Aktualizacje | O stronie i FAQ | Kontakt | Księga gości | ||
Cmentarium | ||
Cmentarze Sztuka cmentarna Epitafia Galeria Na marginesie Varia Linki | ||
CmentarzeCmentarze średniowieczne (ok. V-XVI w.)
|
Kto przebrnął przez moje wywody na temat przeobrażeń, jakim uległy cmentarze w średniowieczu (zob. Słowem przydługiego wstępu), na pewno jest ciekaw, jak też dokładnie wyglądały nekropolie w wiekach średnich. Cóż, z pewnością robiły wrażenie, choć niekoniecznie pozytywne ;). Zanim przejdziemy do "ad remu" przypomnijmy jednak, że "przyzwoity" cmentarz powinien znajdować się bezpośrednim sąsiedztwie miejsca sprawowania kultu tj. kościoła. A wiadomo, ten mógł stać sobie w różnych miejscach, co też siłą rzeczy wpływało na kształt, wygląd i specyfikę samej nekropolii. I tak, nieco inny charakter miały miejsca pochówków w metropolii otoczonej murami obronnymi, gdzie liczył się każdy centymetr przestrzeni, a inny w niewielkich miejscowościach (np. ośrodkach klasztornych lub siedzibach rodowych). Różnice te nie były zresztą aż tak ogromne, choć trzeba przyznać, że na cmentarzach w miastach znacznie więcej się "działo" ;) Przy kościele, przy kaplicy i... przy płocieW myśl średniowiecznej teorii idealny cmentarz powinien znajdować się wokół kościoła, coby zmarli mogli doświadczać zbawiennego wpływu świętości emanującej z Domu Bożego. Usilnie dążono więc do praktycznej realizacji tego modelu, ale - jak to w życiu - różnie z tym bywało. W 1059 r. sobór rzymski nakazał wydzielenie wokół każdego wznoszonego kościoła przestrzeni do 60 kroków (ok. 45 m), a wokół kaplicy - 30 kroków (ok. 22,5 m), którą uznano za część świątyni1. Innymi słowy żaden z tych obiektów nie powinien funkcjonować bez dziedzińca. Ot, tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było nagle urządzić miejsce pochówków albo... jakiś huczny odpust ;). Już w średniowieczu powstawały również cmentarze w pewnej odległości od kościołów. Ot, np. w XIII w. pod drugiej stronie ulicy powstało miejsce pochówków katedry Najświętszej Marii Panny w Antwerpii (dziś tzw. Plac Zielony - Groenplaats), a nekropolię wrocławskiej katedry św. Jana w XIV w. ulokowano na Zatumiu. W sumie niedaleko, ale mszy słuchać się nie dało ;) Najczęściej kościołów lub kaplic nie budowano na grobach osób wyklętych (tj. skazańców, samobójców), o niskim statusie społecznym czy ofiar epidemii. Wydaje mi się, że dotyczyło to głównie miast biednych, gdyż np. we Wrocławiu jeszcze w XIII w. wystawiono kaplicę św. Barbary (rozbudowaną później do okazałych rozmiarów) na nekropolii uboższych parafian kościoła św. Elżbiety, a w kilkadziesiąt lat później (tj. ok. 1318 r.) "uhonorowano" w ten sposób cmentarz za Bramą Świdnicką. Również w "najstarszym mieście Śląska", tj. Lwówku Śląskim, podmiejskie groby otaczały kościół św. Mikołaja (zbudowany w 1360 r.)2. Tak jak w wypadku "normalnych" świątyń, takoż ich cmentarne odpowiedniki powierzano konkretnym świętym. Na ziemiach polskich szczególną popularnością cieszyła się np. św. Barbara (Kraków, Strzelce Opolskie, Wrocław)3, ale w pozostałej części Europy nad cmentarzami czuwał także Archanioł Michał. Wyjątkowo licznych opiekunów miały świątynie przyszpitalne. Najczęściej powierzano je Duchowi Św. (m.in. Warszawa) lub opiece św. Jerzego (Toruń, Ośno woj. lubuskie), św. Łazarza (Ratyzbona), św. Mikołaja (Münchenberg), a także św. Gertrudy, której ponadto "podlegały" groby złoczyńców i biedaków (Kraków, Uelzen, Wrocław). Naturalnie nie było to dziełem przypadku. Świętą Barbarę uważano za patronkę dobrej śmierci, gdyż przed swym męczeńskim zgonem dostąpiła łaski przyjęcia komunii (na dodatek przyniesionej przez anioły). Opiekun rycerstwa, św. Jerzy zaliczał się również do grona Czternastu Wspomożycieli4, których przywoływano podczas epidemii, a szczególnie często powierzano mu leprozoria5. Z Łazarzem jest pewien problem, gdyż imię to nosiły dwie osoby. Łazarz z Betanii (postać historyczno-biblijna) miał przyjemność wstać z martwych i to za sprawą samego Chrystusa. O drugim Łazarzu Jezus wspomina w przypowieści (Łk 16, 19-31) i chyba właśnie on jest właściwym patronem lokatorów szpitali. Był to bowiem "żebrak okryty wrzodami" (Łk 16, 20), który po wypełnionym cierpieniami życiu doznał łaski przyjęcia do Raju. Z kolei św. Gertruda z Nivelles (626-653 lub 659) jeszcze za życia szczególną troską otaczała wdowy, pielgrzymów, chorych, biednych i