego, 10 kwietnia 1943 roku. Pochowany jest na krakowskim cmentarzu na Salwatorze). Premiera tej śpiewogry miała miejsce na dziedzińcu Collegium Nowodworskiego, 7 czerwca 1939 roku. Poetycką komedię reżyserował Karol Łukasiewicz, autorem muzyki był Meyerhold. Krakowskiego Diabła grał T. Kwiatkowski, Twardowskiego — L. Petecki, Żywym był St. Rydel i E. Dońko, Panną — B. Czuprynówna, Panią Twardowską — M. Borowiczowa itd.
Student Karol Wojtyła zagrał jedną z głównych ról, zodiakalnego Byka. Występy trwały 3 tygodnie, a przedstawienie powtórzono 14 i 15 sierpnia 1939 z okazji zjazdu Legionistów (Wg relacji L. Peteckiego). Wojtyła wystąpił w stroju pięściarza, z bokserskimi rękawicami. W prologu recytował: "Ja jestem byk, co udaje od czasu do czasu człowieka. Boks mi papusiać daje więc żrę i na posadę czekam. Prosty, sierpowy – prosty, sierpowy. Znam ideałów skorowidz". "Cudowne wieczory, miasto pełne w tych dniach muzyki i tańca; gdy spokojnymi, dobrze oświetlonymi Plantami wracaliśmy po przedstawieniach do domu, byliśmy rozśpiewani, radośni. Byliśmy aktorami i występowaliśmy przed prawdziwą publicznością, która przyjmowała nas z entuzjazmem. Byliśmy poetami. Co prawda nie drukowaliśmy jeszcze wierszy, ale nasze nazwiska były już znane w młodocianym środowisku. Kochaliśmy świat i życie."  (Juliusz Kydryński w: "Młodzieńcze lata Karola Wojtyły. Wspomnienia", red. Juliusz Kydryński, Kraków 1990)

Podziemny Teatr Żywego Słowa

Działalność i koordynacja nowego teatru szła bardzo dobrze. Po rekomendujących recenzjach pierwszej sztuki aktorzy szykowali się do kolejnych występów. Dobrą passę artystycznej twórczości Wojtyły w teatrze przerwała niemiecka agresja na Polskę we wrześniu 1939 roku, bez wypowiedzenia wojny i pomimo ważności traktatów o nieagresji. Aktorzy postanowili działać dalej w konspiracji. Ze względu na zaangażowanie w organizacji podziemnej „Unia” inicjatora teatru Tadeusza Kudlińskiego, postanowiono sprowadzić do Krakowa przyjaciela z Wadowic, dra Mieczysława Kotlarczyka- Apostoła Żywego Słowa. Sam Kotlarczyk jak i wiele osób spoza Generalnej Guberni próbowało przedostać się w jej granice, uciekając tym samym przed niemieckimi represjami. Było to nie lada wyzwanie. Do przekroczenia granicy między Krakowem, który należał do powstałej Generalnej Guberni, a Wadowicami w III Rzeszy potrzebna była przepustka. W lipcu 1941 roku rodzina Kotlarczyków przedostała się do Krakowa, gdzie zamieszkali u Wojtyły. Sam Kotlarczyk dla zmylenia okupanta początkowo zatrudnił się jako konduktor tramwajowy, a następnie znalazł pracę w Izbie Rolniczej. Po skończonej pracy mógł powrócić do Podziemnego Teatru Słowa. Genezę powstania Teatru Słowa możemy poznać z relacji koleżanki Wojtyły z lat szkolnych i studenckich, Haliny Kwiatkowskiej, z którą występował zarówno na scenie szkolnej  jak i na scenie Teatru Rapsodycznego. „Po wybuchu wojny Halina wróciła do (Wadowic), ale często przyjeżdżała do (Krakowa), gdzie miała licznych przyjaciół. Pokonywała zieloną granicę i przewoziła m.in. korespondencję między (Mieczysławem Kotlarczykiem) a Karolem Wojtyłą. 'Właśnie w tej korespondencji tkwiły zapowiedź i zalążek Teatru Słowa, o którym obaj marzyli. Listy Lolka zachowały się do dziś - pełne nadziei i planów związanych z przyszłym polskim teatrem.'' (Halina Kwiatkowska, ''Wielki kolega'', Oficyna Wydawnicza Kwadrat, Kraków 2003, s. 48.)