więźniów, więc zapewne dlatego w Krakowie i Wrocławiu opiekowała się właśnie miejscami spoczynku przestępców6. Podobnie miłosierna działalność zapewniła św. Mikołajowi patronat nad szpitalami, lecz trzeba zaznaczyć, iż był on czczony również w świątyniach parafialnych (np. Frankfurt n. Odrą). Najbardziej zapracowany z tej gromadki ;) był Archanioł Michał. Obok odpowiedzialnej funkcji naczelnego dowódcy wojsk anielskich do jego obowiązków należało wstawianie się za ludzkością, towarzyszenie śmiertelnikom w ostatnich godzinach życia oraz odprowadzanie ich dusz do i z miejsca Sądu7. Postulowana "przykościelność" nekropolii była więc realizowana w różnym stopniu. W ostatecznym rozrachunku o tym, czy zmarli będą spoczywać apud ecclesiam czy też ad saeptum (pod płotem), decydowała ich pozycja w społeczeństwie, stąd obecność świątyni/kaplicy, jej okazałość lub stan "techniczny" wiele mówiły o prestiżu danego cmentarza. Urbs et provintiaIm dłużej myślałam nad problemem średniowiecznych cmentarzy miejskich i wiejskich, tym bardziej... bolała mnie głowa ;) Pozornie nie powinny się one różnić, bowiem w obydwu wypadkach otaczały kościoły, niewykraczając poza granice ich dziedzińców. A jednak wiąże się nimi kilka zagadnień, których nijak nie da się wstawić w inne miejsce tego "paranaukowego" dyskursu ;) Z konieczności więc omówimy je właśnie tutaj. Kościół w mieście (a zatem także cmentarz) na ogół nie budzą kontrowersji ;) Wiadomo, gdzie dużo ludzi (zwłaszcza białychgłów ;P) łacniej o diabelskie pokusy, zatem należy roztoczyć czujną opiekę nad Pańską trzodą, coby żadna owieczka nie zbłądziła diabłu szkaradnemu satysfakcji nie dając ;). Świat nie składa się jednak tylko z miast, a przecież na wsiach ludzie też grzeszą i też umierają. Jak zatem powstawały kościoły i cmentarze w takim Bimbrowie, Winiarach czy na przedmieściach? Ano, różnie, różnie... Jeśli miejscowość była dość ludna, ale odległa od świątyni parafialnej, wystawiano w niej kościół filialny lub kaplicę8. Nie zawsze rezydował przy nich ksiądz i nie wszytkie nabożeństwa mogły się tam odbywać np. dla świątyń macierzystych "zarezerwowane" były pogrzeby. Tym niemniej wokół bardziej odległych kaplic czasami grzebano zmarłych, choć nie do końca legalnie. Cóż jednak było robić? Za każdym razem biegać ze zwłokami do miasta czy sąsiedniej wsi? ;) Z biegiem lat, jeśli okoliczni mieszkańcy dorobili się kilku groszy, skromną kaplicę przebudowywano w kościół, przy którym erygowano parafię, dzięki czemu można było wokół niego utworzyć "normalny" cmentarz9. Naturalnie był też możliwy i inny scenariusz, a dostępne mi źródła podpowiadają, że był on bardzo częsty. Zazwyczaj kończyło się bowiem na wzniesieniu drewnianej budowli, niemiłosiernie eksploatowanej dopóki nie rozpadła się ze starości. Cmentarze wyrastały także wokół prywatnych kaplic możnowładztwa. Skąd jednak brały się te ostatnie? Ano z ludzkiej ambicji i chęci wywyższenia się nad innych śmiertelników. Jeśli lokalny władyka dysponował majątkiem budował własną kaplicę, a nawet fundował klasztor, gdzie - jako ich wystawca oraz patron - miał prawo pogrzebać siebie i swych bliskich (zob. W zaciszu klasztornych murów). Była to kusząca alternatywa w porównaniu z pochowkiem w "zwykłym" kościele lub co gorsza na cmentarzu wśród pospólstwa. Mauzolea te z czasem przekształcały się w kościoły parafialne i "obrastały" grobami okolicznej ludności10. Przestrzeń otaczająca kościół była (wedle naszych pojęć) dość niewielka, co dotyczyło zarówno miast, jak i wsi. Jednak w tym ostatnim wypadku zazwyczaj możliwe było jej powiększenie, tymczasem w metropoliach nieboszczyków trzeba było upychać jak sardynki w puszce. Tak np. w Krakowie cmentarz zajmował teren wokół kościoła Mariackiego11 czy (olbrzymi jak na tamte czasy) dzisiejszy Plac Szczepański. We Wrocławiu groby otaczały kościół św. Elżbiety12 oraz Marii Magdaleny, a i tak miejsca było za mało, skoro zaistniała potrzeba zorganizowania kolejnych miejsc pochowków tym razem na przedmieściach (cmentarz św. Barbary i św. Krzysztofa). W Warszawie zmarłych grzebano m.in. na terenie dzisiejszego placyku Kanonie (za katedrą św. Jana) lub przy kościele św. Anny (co upamiętnia kolumna z Matką Boską13), aczkolwiek ta ostatnia lokalizacja należała do klasztoru bernardynów była więc mniej "eksploatowana". No właśnie, czy gospodarowanie tymi skromnymi zasobami ziemi cmentarnej różniło się jakoś w miastach i na prowincji? Badania historyczno-archeologiczne pokazują, że większe szanse na święty spokój mieli nieboszczycy pogrzebani na wiejskich cmentarzach, a już tym bardziej klasztornych (zob. Grób). Powiedziałyśmy sobie wyżej o rozmiarach cmentarzy, lecz "dla równowagi" trzeba również przyjrzeć się kwestii ich liczebności. Zacznijmy od rzeczy oczywistych. Otóż, im większa osada tym więcej w niej ludzi. Im więcej ludzi, tym więcej kościołów trzeba zbudować, aby objąć ich fachową opieką duszpasterską. Im więcej kościołów, tym więcej cmentarzy. Proste, czyż nie? ;) Na tym jednak nie koniec. Struktura "klasowa" (jakby powiedziano przed 1989 r.) ludności miejskiej była trochę bardziej zróżnicowana niż na wsi. Metropolie przyciągały i utrzymywały różne kategorie śmiertelników: clerici i laici, bogatych i biednych, poczciwców i złoczyńców, czeladników i partaczy14, którzy w miarę swych możliwości finansowych pragnęli spocząć pośród równych sobie lub nawet lepszych. Owszem, takoż na wsiach zdarzały się pojedyncze "okazy" urozmaicające obraz tamtejszej społeczności, ale ich ilość nie wymagała tworzenia osobnych cmentarzy. Za to w mieście, gdzie np. egzekucje bywały na porządku dziennym, nie dało się grzebać straconych za płotem lokalnego cmentarza, bo najczęściej biegła tam ulica. Podobnie w czasie epidemii, kiedy zmarłych było zbyt wielu, upychanie ich wokół kościoła parafialnego było niemożliwością i zazwyczaj kończyło się na organizacji osobnego miejsca pochówku. Tak więc w miastach i wokół nich cmentarzy było więcej, służyły różnym kategoriom zmarłych, przez co ich prestiż był bardziej zróżnicowany niż na wsi. I tu dochodzimy do kolejnej kwestii: lokalizacji cmentarzy w topografii miasta lub wsi. Właściwie wszytko zależało od położenia kościoła i chociaż istniała tendencja do lokowania go w centrum, to nie zawsze było to możliwe lub... pożądane. Dotyczyło to zwłaszcza kaplic i zabudowań szpitalnych, umieszczanych na obrzeżach miast, a najlepiej za murami15. Wyznaczały one "magiczną" granicę, za którą znajdował się "inny" świat, świat przeznaczony dla "gorszych" ludzi tj. biedaków, obcych, chorych czy wreszcie skazańców. Opisane tu pokrótce cechy cmentarzy średniowiecznych obowiązywały także w następnych stuleciach, aż do wielkiej reformy cmentarnictwa z końca XVIII w. Prowincjonalne nekropolie przykościelne funkcjonowały jeszcze dłużej, co było zapewne spowodowane ich mniejszą "szkodliwością społeczną". Nawet jeśli położone były w centrum wsi, to i tak luźna zabudowa umożliwiała swobodną cyrkulację powietrza, a niewielka (w porównaniu do miast) ilość pochówków nie stanowiła zagrożenia dla zdrowia. Zresztą, może winny był też wiejski konserwatyzm? Jak by nie było, na prowincji w Niemczech lub Wielkiej Brytanii często można spotkać wyniosły kościół wśród pól otoczony nagrobkami, czasami wystawionymi całkiem niedawno (zob. ilustracja obok)16. Urządzenia cmentarneCmentarze przykościelne nie reprezentowały sobą jakiś wybitnych walorów estetycznych, przynajmniej wedle dzisiejszych pojęć. Pozbądźmy się jednak ignorancji ;) i spójrzmy na cmentarze średniowieczne oczami im współczesnych. GróbNiby z grobem rzecz oczywista, ot, dziura w ziemi. Dziś jej wymiary szczegółowo określają stosowne przepisy państwowe, lecz w średniowieczu decydującymi czynnikami były tylko ilość wolnego gruntu i liczba nieboszczyków. Innymi słowy: im mniejszy cmentarz oraz im więcej zmarłych, tym bardziej prawdopodobne, że wylądują we wspólnej mogile. Masowe groby były więc typowe raczej dla "super-extra-dużych" miast (np. Paryża), przy czym Philippe Aries podaje, że praktyka ich kopania rozpowszechniła się dopiero od końca XV w.17 Wspólny kawałek gruntu dzielili przede wszytkim ludzie biedni, których nie stać było na opłacenie osobnego miejsca na cmentarzu. Od średniowiecza był to też popularny sposób grzebania ofiar epidemii (zob. też Cmentarze "krótko i zwięźle" : grób i nagrobek). Jak wyglądały te groby? Ano, duże były... ;) W metropoliach francuskich miały kształt olbrzymich rowów, głębokich na 3 m i szerokich na 5-6 m, gdzie mieściło się ok. 1200 - 1700 ciał. Kopano je zazwyczaj bez żadnego planu, ot, jak było wygodnie. Wyjątkowy był pod tym względem Cmentarz Niewiniątek (Cimetiere des Saints Innocents) w Paryżu, którego mogiły były głębokie na 6 m (stan z 1763 r.). Nocne spacery po owych nekropoliach były niewątpliwie