Idea podziemnego teatru, w którym słowo było głównym środkiem wyrazu, była bardzo bliska przyszłemu papieżowi. Karol Wojtyła stał się jednym z propagatorów tego modelu teatru. Dzięki współpracy Wojtyły z Kotlarczykiem i inspiracji Juliusza Osterwy, który zaprzyjaźnił się z gronem młodych entuzjastów sceny, narodziły się pierwsze kanony przyszłego Teatru Rapsodycznego. Urzeczywistnieniem tych marzeń i planów stał się dzień 22 sierpnia 1941 roku. Wtedy to w prywatnym mieszkaniu Krystyny Dębowskiej na krakowskim Salwatorze, przy ulicy Komorowskiego 7, miało miejsce spotkanie, podczas którego Mieczysław Kotlarczyk zawiązał konspiracyjny Teatr Żywego Słowa, nazwany później Teatrem Rapsodycznym. Była to inicjatywa katolickiej organizacji podziemnej "Unia". Jej celem miało być krzewienie polskiej kultury i manifestacja oporu duchowego wobec okupanta. W szeregi skromnego wówczas zespołu artystycznego weszli obok Kotlarczyka między innymi  Karol Wojtyła i Halina Królikiewicz, która od 1941 roku zamieszkała ponownie w Krakowie. Do tej „trójki z Wadowic” dołączyli jeszcze Krystyna Dębowska, Danuta Michałowska, Tadeusz Ostaszewski. Ta mocna grupa przygotowała siedem podziemnych premier Teatru.

Jak pisał sam Tadeusz Kudliński, teatr początkowo nazywał się Teatrem Słowa. „(…) założeniem programowym stała się aktywna, sceniczna rewaloryzacja słowa poetyckiego, jako wartości problemowych i artystycznych - głównie z obszaru polskiego repertuaru romantycznego i postromantycznego.” Teatr swoją nazwę zawdzięcza Mieczysławowi Kotlarczykowi, który zachwycony był oktawami rapsodów J. Słowackiego, a także twórczością St. Wyspiańskiego. Później twórców teatru nazywano rapsodykami albo żywosłowcami, gdyż to właśnie szeroko rozumiane „słowo”  pozostawało zawsze w centrum ich zainteresowań.

Teatr Rapsodyczny wystawiał spektakle przede wszystkim na spotkaniach w domach prywatnych. Próby przed występami często odbywały się w „katakumbach” przy Tynieckiej 10, w mieszkaniu Wojtyłów. Karol Wojtyła grywał w większości przedstawień, m. ni.  "Królu Duchu" grał Bolesława Śmiałego, w "Weselu" – Jaśka, w "Panu Tadeuszu" – księdza Robaka.

 "Wspominam jeszcze dzisiaj chwilę, jaką przeżyłem na jednym z tajnych przedstawień Teatru Rapsodycznego. Był to wieczór poświęcony Panu Tadeuszowi. Jeden z wykonawców, Karol Wojtyła, recytował powoli, w skupieniu fragmenty ze spowiedzi księdza Robaka. (Podobno na jednym z wielu takich konspiracyjnych przedstawień podczas recytacji Pana Tadeusza szczególną uwagę na Wojtyłę zwrócił zaproszony słynny aktor - Juliusz Osterwa). Naraz w ciszy, jaka panowała, odezwał się głośnik niemieckiego radia, zainstalowany naprzeciw kamienicy, w której odbywało się przedstawienie: Główna kwatera naczelnego wodza podaje do wiadomości…. I padały słowa o zwycięstwach, jakie odnosił oręż niemiecki nad Europą. Recytator nie przerwał, nie zmienił tonu. Mówił cicho, spokojnie, jakby nie słyszał tubalnego głosu spikera. Mickiewicz nie podjął krzykliwej walki. Kiedy szczekaczka kończyła pochwałę niemieckich zbrodni, Mickiewicz głosił pojednanie Soplicy z Klucznikiem. Wtedy właśnie, gdy stanęła wojna w cesarskim gabinecie. Spojrzałem po twarzach zebranych gości. Ta sama myśl ożywiała nasze oczy. Czuliśmy się wszyscy synami narodu, który, choć niejednokrotnie oszukany na przestrzeni wieków, nie ulegnie przemocy. Chwila była naprawdę osobliwa." (Tadeusz Kwiatkowski w: Adam Bujak, Michał Rożek, "Wojtyła", Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2005)

 

Wojtyła o Teatrze Rapsodycznym

W książce „Dar i tajemnica” z 1996 roku wydanej na 50-lecie kapłaństwa papież Jan Paweł II napisał: „Spotkania teatru słowa odbywały się w wąskim gronie znajomych, zaproszonych gości szczególnie zainteresowanych literaturą i równocześnie "wtajemniczonych". Zachowanie tajności wokół tych teatralnych spotkań było nieodzowne, w przeciwnym razie groziły nam wszystkim surowe kary ze strony władz okupacyjnych - najprawdopodobniej wywózka do obozu koncentracyjnego. Muszę przyznać, że całe to szczególne doświadczenie teatralne zapisało się bardzo głęboko w mojej pamięci, chociaż od pewnego momentu zdawałem sobie sprawę, że teatr nie był moim powołaniem”.
Przemyślenia Karola Wojtyły o Teatrze Słowa były bardzo oryginalne i nowatorskie z punktu widzenia historii XX wiecznego teatru. Jak napisał w artykule "Dramat słowa i gestu", (kryp. Andrzej Jawień, pierwodruk: "Tygodnik Powszechny" 11  1957 nr 14, s. 5), w warunkach konspiracji: "niesłychana oszczędność środków wyrazu okazała się właśnie eksperymentem twórczym". Odkryto wówczas iż… "elementem podstawowym sztuki jest żywe ludzkie słowo. Ono też jest głównym zaczynem dramatu, fermentem, poprzez który przechodzą ludzkie czyny, skąd czerpią swoją właściwą dynamikę".

Z kolei w eseju programowym "O Teatrze Słowa" ([w:] "Tygodnik Powszechny" 8(1952) nr 11(365), s. 4-5, jako Piotr Jasień): „Wbrew temu, co można by sądzić - wyjaśnia Wojtyła potoczne nieporozumienie, jakoby "teatr słowa" mógł obyć się bez "ruchu". Dowodzi bowiem bardzo przekonywująco: "Teatr nigdy nie był samym żywym słowem; w ogóle słowo, jeśli ma być żywe, nie da się pomyśleć bez ruchu", wyjaśniając jednocześnie, że w teatrze słowo "dojrzewa w oszczędny gest" ponieważ - jak dodaje przy charakterystyce Kotlarczyka - "proporcje pomiędzy słowem a ruchem, pomiędzy słowem a gestem, sięgają właściwie jeszcze głębiej, poniekąd poza teatr, sięgają w samo filozoficzne ujecie człowieka i świata. Przewaga słowa nad gestem przywraca pośrednio myśli przewagę nad ruchem i odruchem w człowieku. Okazuje się przy tym, że myśl bynajmniej nie jest zastojem, ale ma ona swój własny ruch. Właśnie ten ruch myśli, dynamikę myśli, chwyta żywe słowo i czyni ją zalążkiem działania".  
Artykuł "Rapsody tysiąclecia" ((1958), w: XXV lat Teatru Rapsodycznego w Krakowie 1941-1966, Kraków 1966, s. 131-132; przedruk: "Tygodnik Powszechny" 12(1958) nr 3(469), s. 5); [w]: Karol Wojtyła, Poezje i dramaty, Kraków 1979, s. 392-396) przynosi pedagogiczne postulaty tego modelu teatru. Wojtyła, przyglądając się praktyce Teatru Rapsodycznego, podkreśla:  "Właśnie ten teatr, w którym tak wiele jest słowa, a tak mało "gry" zabezpiecza młodych aktorów przed zgubnym rozwojem indywidualizmu aktorskiego, nie pozwala im bowiem niczego narzucać tekstom od siebie, dyscyplinuje ich wewnętrznie, a nawet trzyma w ryzach (...) Tutaj prawie nigdy nie musi on być danym człowiekiem, nie musi "dać postaci", musi ją tylko pośrednio zarysować w świadomości widzów-słuchaczy".
Wojtyła pisał, że "Utwór sceniczny jest często zawężeniem dramatyzmu życia i bytu człowieczego, sprowadzeniem do ciasnych nieraz rozmiarów jednostkowego wydarzenia i ograniczonej akcji, łatwo zauważyć, jak te granice ciążyły wielkim dramaturgom, jak bardzo nieraz Słowacki, Wyspiański czy Szekspir musieli się nałamywać do możliwości faktycznego teatru, który ze względów technicznych jest za małym zwierciadłem rzeczywistości. Oto stoimy wobec tej prawdy, że nie tylko wydarzenia są dramatyczne, ale dramatyczne są również problemy, problemy, w których uwikłało się zwykle wiele, bardzo wiele różnorodnych wydarzeń. Teatr w tradycyjnym tego słowa znaczeniu nie potrafi ich wszystkich objąć i pokazać."  
Życie teatralne Krakowa zawsze interesowało Karola Wojtyłę. Wojtyła do końca sprzyjał pracom Teatru Rapsodycznego, kibicował jego działalności i bronił go aż do jego likwidacji przez komunistyczne władze w roku 1967. Co roku organizował spotkania wigilijne, tzw. opłatki dla aktorów, w Kurii Krakowskiej.