ryzykowne, podobnie jak wycieczka na zapuszczony, zaśnieżony kirkut. O ile jednak w drugim wypadku można "co najwyżej" nogi połamać i zęby wybić ;), to na średniowiecznych nekropoliach naraziłybyśmy się na wpadnięcie do którejś ze wspomnianych mogił zbiorowych i stanięcie twarzą w twarz z jakimś truposzem. Zawsze bowiem jeden, niezapełniony do końca dół, pozostawał otwarty przykryty raczej "symbolicznie" kilkoma deskami albo kratą żelazną. Wydaje mi się, że na prowincji zmarli mogli liczyć na lepsze traktowanie, gdyż niższa umieralność pozwalała swobodniej gospodarować przestrzenią cmentarza. Nie trzeba więc było kopać masowych grobów, co potwierdzają badania archeologiczne. Z biegiem lat nawet te małe nekropolie przepełniały się, ale np. na cmentarzu przy nieistniejącym kościele św. Klemensa w Mogilnie dokonywano również pochówków "piętrowych", nie wydobywając starych zwłok18. Nie wszędzie podchodzono do ludzkich szczątków tak "humanitarnie". Wiadomo przecież: grabarz też człowiek i zdarza mu się to i owo zapomnieć ;). Ot, np., że pod tym drzewem rok temu pochował pracowitego Kmitę. Efekt tej "drobnej" sklerozy łatwo rozpoznają archeolodzy, odkopując groby, gdzie z lokatorów została tylko połowa szkieletu lub część została przesunięta pod jakimś dziwnym kątem. O ile w wykopanie masowego grobu wkładano wiele trudu i serca ;), to pojedyncze nie wymagały już takiego "zaangażowania". Ich głębokość wynosiła zazwyczaj 30-70 cm (klasztor Saint-Nicolas d`Acy we Francji), w wyjątkowych wypadkach 90 -130 cm (klasztor Nanteuil-le-Haudouin również we Francji). Mniejsza liczba pogrzebów umożliwiała też budowanie trwalszych miejsc spoczynku np. przy kościele klasztornym św. Jana Apostoła (również w Mogilnie) odkryto wiele dobrze zachowanych grobów o ścianach wzmocnionych cegłą19. Idea równości wobec śmierci, chociaż oczywista i stara jak świat, zawsze pozostawała tylko teorią. Wystarczy zajrzeć na cmentarz, aby się o tym przekonać. Segregacja zaczynała się już na poziomie płci i wieku nieboszczyka, gdyż na niektórych nekropoliach średniowiecznych da się wyznaczyć kwatery kobiece i męskie, przy czym te pierwsze często sąsiadowały z grobami dzieci20. Jak już wspomniałam w innym odcinku, najbardziej pożądanym miejscem wiecznego odpoczynku było bezpośrednie sąsiedztwo kościoła, a im bliżej ołtarza, tym lepiej. W myśl tej zasady najchętniej wybierano groby wokół absydy, tuż przy murach świątyni, ale też przy wejściu do Przybytku Pańskiego, gdzie były przecież najlepiej widoczne. Cmentarz przykościelny, gdzie by się nie znajdował (tj. w mieście lub na prowincji) był jednak ostatecznością. Spoczywali na nim głównie ludzie niezamożni, co widać m.in. w dość niefrasobliwym podejściu do nienaruszalności miejsc pochówku oraz po dosyć skromnym wyposażeniu grobów. W tym miejscu należy dobitnie, kategorycznie i w ogóle stanowczo ;) podkreślić, że średniowieczny grób miał charakter bardzo tymczasowy. Dziś ustawy państwowe gwarantują "wieczny odpoczynek" przez co najmniej 20 lat, lecz w średniowieczu oraz następnych stuleciach było to niemożliwe ze względów praktycznych. Przyczyny tego stanu były dwie:
Pierwszy problem pociągał za sobą częste przekopywanie terenu cmentarza, kiedy to wydobyte szczątki przenoszono do ossuariów21. Częstotliwość tych zabiegów "porządkowych" zależała naturalnie od potrzeb, (tj. umieralności), ale nie łudźmy się: święty spokój zmarłych nie trwał długo. Natomiast brak nagrobków (dość częste w wiekach średnich zob. niżej) utrudniał życie i zmarłym, i grabarzom. No bo skąd ci ostatni mieli wiedzieć, że akurat w tym miejscu kogoś pochowali kilka miesięcy wcześniej? Dopiero kiedy po kilku machnięciach łopatą ukazywały się jakieś kości, wychodziło na jaw, że ten kawałek gruntu jest zajęty. Nie myślcie jednak, że poprzedniego lokatora z szacunkiem przenoszono do kostnicy. To, co wystawało, owszem, lądowało w ossuarium, lecz reszta zostawała w ziemi. Przynajmniej do następnego razu. Doprawdy średniowiecze zgotowało nieboszczykom smutne losy. Nie dość, że po śmierci czekały na nich aż dwa sądy, których wynik oscylował właściwie tylko między potępieniem wiecznym a bardzo długim, to jeszcze nowe zwyczaje pogrzebowe w praktyce uniemożliwiały wieczny odpoczynek. I na co komu był pochówek ad sactos, skoro i tak ciągle przenosili go z miejsca na miejsce?... ;) NagrobekDziś na cmentarz patrzymy pod kątem zabytków sztuki sepulkralnej (w znaczeniu pamiątkowym lub artystycznym), tymczasem dawniej nie zaprzątano sobie głowy estetyką miejsca pochówku (przynajmniej na cmentarzu przykościelnym). Jeśli już wystawiano nagrobki, to zazwyczaj wzdłuż murów, gdzie nikomu nie przeszkadzały, gdyż środek nekropolii zajmowały najczęściej groby masowe lub pojedyncze mogiłki biedaków. Dopiero od ok. XI w. zaczęły się pojawiać jakieś kamyczki czy drewniane krzyże, wystawione zazwyczaj ze świadomością, że długo nie przetrwają (zob. też Cmentarze "krótko i zwięźle" : grób i nagrobek). Podobnie jak starożytni Rzymianie zakładamy dziś, iż jeśli jest nagrobek, to wyznacza on dokładne miejsce pochówku oraz informuje "kto zacz" i czym się wsławił dla dobra ludzkości22. Jednak sposób gospodarowania przestrzenią cmentarza (tj. masowe groby, wielokrotne przekopywanie gruntu), sprawiały, że trwały charakter miały właściwie tylko pomniki ustawione przy murze, które zresztą nie zawsze odpowiadały miejscu złożenia ludzkich szczątków. Z pozoru opisane praktyki świadczą o pewnym lekceważeniu kwestii upamiętnienia zmarłego. Rzecz nie dotyczyła jednak grobów w kościele, gdzie pomniki wystawiano bardzo często (zob. Dziura w ziemi, czyli o grobach) Jak więc wytłumaczyć ten brak nagrobków? Myślę, że nie chodzi tu o częstsze "spulchnianie" ziemi cmentarnej, bo w kościołach rywalizacja o kawałek gruntu była jeszcze większa. Zapewne winna tego stanu rzeczy była po prostu bieda "klientów" przykościelnych nekropolii. Wokół świątyń grzebano bowiem tych, których nie było stać na uiszczenie opłaty "pro fabrica ecclesae", bo zazwyczaj ledwo im starczało na chleb, więc co dopiero na taką "fanaberię", jak nagrobek. Średniowieczna "polityka nagrobkowa" okazała się wyjątkowo trwała i zaważyła na obliczu cmentarzy także w następnych stuleciach. Ogrójec i ambonaNie myślcie jednak, że średniowieczne nekropolie były puste i nudne. Jak wspomniałam gdzieś tam w innym rozdziale, cmentarz był przedłużeniem przestrzeni kościoła, a specyficzna atmosfera, jaką tworzyły groby, idealnie nadawała się na przypominanie o marności tego świata i prawdziwym celu ludzkiej egzystencji. Nic zatem dziwnego, że właśnie na cmentarzach odbywały się przedstawienia misteryjne i kazania, zwłaszcza w czasie Wielkanocy. To z kolei pociągnęło za sobą utworzenie dwóch specyficznych obiektów: ambony i tzw. Ogrójca lub Góry Oliwnej (niem. Ölberg). Funkcji kazalnicy nie trzeba chyba objaśniać ;), choć do naszych czasów tylko nieliczne zachowały się w swym "naturalnym środowisku"23. Wbrew pozorom "żywot" tego typu obiektów był dłuższy niż samych cmentarzy miejskich np. jeszcze w połowie XIX w. istniała drewniana ambona na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Za to prawdziwą ozdobą niejednego cmentarza były Ogrójce, czyli rzeźbiarsko-malarskie przedstawienia Chrystusa modlącego się na Górze Oliwnej. Często były to pełne dynamizmu, wielofigurowe sceny rodzajowe, gdzie każda postać różniła się fizjonomią, pozą, ubiorem - jednym słowem dzieło sztuki. Miały one przypominać o Męce Pańskiej, o tej wyjątkowej śmierci, która otworzyła ludzkości drogę do Zbawienia. Z drugiej strony chyba nieprzypadkowo wybrano właśnie moment słabości Jezusa - słabości bardzo ludzkiej. Każdy człowiek boi się bowiem cierpienia i śmierci (tak, wiem, że wśród nas na pewno są wyjątki ;)), podobnie jak bał się jej Chrystus na Górze Oliwnej. Ale cóż zrobić, trzeba poddać się woli Boga i wziąć swój krzyż tak, jak uczynił to Chrystus24. Do dziś, w scenerii cmentarnej przetrwało kilka egzemplarzy Ogrójców, choć są one zdekompletowane, a często znajdują się w nieco innym miejscu, przez co straciły na swym wyrazie (np. Ogrójec przy kościele św. Ducha w Krakowie). Z czasem wiele z nich stało się po prostu mauzoleami rodowymi (np. przy kościele św. Barbary w Krakowie czy św. Elżbiety we Wrocławiu). Latarnia zmarłychW XII w. we Francji rozpowszechnił się zwyczaj stawiania tzw. latarni zmarłych (fr. laterne des morts, niem. Totenlaterne), które do ok. XVI-XVII w. stały się charakterystycznym elementem także innych europejskich cmentarzy, w tym polskich. Miały one formę słupa lub podestu, na którym umieszczano lampki. Czasem osiągały całkiem spore rozmiary jak np. XIII-wieczna latarnia zmarłych w Chateau Larcher (Francja). Gdzie indziej znów były to niewielkie kapliczki z niszą na świecę, której blask miał odpędzać moce