 

Spełnione pragnienie kardynała Sapiehy

Jednym z ostatnich przedstawień, do którego miał się przygotowywać Karol Wojtyła, był „Portret artysty” C. K. Norwida. Wówczas, we wrześniu 1942 roku, Kotlarczyk miał usłyszeć od Karola znamienne słowa: „Nie obsadzaj mnie już”. Był to skutek przemyślanej decyzji o wstąpieniu do seminarium duchownego.

Mieczysław Kotlarczyk długo nie mógł się pogodzić z decyzją swojego młodego przyjaciela. Przekonywał Karola o jego niezwykłym talencie aktorskim, snuł wizje wspaniałej kariery teatralnej. Karol - nie chcąc sprawić przykrości przyjaciołom, a zapewne też nie mogąc od razu porzucić swej wielkiej pasji - nie zrezygnował z udziału w przygotowanych już przedstawieniach. Ostatnim jego przedstawieniem był „Samuel Zborowski", grany w połowie 1943 roku.

Można powiedzieć, że decyzja o wstąpieniu do seminarium o 180 stopni odmieniła życie Karola Wojtyły. Odtąd  wieczorne czy nocne dyskusje z dramaturgiem Kotlarczykiem przy Tynieckiej 10 zostały zamienione na konwersacje o religii i o duszy z nowym przyjacielem, mistykiem- Janem Tyranowskim. Ten księgowy i krawiec stał się mistrzem dla przyszłego papieża,  świętego Jana Pawła II.

Proroctwo kardynała Sapiehy spełniło się. W „Darze i tajemnicy” Jan Paweł II opisał: „Kiedy byłem w gimnazjum, Książę Adam Stefan Sapieha, Arcybiskup Metropolita Krakowski wizytował naszą parafię w Wadowicach. Mój katecheta, ks. Edward Zacher zlecił mi zadanie przywitania Księcia Metropolity. Miałem więc po raz pierwszy w życiu sposobność, ażeby stanąć przed tym człowiekiem, którego wszyscy otaczali wielką czcią. Wiem też, że po moim przemówieniu Arcybiskup zapytał katechetę, na jaki kierunek studiów wybieram się po maturze. Ks. Zacher odpowiedział: "idzie na polonistykę". Na co Arcybiskup miał powiedzieć: "szkoda, że nie na teologię".

Ks. Edward Zacher wspominał wiele lat później: "Karol witał go w imieniu wszystkich uczniów. Napisał piękną przemowę, a jeszcze piękniej ją powiedział. Po ceremonii metropolita zapytał mnie o Karola: - A on co, księdzem będzie?  - Niestety nie - odpowiedziałem.  - Szkoda, szkoda. A dlaczego, nie? - dopytywał się kardynał.  - Bo zakochał się w polonistyce. I już nawet wiersze pisze. Chce być aktorem - tłumaczyłem.  - Szkoda, wielka szkoda - powtórzył Sapieha".

 

Autor: Radosław Janica