piekielne. Miały one zachęcać do modlitwy za zmarłych, a niektóre pełniły również funkcję nagrobka lub epitafium25. Z biegiem lat ich znaczenie i kształt ulegały pewnym komplikacjom, toteż kiedy człowiek zobaczył takie światełko w ciemności, właściwie nigdy nie wiedział, dokąd trafi ;) Latarnie zmarłych wystawiano bowiem zarówno na "zwykłych" cmentarzach, jak i w sąsiedztwie leprozoriów lub na drodze do instytucji religijnych (w tym klasztorów zob. np. Opactwo benedyktynów w Scheyern. Ilustracja z: M. Zeiller, M. Merian, Topographia Bavariae (...), [Frankfurt a. Main] 1644 [data wyd. ok. 1690]). I tak np. wybitny badacz historii Krakowa, Władysław Łuszczkiewicz, wymienia zarówno latarnię z cmentarza szpitala dla trędowatych na Kleparzu (św. Walentego) lub szpitala św. Sebastiana, ale także kapliczki na drodze z Krakowa do Tyńca (opactwo benedyktyńskie) czy Mogiły (opactwo cysterskie)26. Kilka "typowych" (tj. poświęconych zmarłym) latarni zmarłych zachowało się na wiejskich cmentarzach przykościelnych na Śląsku (np. Tyniec nad Ślężą k. Wrocławia, Jaroszowo k. Strzegomia, Kostrza k. Jawora, Modliszewo k. Świdnicy, Lubiąż, Kowary). Być może jest to tylko kwestia nazewnictwa i wszystkie te obiekty (tj. cmentarne i przydrożne) miały po prostu pełnić funkcje ochronne tj. bronić zmarłych lub podróżnych przed stworami Ciemności. Ossuarium tudzież kostnicaPoza nielicznymi wyjątkami, historia nekropolii intra muros nie wspomina o ich powiększaniu, bo też w ciasnej zabudowie miejskiej było to po prostu niemożliwe. Kiedy więc na lokalnym cmentarzu zabrakło miejsca i nieboszczyki wyłaziły spod ziemi albo też postanowiono zrobić update świątyni wg najnowszej mody architektonicznej (tzn. rozbudować ją kosztem cmentarza), zbierano kości truposzy i umieszczano je w różnych "egzotycznych" miejscach. W Francji były to nisze w murze cmentarza, niekiedy nawet specjalnie fundowane (np. na Cmentarzu Niewiniątek w Paryżu). Inne stosowane rozwiązanie to budowa odrębnego pomieszczenia na kości, zwanego ossuarium, ossarium, karner lub po naszemu kostnica. Z pewnością od razu przyjdzie Wam na myśl jakaś urokliwa kaplica czaszek w stylu Kutnej Hory lub Czermnej, ale niestety muszę Was rozczarować: średniowiecznych kostnic nie tworzono według przemyślanych planów artystycznych i miały bardziej utylitarny charakter niż tylko przypominanie o marności tego świata. Najczęściej były to niewielkie budynki, gdzie w części nadziemnej znajdował się ołtarz, a w komorze pod posadzką składano kości (np. XIV-wieczne ossuarium przy kaplicy Bolesława III Rozrzutnego w Lubiążu czy Słupie k. Jawora albo istniejąca do 1848 r. kaplico-kostnica św. Materna przy kościele św. Elżbiety we Wrocławiu). Z biegiem lat również i one się zapełniały, jak np. "wielka i głęboka"28 kostnica na terenie cmentarza przy kościele św. Barbary w Krakowie, z której w 1633 r. kości przeniesiono do nowego pomieszczenia28. Było to jednak "urządzenie" dosyć popularne, skoro jeszcze w 1817 r. posiadała je większość cmentarzy na terenie diecezji płockiej29. Ossuaria znajdowały się także wewnątrz kościołów, np. w świątyni klasztornej w Lubiniu powstały aż dwa. Jedno znajdowało się na głębokości 1,6 m i miało 2,5 na 3 m, a drugie utworzono 1,2 m poniżej poziomu gruntu i zajmowało powierzchnię 2,6-2,7 na 1,2-1,5 m. W obydwu znaleziono resztki trumien (i oczywiście kości), przy czym w pierwszej zachowało się dużo fragmentów szat oraz dewocjonalii, podczas gdy druga była skromniejsza. Urządzenie kostnic określały często dokumenty synodów. I tak np. synod warmiński z 1610 r. zaleca: "Kostnice (ossuaria) powinny mieć kraty gęste, aby zwierzęta nie wchodziły; mieć napis jaki nabożny, o wieczności lub o sądzie ostatecznym, na zewnątrz większemi literami, wewnątrz zaś krzyż zawieszony, lub wymalowany, i być oddzielone od ścian kościoła, zwłaszcza nowo stawiane; kości nieboszczyków układać należy, o ile można, w najlepszym porządku, na katafalku."30 Kolejne synody przypominały także, aby nie gromadzić w kostnicy ciał na wpół zgniłych (gnieźnieński 1613 r.), a ich przenosin dokonywać po odprawieniu mszy za zmarłych (chełmski 1694 r.). Cmentarze przykościelne nie mogły się obyć bez kostnic. Sytuacja zmieniła się wraz z powstaniem ogromnych nekropolii podmiejskich, gdzie (początkowo) nie trzeba się było martwić o brak miejsca. Z czasem zmieniła się też ludzka wrażliwość i owo przemieszczanie zwłok, a także eksponowanie ich w jakikolwiek sposób traktowano jest trochę jak profanacja. Dawniej ważne było, aby szczątki pozostały w obrębie kościoła - nie tylko budynku, ale również jego dziedzińca, a to jak przy tym wyglądały miało już mniejsze znaczenie. Wymiar sprawiedliwościBył też cmentarz miejscem pokuty narzucanej przez sądy kościelne, a o organizację tej funkcji nekropolii zadbały synody. Tak np. koncylium wrocławskie z 1248 r. nakazało umieszczać na cmentarzach drabinę, do której przywiązywano fałszywych świadków. Z czasem pojawiły się jeszcze kuny i łańcuchy, przymocowane do drzwi kościoła, a do środków "poprawy" należały także niewielkie cele budowane przy świątyniach, gdzie zamykano jawnogrzeszników i innych przestępców. Władysław Łuszczkiewicz podaje, iż takie "więzionko" znajdowało się m.in. w kościele Bożego Ciała w Krakowie. Należy jednak podkreślić, iż mowa tu o karach kościelnych, gdyż oficjalnie cmentarze były wyjęte spod jurysdykcji świeckiej. Oprawa specjalnaNiektóre cmentarze doczekały się naprawdę wyjątkowej oprawy, oddziałującej na odwiedzających, nieustannie przypominając im o przemijaniu. Johan Huinziga tak opisuje paryski Cmentarz Niewiniątek (Cimetiere des Saints Innocents): "(...) Tutaj leżeli obok siebie bogaci i biedni, co prawda niezbyt długo, albowiem cmentarz, na którym dwadzieścia parafii miało prawo grzebania, cieszył się takim popytem, że po upływie krótkiego czasu wykopywano ledwie pogrzebane zwłoki i sprzedawano kamienie nagrobne. Powiadano, że ciało rozpada się tam aż do kości w przeciągu dziewięciu dni. Czaszki i zwłoki gromadzono potem w kostnicy nad krużgankiem, który z trzech stron otaczał cmentarz; leżały tam tysiącami, na oczach wszystkich, i głosiły naukę o tym, iż wszyscy są równi. Pod arkadami tę samą naukę można było obejrzeć i odczytać z malowideł i wierszy Tańca Śmierci. Na urządzenie "pięknej kostnicy" dał między innymi pieniądze szlachetny Boucicaut. Na portalu kościoła książę de Berry, który chciał być w tej świątyni pochowany, kazał wyrzeźbić w kamieniu sceny z "Trzech zmarłych i trzech żyjących"31. Później, w wieku XVI wzniesiono na cmentarzu jeszcze Wielką Śmierć; dziś wystawioną w Luwrze, jest ona samotnym reliktem tego wszystkiego, co niegdyś tworzyło tam całość."32 Naturalnie tylko duże nekropolie w bogatych miastach mogły się doczekać takich "bajerów", ale z kronikarskiego obowiązku wypadało mi o nich wspomnieć :) Cmentarz żywych i umarłychWiemy już zatem, że wizualnie dawne nekropolie mocno się różniły od XIX-wiecznych, a już tym bardziej od współczesnych. Czy jednak w ciągu stuleci ich funkcja także uległa zmianie? A jakże! Jeśli bowiem sądzicie, że zadaniem cmentarza jest tylko przyjmowanie zmarłych, to baaardzo się mylicie ;-) Cmentarze "od zawsze" cieszyły się pewnymi przywilejami (zob. też Cmentarze "krótko i zwięźle" : prawem i lewem, Cmentarze katolickie : prawo kościelne do pocz. XX w.), choć niektóre bywały dla nich cokolwiek kłopotliwe. Ot, np. najbardziej znane prawo azylu już od V w. ratowało wielu małodobrych przed karzącą ręką sprawiedliwości. Pozostaje jednak pytanie: co dalej począć skoro już dotarliśmy na cmentarz, a za murem tylko czekają, aby nas zaciągnąć na szubienicę. Ano różnie sobie ludzie radzili, niektórzy nawet budowali... domostwa! Był więc cmentarz nie tylko domem grobów, ale także domem dla żywych i to nie tylko tych, wyjętych spod prawa. Na równi z wszelakiej maści przestępcami sypiało tam pospólstwo, które budowało drewniane budy (np. w cieniu kolegiaty Wszystkich Świętych, kościoła Dominikanów czy kościoła św. Idziego w Krakowie). W niektórych miastach ci "legalni" mieszkańcy nekropolii cieszyli się wieloma swobodami np. byli zwolnieni z płacenia podatków33. Zresztą cmentarz zabudowywali nie tylko biedacy. Jeśli poczytacie sobie krótkie notki o dawnych warszawskich nekropoliach, zauważycie, że na wielu z nich oprócz kamienic, znajdowały się szkoły i szpitale. Nie była to tylko specjalność średniowiecza, skoro w XVIII-wiecznym opisie parafii w Chojnicach możemy przeczytać: "Cmentarz jest dobrze ogrodzony płotem drewnianym, to jednak nie wystarcza, aby zamknąć do niego dostęp zwierzętom (mimo, że są bramy), ponieważ przez cmentarz prowadzi dróżka ogólnie używana i znajduje się na nim siedem [sic!] domów, których mieszkańcy utrzymują różne zwierzęta."34 W przeciwieństwie do dzisiejszej praktyki, dawne nekropolie były przestrzenią publiczną, gdzie dość intensywnie przejawiały się naprawdę różne aspekty życia miasta. Tu sprawowano sądy i ogłaszano wyroki35, prowadzono piekarnie (sic!)36, księgarnie37, zakłady krawieckie38 czy "przemysłowe"39. Na cmentarzu gromadzono się, aby tańczyć, uprawiać sporty40, a nawet... skorzystać z usług "dam negocjowanej cnoty"41, jak je wdzięcznie określił jeden z moich kolegów ;-) Przede wszytkim jednak na cmentarzach handlowano. Ot, np. akta kościoła St. Michel-le-Belfry w Yorku z 1416 r. donoszą, iż na lokalnym churchyardzie regularnie w niedziele i święta odbywał się jarmark42. Okazją dla wszelkiej maści "biznesmenów" były również odpusty43. Wokół kościoła rozstawiano wówczas kramy, między którymi popisywali się żonglerzy i inni wesołkowie, a że w ogóle był to czas radości i dokazywania, toteż powaga cmentarza doznawała nieraz sporego uszczerbku. Szczególną sławą takiego centrum życia miasta cieszył się Cmentarz Niewiniątek, sławą - co trzeba dodać - niezbyt dobrą. Bronisław Geremek pisał: "Najbliższe otoczenie cmentarza stanowi dzielnica nędzarzy. (...) Na samym cmentarzu schodzą się prostytutki, handlarze, włóczędzy, próżniacy wszelkiego rodzaju. Tutaj różnego typu oszuści czekali na swe łatwowierne ofiary. Na cmentarzu i w jego bezpośrednich okolicach znajdywali złodzieje nabywców skradzionych przedmiotów."44 Cmentarz ów i jego okolice zostały dekretem królewskim przeznaczone na teren handlu starzyzną. Wśród mogił przechadzali się zatem sprzedający, "bankierzy" wymieniający pieniądze i oczywiście kupujący, a interesu nieraz dobijano na świeżym grobie45. Podobny opis przekazuje Johann Huizinga: "Miejsce to było zatem dla piętnastowiecznych Paryżan czymś takim, jak posępny Palais Royal w roku 1789. Pośród nieustannych pogrzebów i ekshumacji odbywała się tam promenada, podczas której spotykali się wszyscy. Obok kostnic znajdowały się kramy, a pod arkadami gromadziły się kobiety lekkich obyczajów. Obok kościoła nie brakowało nawet zamurowanej pustelnicy. Czasem jakiś mnich z zakonu żebrzącego wygłaszał kazanie na tym osobliwym miejscu, które już samo było niejako kazaniem w średniowiecznym stylu. Niekiedy, jak powiada Mieszczanin Paryski, zbierała się tam procesja dziecięca, dochodząca do liczby 12 500 uczestników; wszyscy nieśli świece i towarzyszyli przenoszeniu relikwii świętego młodzianka do Notre-Dame i z powrotem. Urządzano tam nawet festyny. Do tego więc stopnia to, co wzbudzało grozę, stało się rzeczą codzienną!"46 Wesołe sąsiedztwo miały zresztą nie tylko cmentarze Paryża. Ot, np. w Krakowie do 1524 r. przy Kościele Mariackim (a więc i jego cmentarzu) funkcjonowały szynki i karczmy, w XVII w. na wprost kościoła św. Kazimierza (franciszkanów reformatów) prosperowały burdele (zlikwidowane dopiero w 1696 r.)47. Także w XVIII-wiecznej Warszawie kanonicy katedry św. Jana wynajmowali lokale wokół cmentarza parafialnego (Pl. Kanonie) z przeznaczeniem na szynki48. K'woli prawdy historycznej należy jednak przyznać, że Kościół dzielnie i uparcie potępiał te przejawy doczesności (zob. Cmentarze katolickie prawo [link]). Niestety zazwyczaj bezskutecznie, trudno bowiem walczyć z ludzkimi przyzwyczajeniami, zwłaszcza jeśli we własnych szeregach (kler parafialny) są tacy, którym to absolutnie nie przeszkadza. FinisŚredniowiecznych cmentarzy przykościelnych nie zdobiły marmury, nie ocieniały laury czy inne drzewa nastrojowo szumiące i daleko było im do estetyki XIX-wiecznych nekropolii. Nie były to parki, czy galerie sztuki, ale chociaż były miejscem pochówków, tętniły życiem. Owe średniowieczne nekropolie (zwłaszcza miejskie), nie były bowiem odizolowane od miasta i życia zwykłych ludzi. Nie chodzi tu tylko o inne niż grzebalne funkcje cmentarza, o których pisałam wyżej, ale także o hmmm... kontekst, a dokładniej sąsiedztwo owych mogił. Dzisiaj, jakkolwiek wiele cmentarzy znajduje się w centrum miasta, to są od niego oddzielone murem i pewną przestrzenią, na której (teoretycznie) nie wolno stawiać budynków mieszkalnych. Cmentarze ożywają właściwie tylko w czasie Święta Zmarłych, a w Polsce od XIX w. spacer po cmentarzu w celach innych niż zaduma nad marnością świata był i jest postrzegany jako dosyć podejrzana ekstrawagancja (wiem coś o tym ;-)). A kiedyś... kiedyś cmentarz i śmierć były po prostu naturalnym elementem i krajobrazu, i... życia. Sowa Przypisy
Źródła
|